niedziela, 29 maja 2011

Candy

Jak przystało na prawdziwą blogerkę ogłaszam pierwsze autorskie candy ...

Do wygrania książka mojego autorstwa z dedykacją i autografem oczywiście :)


Więcej o książce przeczytać można tutaj "`Pejzaż retro "

Zapraszam wszystkich chętnych - zasady niezmienne:
- poproszę komentarz pod tym postem w komentarzu proszę o umieszczenie adresu swojego bloga (do zabawy zapraszam także osoby bez bloga, jednak wówczas należy koniecznie podać swój adres mailowy, a o słodkościach można powiadomić np. na facebooku czy gdziekolwiek indziej)
- podlinkowanie zdjęcia z moim candy i umieszczenie na bocznym pasku Waszych blogów ,lub zamieszczenie krótkiej informacji.
 
- miło mi będzie jesli zasilicie liczbę obserwatorów mego bloga 


Candy trwa od 29 maja 2011 roku do 27 czerwca 2011 do godz 21.

jak dobrze nam głęboka nocą...

Chyba tak będzie,jak w tytule, bo wyjeżdżamy pod wieczór, czyli, gdy tylko się pozbieramy. Pozbieramy się, myślę, w ciągu dwóch godzin, licząc od godziny 15-stej. A później będzie " jak Bóg da". Raczej, jak będzie na drodze. Pojedziemy chyba trasą , która nazywam " widokową", bocznymi drogami. Nawierzchnia dobra, a bardziej pusto. I jakie widoki! Pięćdziesiąt euro za sztukę! Droga jest kręta, są serpentyny, ale na granicy Królówki i Leszczyny stoi stragan " Babci". Sprzedaje to, co rodzi bogata, małopolska ziemia . Zrobimy więc zakupy warzywne, a może i owocowe( truskawki?). Babcia jest wesoła i dowcipna. Miło z nią porozmawiać, pośmiać się, a i towar jest " pierwsza klasa". Czasem trafi się też ser domowej roboty, a niekiedy  i kiełbaska. Tej nie kupuję, bo moja wątróbka buntuje się. Mam wtedy klasyczny konflikt; kubki smakowe chcą, a rozsądek nie! Ale w związku z tym, że sobą JA rządzę, patrzę z pogardą na cudnie uwędzony i pachnący wyrób miejscowego rzemiosła masarskiego. Z żalem odmówię! Jędruś też nie może, bo mu się za szybko żyły pozatykają / rodzinne przypadłości/. Zresztą on ma więcej samozaparcia i rozsądku niż ja. I to zdecydowanie widać.
Powracając do tematu chat " Pod Arniołami", muszę pochwalić się, że właśnie przed momentem umówiłam się na jutrzejsze popołudniowe spotkanie z moim Dobrym Bóbrkowym Duchem, czyli Grażką. Przyjdą z Leonem, aby się z nami przywitać! Miło spędzimy popołudnie! Już czuję, że pobyt będzie świetny. I to jest ta dobra strona naszych czasów. Parę kliknięć w klawiaturę i już wiemy, że się spotkamy. Mam nadzieję, że dzięki Grażce od czasu do czasu coś napiszę. A jeśli nie, to prześlę zdjęcia i mój drugi Dobry Duch, czyli  moja Córa podtrzyma bloog przy życiu.

sobota, 28 maja 2011

gra w zielone

- Czy grasz w zielone?
- Gram!
-Czy masz zielone?
- Mam!
Bardzo popularna gra w zamierzchłych czasach mojego dzieciństwa. Śpiewano o niej piosenki. Od jutra będę się w nią bawiła w naszym dzikim ogrodzie. Mam nadzieję, że przestanie padać i te 400 km, które mamy do przebycia, przejdzie nam bezboleśnie. Ważne, aby było sucho. Z tego ciągłego jeżdżenia i wożenia,  połamały się nam pałąki, przytrzymujące plandekę.Jędruś już teraz zaczyna pakować na przyczepkę bagaże. Jest tego bezliku. Przez cały miesiąc gromadził w garażu, aby nie zapomnieć. Ja robiłam to samo w pokoju chłopców. Stoi tam; stary zegar, parę glinianych garnków, stara, belgijska waza na zupę, tzw. gliniaczki, wielki anioł, który ma zawisnąć na ścianie. Są też jakieś duperele, które robią klimat oraz rzeczy praktyczne, bez których nijak...itp. itd.  Chcemy do końca urządzić nasz drugi dom, aby było wygodnie , aby ci, którzy skorzystają z naszej oferty i będą chcieli spędzić urlop w chacie " Pod Arniołami", poczują się tu jak u ukochanej ciotki, babci, przyjaciółki...Zależy nam, aby zbudować odpowiedni klimat do zakochania się w Bieszczadach i Arniołach.
Zamierzam zabrać ze sobą trochę książek i nadrobić czytanie, notebooka, aby skończyć korektę książki, farby, płótna i pędzle, bo a nóż będę malowała. Mam nadzieję, że prócz tego będę nosić, grabić, siać, pielęgnować i pomagać Jędrusiowi.  Śmiało mogę być pomocnikiem majstra i ogrodnika! Zakupiłam rękawice! Mam też ogromną ilość dobrych chęci, a to już coś!!!

piątek, 27 maja 2011

zamyślony Arnioł

W ubiegłym roku, pewnego czerwcowego popołudnia przemknął się między chatami. Gdy podjeżdżałam do bramy mignęły mi czubki jego skrzydeł. Zazwyczaj nie daje się przyłapać. O jego istnieniu świadczą zazwyczaj jedynie ślady na fotografii; a to złapany rąbek zwiewnej sukienki, a to złote obwódki skrzydeł w koronach drzew. Myślę, że tańczył tam z innymi i tak się roztańczył, że nie zdążył na czas uciec. Jest bardzo ciekawski. Myślę, że dlatego dwa lata temu pojawił się na fotografii. Wyzierał z okna chaty. Gdy mnie nie ma, tęskni. Sfruwa wtedy i siada na przyzbie. Myśli. A może szykuje się do tańca w różowych zatokach nieba? Raz nie wytrzymał tęsknoty i wkradł się w mój sen. I oto jest. Tęskniący, zamyślony. Pojutrze spróbuję go przyłapać!

czwartek, 26 maja 2011

sielskie klimaty

Nie ma to jak po męczącym, gorącym dniu zawiesić oko na perlącej się wodzie, kwitnącej łące i świeżej, bujnej zieleni drzew porastających Berdo.
Sielsko, anielsko!!! Prawie czuję zapach trawy i ziół. Na starość robię się sentymentalna, jak pensjonarka. Oczyma wyobraźni widzę siebie opartą o pień drzewa. Siedzę sobie w cieniu, mrużę oczy, bo woda błyszczy. Wokoło cisza, tylko ptaki śpiewają i brzęczą owady.
Świat gdzieś tam sobie jest.Daleko ode mnie. Ludzie gdzieś gnają, coś chcą, a ja po prostu pławię się w spokoju, zapachach i cieple dnia. I jest mi nieskończenie dobrze!!!

środa, 25 maja 2011

do lata piechotą będę szła

Stosy papierów, pośpiech! I myśl; " Zanim wezmę urlop muszę maksymalnie zapracować na wolne". Zatem, gnam jak zwariowana, aby więcej i więcej! Gdzieś w wymęczonym wnętrzu drzemie wielka tęsknota za stanem błogiego lenistwa. Za tym, co część moich " klientów" ma codziennie. Zwykle dziwię się im, że tak potrafią i nic nie jest w stanie zmotywować ich do jakiegokolwiek wysiłku. Ani ubóstwo, ani potrzeby. Przyglądam się im i zadziwiają mnie. Jak niewielkie trzeba mieć potrzeby, aby tak bezwolnie dawać unosić się czasowi. Są jak te listki na wietrze. Serfują sobie w życiu, starając się utrzymać na życiowej fali; " byle do jutra, byle przeżyć". Gdy motywuję, aby troszkę sobie posterowali, patrzą na mnie z obrzydzeniem. Sama myśl o wysiłku brzydzi. Więc i ja brzydzę, gdy tak sobie motywuję. Ostatnio coraz gorzej u mnie z motywacją, bo myśli same uciekają hen, ku Bieszczadom i chatom. Chętnie nawet piechotą poszłabym... Zostało mi jeszcze dwa dni pracy zawodowej i już, już !!!
No właśnie , gdy jeszcze przez dwa dni potyram, pomęczę się, aż do zawrotu głowy, to w piątek wieczorem pomyślę; ZASŁUŻYŁAM !
Wymęczona, niedzielnym popołudniem wyruszę z Jędrusiem ku Arniołom. Mam nadzieję, że starczy mi urlopu, aby odpocząć! Czy to nie absurdalne?

wtorek, 24 maja 2011

w jeziorze pływa

Z tytułem skojarzyła mi się pewna piosenka, która powstała na bazie słów - " po stawie pływa".Muzyka była jazzowa, a może i nie, bo nie za bardzo znam się. Grano na czym kto mógł.
A mogły jedynie dwie osoby; na akordeonie i na łyżkach. Tak , łyżkach! A jak! Tańczono na stołkach. Pamiętam , że osób tańczących było dwie. I to kobiety!Czarna i blondyna.
To historia sprzed...,a tak na okrągło sprzed pół roku i paru sylwestrów do tyłu. Było to w Bóbrce i nie tylko, bo również w Górczance. Szalone towarzystwo, świetna zabawa, która została uwieczniona w słowach tejże piosenki, naprędce napisanej, gdy autorka odpoczęła już w domowych pieleszach i przetrawiła nie tylko dziczyznę, ale również wszystkie wydarzenia... Piosenka była czymś w rodzaju kroniki szalonej zabawy. Refren zmieniał się i było to np; "w jeziorze pływa kufelek piwa..." lub " po stawie pływa Marysia żywa.." ... Ach ! Piękne wspomnienia o wspaniałych ludziach ( Michał już nie żyje) i o dobrej zabawie. Po Sylwestrze, rankiem deklarowaliśmy dozgonną wierność sylwestrowym zabawom w Bieszczadach.Jaka szkoda, że jak to w życiu, wszystko zmienia się, również kierunek, w którym jeździmy na wakacje i na Sylwestra.
Teraz mogę mieć jedynie nadzieję, że nie tylko ja wsiąknęłam na dobre w Bieszczady!

poniedziałek, 23 maja 2011

Kobieta klozetowa

"Zasiedlisko" - to urocze słowo na określenie naszej historycznej sławojki.
Początkowo miało być nazwą dla chat. Przynajmniej przy tym upierała się moja kochana siostrzyczka. Wyśmiana przez ogół, z godnością przyjęła kontrpropozycję, aby zostało określeniem zacisznego, spokojnego kącika, gdzie można podumać i nie tylko, czyli wygódki. Ma ona swojski klimat oraz oferuje liczne atrakcje. Dla kochających zastrzyk adrenaliny, proponuje niespodziewane przygody.
Tu można spotkać się "oko w oko" z przedstawicielami stawonogów, czyli pająkami, BRrrrr!!! Panaceum na wszystkie lęki arachnofobów jest tzw. kobieta klozetowa. Ona, przezwyciężając swój strach, omiecie, wyszoruje, wyczyści. No bo co ma zrobić? Spotkania uzbrojonej po zęby( w szczotkę na długim kiju i na krótkim, środki owadobójcze... itp.) obrończyni klozetów nadwornych z pękatym, kosmatym stworem, temu ostatniemu nie wychodzą na zdrowie, oj nie wychodzą!!! Oczyszczone z szybkobiegaczy i osobników leniwych, znajdujących się w zwisie i pozornym letargu miejsce, staje się prawdziwą świątynią dumania , a często również czytelnią. To kolejna propozycja- rozpowszechnianie kultury. Tym razem trafia do większej grupy zwolenników wygódki, do tych, którzy niekoniecznie lubią mrożące krew w żyłach doznania.

