wtorek, 10 maja 2011

refleksje

Przeglądam archiwum bloga. Aż nie chce mi się wierzyć , że tyle pokonaliśmy przeciwności losu
i udało się nam zrealizować marzenie. Podziwiam Jędrka, który z takim zapałem i samozaparciem parł do przodu. W budowę włożył wiele wysiłku i ciężkiej pracy. To dzieło jego życia. Zresztą rzadko komu udaje się zbudować nie jeden, a dwa domy!
Szczerze go za to podziwiam!
Popełniliśmy wiele błędów, które może nie powstałyby, gdybyśmy posiadali więcej wiedzy fachowej i gdyby nie słabostki przypadkowych " fachowców". Po prostu parę razy " wtopiliśmy finansowo", zawierzając panom budowniczym.Końcówka jest trudna, bo wyczerpały się nasze wszelkie fundusze. Jestem teraz prawdziwym dusigroszem, a wcześniej byłam lekkim utracjuszem. To konieczność, bo inaczej nie związałabym końca z końcem.
Zastanawiam się, czy zaczęłabym budowę chat, gdybym miała tę świadomość, co teraz. Chaty miały kosztować tak niewiele, a ich przestawienie? No, cóż... Wymieniana kwota była tak śmieszna, że każdy pokusiłby się. Faktycznie koszty są prawie takie, jak przy budowie normalnego domu, bo i ten, który powstał, jedynie z zewnątrz jest starą chatą. W środku kryje niespodziankę prawdziwej wygody i komfortu. Przecież myśleliśmy, aby tu na starość zamieszkać, więc nie mogłoby być inaczej.
Wiem, że gdybyśmy teraz mieli wchodzić w taką inwestycję , to chciałabym, abyśmy zrobili to sami.
Mam wyrzuty sumienia, że zburzyłam spokój mojej siostry. Chaty nie przyniosły jej radości. Odwrotnie, stały się zarzewiem wielkiego stresu. Moja siostrzyczka nie zdołała pokochać chatek w ten sposób, jak ja i Jędruś. Może z czasem, gdy chaty zatętnią, życiem zmieni zdanie. Mam taką nadzieję!
Nasze chaty budowane były z miłością. Mam nadzieję, że będą przyjeżdżały tu tylko osoby, które to docenią i nie zrażą się dzikością otoczenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz