niedziela, 22 października 2023

Czechy , ścieżka na torfowiskach w Rejviz/ okolica Zlatych Hor/

 
 
Kontynuując podróż wstecz, aby mi nie umknęły  najważniejsze wydarzenia ostatniego okresu, chciałam tym razem tylko naszkicować co ważniejsze wydarzenia. Przystanę przy nich dopiero w kolejnych postach, ale i tu z  pewnością nie zachowam chronologii, ani szczegółów, bo już  dobrze nie pamiętam co, kiedy, jak ... Ważne dla mnie jest, aby zapisać, że wydarzyło się TO w okresie letnim 2023 roku. A więc ;
  
   W okolicy trzeciej dekady lipca odwiedziliśmy Koźle. Jedna z moich przyjaciółek, Iga właśnie wyjeżdżała z wnukami nad polskie morze, więc zobaczyłyśmy się tylko na chwilkę w kawiarni Odrzańskich Ogrodów. Następnego dnia wyjeżdżała i właśnie robiła pośpieszne zakupy. Upchała mnie w swój ciasny grafik pomiędzy wizytą w Rossmanie, a zakupami w Tryumfie. Pośpiesznie omówiłyśmy najważniejsze sprawy i wyścikałyśmy się. Pożyczyłam jej dobrych wakacji i słoneczka, no bo po co jedzie się z dzieciakami na plażę i poszłyśmy w dwóch przeciwnych kierunkach.  Następnego dnia odwiedziłam drugą swoją psiapsiółkę, Elę, która w pierwszej  połowie lipca upadła i złamała nadgarstek w lewej ręce. Niestety, mimo bólu nie poszła do lekarza. Wydawało jej się, że jeśli rusza palcami, to nie ma złamania i wcześniej, czy później ból z powodu obtłuczenia minie. Niestety ból nie mijał, a brak sprawnej ręki doskwierał. Gdy znowu odwiedziłam Koźle z końcem sierpnia, sytuacja nie zmieniła się. Ela upierała się już prawie od dwóch miesięcy, że ręka sama się zrehabilituje. W końcu wymusiłam na niej wizytę u lekarza. Poszłam z nią na prześwietlenie i gdy otrzymała opis, okazało się, że jej upór był bez sensu. Wizyta u ortopedy otworzyła jej oczy i sprowadziła na tzw. ziemię. Rzeczywistość okazała się nienajlepsza. Ręka zrosła się w taki sposób, że aby Ela mogła nią prawidłowo ruszać, potrzebna była skomplikowana operacja. Teraz każdy bardziej skomplikowany ruch przyprawiał ją o ogromny ból. Wyjechaliśmy 4 września nad morze, a Ela telefonicznie zaczęła szukać ortopedy, który przywróci jej sprawność. Znalazła specjalistę dopiero w Warszawie.Umówiła się na wizytę. Minął wrzesień. Dziś jest już 22 października i dopiero teraz Ela jest już po specjalistycznej operacji. Właśnie wczoraj wróciła z Warszawy. Operacja udała się. Ręka jej wraca do sprawności. A ja odetchnęłam z ulgą.
Jeśli w tym miejscu piszę o sprawach trudnych, to nie sposób, abym nie wspomniała o dwóch tragicznych wiadomościach, które otrzymałam telefonicznie i mocno zaburzyły nasz bóbrczański, letni, beztroski nastrój. Jedna z nich dotyczy mamy Brygitte, która w wieku 97 lat zmarła w swoim domu w Belgii. Druga dotyczy mojej dużo starszej koleżanki z pracy, emerytowanej sędzi, Adeli Bieszczad, a która była dla mnie wzorem prawdziwej damy, osoby z  niesamowitą klasą oraz wspaniałego  specjalisty prawa cywilnego. Obydwie panie bardzo lubiłam i będę wspominała z łezką w oku.
Wracając do przyjemnych zdarzeń minionych wakacji, to chyba  najważniejszymi była siedemdziesiątka Jędrka, którą urządziłam mu w Dworku w Komornie. I zwiedzanie wystawy Impresjonistów we Wrocławiu, przyjazd Stelli z rodzinką do Bóbrki, a w sierpniu  odwiedziły nas w chacie wnuczki; Julia i Maja. Wakacje z rodzinką, a szczególnie wnukami mają dla nas magiczną moc. Pewnie w związku z tym , że każde z naszych wnucząt jest wyjątkowe i zupełnie wewnętrznie niepodobne do pozostałych, czerpiemy z obcowania z nimi niesamowite bogactwo, a szczególnie wiedzę o współczesnych młodych ludziach, ich wrażliwości, postrzeganiu świata i współczesnym społeczeństwie...Dziewczynki zmuszają nas do aktywnego korzystania z siłowni, basenu, czyli zwiększonej aktywności fizycznej, a chłopcy do pogłębiania wiedzy, czyli sprawności intelektualnej. A przechodząc do zdarzeń, to muszę napisać o cudownych naszych wrześniowych wyjazdach, czyli wyjeździe nad morze do Pobierowa i aktywnym turystycznie powrocie do Bóbrki. A wracaliśmy przez trzy dni. Po powrocie w celu porównawczym odwiedziliśmy torfowiska w Tarnawie Niżnej. Piszę porównawczej, bo w dniu drugiego września odwiedziliśmy czeskie torfowiska w Rejviz. I właśnie dziś będzie o tych dwóch torfowiskach.

Wiadomości uzyskane z Wikipedii; Rejvíz – osada letnia , obecnie jest uznawana  za część miasta Zlate Hory i jest położona około 10 km na północny wschód od czeskiego Jesenika. Znajduje się na wysokości 750–899 m n.p.m., zaraz przy granicy z Polską. Historycznie położona jest na Śląsku. Z Koźla mamy tutaj dosyć blisko.Jadąc do Rejviz kierujemy się na Głogówek,Prudnik, a później w kierunku Pokrzywnej i Jarnołtówka. Jadąc tą drogą dalej , czyli 453, dojeżdżamy właśnie do granicy z Czechami. Pokrzywna i Jarnołtówek były kiedyś bardzo modnym miejscem wypoczynku w Górach Opawskich. My również w różnych okresach roku korzystaliśmy z noclegów w zakładowych domach wypoczynkowych, wożąc tam swoje małe dzieciaki, aby pooddychały czystym , górskim powietrzem.Stamtąd wspinaliśmy się na Kopę Biskupią.A teraz robimy czasem sobie tam wypady na świeże smażone pstrągi, czy też po prostu po to, aby trochę pochodzić po górskich ścieżkach. Góry Opawskie, tak samo jak i Bieszczady są górami na moją miarę i nawet chyba jeszcze bardziej na moją kondycję. A wracając do torfowisk w  Rejviz, to na  północ od osady Rejvíz rozciągają się góry Rejvízská hornatina wchodzące w skład właśnie Gór Opawskich z rozległymi widokami na Równiny: Jawornicką i Polską. Od południa graniczy z Masywem Orlíka .W okolicy osady położone jest Wielkie Jeziorko Torfowe usytuowane pośrodku Narodowego rezerwatu przyrody NPR Rejvíz. Aby nie niszczyć rzadkiej, endemicznej roślinności, doprowadzono do niego ścieżkę dydaktyczną zbudowaną z desek osadzonych na palach. W pobliżu znajduje się przełęcz Rejvíz pomiędzy szczytami gór Tisový i U Pomníku, o wysokości 769 m n.p.m. W letniej osadzie obecnie dominują Czesi. W 2005 stała ludność liczyła około 65 osób. W sezonach turystycznych liczba gości sięga 900 osób.Osada jest punktem wypadowym do wycieczek pieszych, rowerowych oraz dla narciarzy biegowych dla całego obszaru Jesenika, w tym Masywu Orlíka.


 
 






















A teraz porównawczo zdjęcia torfowisk w Tarnawie Niżnej. Byliśmy tam po przyjeździe z naszych wrześniowych wakacji. Gdy pod koniec września Bieszczady zaczęły się jesiennie wybarwiać, pojechaliśmy obejrzeć koloryt wyższych Bieszczadów. Wycieczka była wspaniała.

I znowu korzystając z wiadomości Wikipedii; Tarnawa Niżna  to wieś położona w województwie podkarpackim w gminie Lutowiska.Leży ona nad rzeką San. Torfowiska Tarnawa położone są w Bieszczadzkim Parku Narodowym. My trafiliśmy na torfowiska obok Tarnawy Niżnej , blisko granicy z Ukrainą.W ciągu tygodnia było dosyć pusto i wreszcie zobaczyłam Bieszczady takie, jak lubię. Wycieczka warta zachodu. Wrócę tu wiosną.