niedziela, 22 maja 2011

kobiety nadworne

Wczoraj , korzystając z przepięknej pogody, spotkaliśmy się na grillu. Jak to wtedy bywa, pomiędzy kęsami przepysznego jadła i różnorodnych napitków snują się wielorakie tematy. Tematem numer jeden były" Arnioły", no bo to interesuje ponad połowę zgromadzonej publiki; mnie, Jędrusia , Lucynkę, Kamidełko( czyli moją siostrzenicę, córkę Angielskiej Siostry), Tatkę , a Mamę dużo mniej, ale jednak. Osobą w połowie zainteresowaną była serdeczna koleżanka Lucynki, Hania.Hania wybiera się na tydzień do Boratynia, gdzieś w okolicach 10 sierpnia. Zamierza zamienić się w kobietę domową i pomagać Lucynie w pracach porządkowych. Dzidzię temat w ogóle nie interesował, jednak była w mniejszości, zatem musiała wysłuchiwać naszych rozważań na temat chat. Jędruś udowadniał nam , że sprzątanie lasu nie ma sensu i nijak nie potrafię zrozumieć, dlaczego nie doszedł do tego wtedy, gdy z narażeniem zdrowia( atak kleszczy i nogi zdarte do krwi z powodu wszechobecnych jeżyn) grabiłyśmy las. Nie tak łatwo być kobietą nadworną i grabić pod górkę, bo nie zawsze można z górki! Jednak nasze rozważania związane z bezsensownością niektórych zajęć, zeszły na bogactwo naszych ról w chatach " Pod Arniołami". I doszło do mnie, że " Arnioły" wzbogacają, bo tam nie tylko jestem " żoną, matką i kochanką", babcią, ciocią,Opolanką ... Tam jestem też kobietą o wielu twarzach, czyli kobietą pracującą, co żadnej pracy się nie boi. Chociaż nie każda jej wychodzi!

sobota, 21 maja 2011

odczep się rzepie, a właśnie, że się nie odczepię...

Już niewiele pozostało z dawnych chwastów, chociaż w zasadzie obok chat przyroda nie żałuje sobie rozmachu. Te roślinki , które lubią rozpychać się łokciami, opanowały najlepsze miejsca i mają w nosie delikatniejsze, słabsze.
Wszędzie bujnie, zielono, dziko. Ciekawe, czy uda nam się zagospodarować enklawy roślinnej cywilizacji? Ze mnie marny ogrodnik. Z prac ogrodniczych najlepiej wychodzi mi machanie wskazujacym palcem. Za to Jędruś jest pierwszorzędnym ogrodnikiem! Dlatego wychodzę z założenia, po co mam schrzanić to, co ktoś inny( Jędruś) zrobi perfekcyjnie! Za to uwielbiam zielone dzieło jego rąk. I przede wszystkim doceniam, doceniam i jeszce raz doceniam!

piątek, 20 maja 2011

Komu wody dla ochłody?

Zalew kusi, oj kusi... Słoneczko coraz wyżej. Lato coraz bliżej. Słupek termometru gna w stronę trzydziestki. W mieście nie do zniesienia, a tu komfortowo!
Wystarczy wyjść z chaty , otworzyć dolną furtkę i zejść zawilcowym stokiem 50 metrów w dół. Już jesteśmy nad mini zatoczką. W upalne dnie jest tu uroczo. W czasie zawilców urzeka biały dywan kwiatów, a później szalona zieleń.Tu wszystko tak blisko; góry i woda... Dla każdego coś wspaniałego!!! Rybki dla wędkarzy, grzybki dla grzybiarzy.
Kto chce, może pomoczyć odciski w zalewie, kto ma wodowstręt idzie w góry. Kto nie lubi tuptać, bo nic na szczytach nie zgubił, wyglebia się na leżaczku, a jak nie ma kremu z filtrem i boi się, to może pod daszkiem.

