Ale nie o tym chciałam, bo moja pisanina ma za zadania rejestrowanie naszego czasu w chacie. Czasu radosnego, smutnego, łatwego ale i trudnego. Takiego, jakim jest życie. Płyniemy na jego fali i aby nie utonąć, musimy nauczyć się unosić na powierzchni, choć żyjemy w stanie nieustannego zagrożenia. Staramy się zrobić wszystko aby nie zwariować. A o to w dzisiejszym czasie nie trudno. Wystarczy przez wiele nocy nie spać ze zdenerwowania, czy też obsesyjnie myśleć o ofiarach tej batalii z wirusem, o bezradności walki w związku z brakiem oręża. Staram się nie myśleć o zagrożeniach, wysypiać się, mieć stały kontakt z przyjaciółmi i rodziną. I żyć, jak najlepiej potrafimy.
Pojechaliśmy w stronę Myczkowiec. Po drodze minęliśmy piękne starorzecze Sanu oraz biblijny ogród Caritasu, a w którym teraz królują różnokolorowe krokusy. Za mostem skręciliśmy w stronę Zwierzyńca. Przejechaliśmy tę wioskę i za nią pojechaliśmy wzdłuż Sanu. Zostawiliśmy za sobą przystań kajakową i w żółwim tempie toczyliśmy się wzdłuż Lasu Bukowina w stronę Średniej Wsi. Na Tym odcinku San robi duże zakole i skręca w stronę Leska. Cały czas jechaliśmy doliną Sanu.
Na chwilę zatrzymaliśmy się, bo na wielkiej łące widniał stary, powykręcany, artretyczny sad, a w nim ruiny jakiejś chaty. Stare powyginane gałęzie pochylały swoje sękate dłonie nad zmurszałymi belkami, chroniąc minione, rozsypujące się dnie, lata. Cząstkę czyjegoś życia.
Wyszliśmy z samochodu i poszliśmy obejrzeć ślad ludzkiego istnienia na tym pustkowiu. Stare belki chaty stały się naturalnym ogrodzeniem dla młodego zagajnika, który zawładnął terenem. Obok widniały resztki studni, rozsypujące się deski z jakiejś komórki, wszystko co świadczyło, że kiedyś w chacie kwitło życie. Teraz przyroda zawładnęła terenem. Obok chaty zauważyliśmy delikatne ślady wiosny. Drobne główki kwiatów, które jak gwiazdki wyzierały spomiędzy zeschłych traw i łodyg dzikiej rudbekii. Poszliśmy w stronę lasu. Na skraju stały lizawki z pozostałościami soli dla leśnych zwierząt.
Słoneczko grzało. Pomimo, iż byłam w lekkiej kurtce, było mi tak gorąco, że musiałam ją zdjąć. Wróciłam do samochodu w samej bluzce. Jechaliśmy wśród pół. Minęliśmy ujęcie wody, wielką studnię głębinową. I pojechaliśmy w stronę Sanu.Zatrzymaliśmy się przy brodzie. Pochodziliśmy wzdłuż brzegu. Widać tutaj miejsca , w których zazwyczaj przebywają wędkarze. Teraz są one puste. Pozostały jakieś porzucone butelki , ślady po ogniskach. Woda w Sanie była czysta, bystra. Brzegi rozjechane przez kłady. Może teraz trochę przyroda odpocznie? Z tą myślą z tyłu głowy pojechaliśmy dalej polną drogą , która skręcała w stronę Leska. Przy tej ścieżce szerokiej na na nasz samochod stały ruiny zabudowań. Ścieżka biegnie równolegle do asfaltowej szosy. Odgradzają ją od niej wielkie połacie podmokłego terenu. Zrujnowane gospodarstwo było w dużo lepszym stanie, niż poprzednie zabudowania. Obok okazałego domu stoi jakiś bezimienny grób. O tym, że ktoś tu spoczywa świadczy znicz i zaschnięte w doniczce chryzantemy.
Obchodząc porzucone gospodarstwo zastanawiałam się, kto tu mógł mieszkać. Jaką historię życia strzegą stare wnętrza. Dlaczego tak urokliwe zabudowania stoją samotnie wśród pól, łąk i lasów? Myślałam również o czasie teraźniejszym, czasie zarazy. Nie wiem czy powinnam o tym myśleć w tak pięknym miejscu, ale samotność i smutek ziejący z oczodołów domu, nasunął mi te chmurne myśli. Zastanawiałam się ile pozostanie takich opuszczonych miejsc po zakończeniu naszej światowej walki z wirusem. Jak będzie wyglądało nasze życie po tak traumatycznym doświadczeniu, i czy w końcu ludzie zdadzą sobie sprawę z tego, jak mocno niszczą swoją planetę? Czy nasze wnuki będą rozumniejsze i ochronią to niepowtarzalne piękno przyrody. Czy może ślepo powtórzą błędy wcześniejszych pokoleń i zniszczą to co pozostanie, bo żyjąc wg hasła" a po nas choćby ogień "będą gnać za dobrami materialnymi lub władzą.
Dziś już wtorek 31 marca. Dziś świeci słoneczko, choć temperatura jest bardzo niska. W nocy było 5 stopni mrozu. Teraz dwa stopnie w plusie. Nasza młodsza wnuczka ma dziś urodziny. Internetowo kupiliśmy jej hulajnogę i wysłaliśmy do naszej kochanej dziewczynki. Mam nadzieję, że sprawi jej radość i pozwoli na ruch na świeżym powietrzu. Nie ma z tym kłopotów, bo dom w którym mieszka, otoczony jest dużym ogrodem. Smutno będzie myśleć o tym, że w tym roku nie możemy z nią świętować. Jednak składając życzenia zajrzymy kamerką do pokoju dziewczynek i zamienimy z nimi parę słów. Ważne by były bezpieczne.
Długo piszę ten post, bo co chwilę odrywam się, doglądając a to gotujący się obiad, a to nastawiony zaczyn na chleb, sprzątając, piorąc, doglądając kominka. ....
Życzę Wam wszystkim , którzy zaglądacie do mojej chatoMani dużo, dużo zdrowia i samych radosnych myśli. Uważajcie na siebie.