 

 

poniedziałek, 9 października 2023

Baranów Sandomierski i Zalipie -wieś malowana

 Tej wiosny oraz na początku lata wznowiliśmy swoje niedzielne wypady. Na pierwszy ogień poszedł  zamek w Baranowie Sandomierskim, urokliwym miasteczku położonym w województwie podkarpackim.Miasto uzyskało prawa miejskie na prawie niemieckim od Kazimierza Wielkiego w 1354 roku. Zamek był kiedyś siedzibą  wielu znanych polskich rodów, a w czasie II wojny światowej siedzibą Wermahtu, a później służył jako magazyny GSu. Odrestaurowano go w latach 1959 -1968. Został on wybudowany w późnorenesansowym stylu i z uwagi na podobieństwo, zwano go Małym Wawelem.Miasto położone jest  w Kotlinie Sandomierskiej nad Wisłą i jej prawobrzeżnym dopływem Babulówką. Moim zdaniem jest ślicznym , małym miasteczkiem, a zamek prawdziwą perełką. Pomimo, iż jechaliśmy do niego z Bóbrki dosyć długo, to wycieczka była wspaniała i ciekawa. Z uwagą zwiedzaliśmy zamek, jego sale oraz zamkowe muzeum. Pogoda była piękna. Było bardzo ciepło i zwiedzanie zamku oraz przyległego parku było czystą przyjemnością.Obiad zjedliśmy w zamkowej restauracji i pomimo, iż niektóre sale były pozajmowane przez uczestników I-wszo-komunijnych obiadów, a  był to akurat okres I-wszych Komunii świętych, to i dla nas w jednej z sal znalazło się miejsce.  Jedzenie było w stylu staropolskim i bardzo nam smakowało.Historia tego miasta oraz zamku jest  ciekawa i na jej temat można doczytać w wikipedii. Ja zrobiłam to późno, bo już po powrocie z wycieczki, a szkoda, bo inaczej wyglądałoby nasze zwiedzanie. Z pewnością byłoby bardziej świadome. Jednak pojechaliśmy na tzw. "spontanie" i nie było czasu na wcześniejsze przygotowanie się. 

 






















                                                               Baranów Sandomierski

































 Z kolei w Zalipiu byliśmy przejazdem w drodze z Koźla do Bóbrki. Już dużo wcześniej czytałam o tej wsi i bardzo chciałam na własne oczy zobaczyć wieś o ścianach ozdobionych ludowymi malowidłami. Odbiliśmy więc w bok od naszej typowej trasy i za pomocą nawigacji odnaleźliśmy małopolską malowaną wieś.I tym razem wycieczka była bardzo udana.Dalszą część drogi powrotnej do chaty odbyliśmy bocznymi drogami, a nie jak zwykle głównie autostradą. Tym razem obiad zjedliśmy bardzo późnym popołudniem już pod Krosnem w przydrożnej karczmie. I tym razem był smaczny, a nam powiększyła się lista restauracji, w których mogę zamawiać i spożywać obiad.

I ten oto sposób, w skrócie staram się uzupełnić lukę w moich zapiskach, aby nic ważnego mi nie umknęło.Prowadząc chronologicznie blog dużo łatwiej mi odszukać datę, gdy do czegoś wracam w rozmowie ze znajomymi. Postanowiłam, że do chwili wypełnienia przerwy  w zapiskach, będę każdy post dzielić na dwie części; pierwszą część historyczną , a drugą z aktualnościami.

Tak więc teraz nadeszła chwila na naszą teraźniejszość

Po krótkim, bo trzydniowym pobycie w Koźlu, gdzie załatwialiśmy bieżące sprawy, czyli  odświeżenia więzów rodzinnych, wysłuchanie opowieści o pierwszej miłości najstarszej wnuczki, wizytę o dermatologa, wizytę u fryzjera, w salonie kosmetycznym, spotkanie z jedną z przyjaciółek, bo druga na tydzień wyjechała aż do Piszu, odebranie z poczty listów poleconych, odkurzenie miejskiego mieszkania, aktualizacja, a raczej wymiana ciuchów na cieplejsze, roboty ogrodowe... A potem szybko wróciliśmy z powrotem do chaty, bo Jędrek miał pilne spotkanie. Nawet nie zdążyłam poczuć miejskiej atmosfery, tak krótko to trwało.Na domiar złego mój kochany samochodzik złapał porządną awarię. Otóż przerdzewiała chłodnica, o czy zakomunikował na błyskiem lampek kontrolnych i alarmem dźwiękowym na skrzyżowaniu, gdy stałam na świetle czerwonym w pierwszej pozycji. Nie miałam wyjścia i z duszą na ramieniu pojechałam około 3 kilometrów na parking galerii, gdzie w kawiarni miałam spotkać się z przyjaciółką. Jadąc zerkałam tylko, czy już się dymię, czy jeszcze nie. Z kawiarni zadzwoniłam po męża, a on odstawił autko do warsztatu. Ja zostałam na kawie i pogaduchach. Po przyjeździe spotkałam się z siostrą, która z nowym partnerem od końca września rezyduje w swojej chacie, byłam na pieszym, długim, samotnym spacerze wzdłuż Zalewu Myczkowskiego. Do chaty wróciłam po trzech godzinach. Poza tym staram się na bieżąco ogarniać gospodarską rzeczywistość chaty.