czwartek, 19 maja 2011

buszująca w zbożu

W ostatnią niedzielę , tęskniąc za Arniołami odstresowałam się, machając sobie pędzlem. Wyszło, co wyszło. Przy okazji uzupełniłam dziury na ścianach w moim stacjonarnym domu.( brzmi idiotycznie) No, właśnie! Znowu mam dylemat. Teraz mam jeden dom na Śląsku, a drugi na Podkarpaciu. Obydwa są całoroczne. Jeżeli na Śląsku jest moja stała baza, bo głównie tu zarabiam ciężko na chlebek,to w Bóbrce jest jaka baza?
Zamierzam przyjeżdżać tu przez cały rok. Więc nie jest to obóz letni, ani jesienny, ani zimowy... Nawet nie mogę powiedzieć, jak to robili przodkowie, że jadę na letnisko. Nie jest to też baza tymczasowa, bo Jędruś zamierza tu się zameldować.
Muszę dłużej nad tym pomyśleć....!
Już wiem. w Bóbrce mam chatę! Jakie to proste!

środa, 18 maja 2011

wieczorne rozmyślania

Ten uroczy ślimaczek, który ujawnił się na kamieniu, powinien być symbolem prędkości większości naszych tzw. " fachowców".Ich tempo prac wprawiłoby w osłupienie niejednego ślimaka. Myślę, że to oni, przerażeni, powinni krzyczeć do ślimaczków; " gdzie pędzisz, szalony"!
Dlaczego tak myślę? Proste. Ile można robić np. schody? Jak długo można montować 12 stopni?
U nas trwało to 5 miesięcy i jeszcze nie zamontowano poręczy! Dzieląc 12 przez pięć wychodzi2,4 stopnia na miesiąc. Kozikiem można wystrugać! I jeszcze dołożyć szlaczek. Ciekawe, czy po przyjeździe 29 maja znajdziemy poręcze? Ciekawe, czy znajdziemy deskę nad kominkiem?
A może z Jędrusiem założymy się o dobrą kolację. Ja twierdzę, że jak było, tak będzie. On jest większym optymistą.

wtorek, 17 maja 2011

dylemat- znaleziony, nie kradziony

O !!!! Właśnie odnalazł się w sieci mój skradziony przez ogniskowych kiełbasożerców post!!!!!
Oto jego dawno nieaktualna treść;
Z chwilą, gdy uruchomiliśmy toaletę z bieżącą wodą, bidetem itp. wynalazkami higienicznymi, powstał dylemat- co ze sławojką? Do tej pory uratowała niejedną dolną część bielizny będącego w potrzebie i nie dopuściła do kompromitacji. Jest to bardzo wysłużona budowla. Aby z niej skorzystać, delikwent otrzymywał w zestawie dużą miotłę. Miotła służyła do podpierania się, odganiania przed sobą potencjalnych zaskrońców, żmij itp. badziewia.( Nigdy nie spotkałam) . A dla wrażliwych arachnofobów była skutecznym narzędziem, aby udowodnić, że ; " albo Ja, albo On".W tym wypadku zawsze byłam JA.
I jak tu pozwolić na jej zagładę? Pomysły mojej rodzinki były różne. Od najradykalniejszego, czyli " porąbać i zapalić wielkie ognisko"( to wrogi element, któremu zachciało i się pieczonej kiełbasy), po " zasypać dół i wykorzystać jako komórkę na narzędzia ogrodnicze"( Jędruś, entuzjasta hodowli roślinek).
Nie dam spalić wygódki! Ona, to historia naszej budowy. Nie na darmo nazwana została "zasiedliskiem" ( to od zasiadania. Odsyłam do " Nie poić arnioła").

wspomnienia- nie ma to jak ognisko

Jeszcze nie przywieźliśmy do Arniołów grila, a dzieciaki miały ochotę na kiełbaskę. Zapaliliśmy więc ognisko. Chłopaki przygotowali kijaszki, na które nadziewaliśmy kiełbaski . Ile radości było przy pieczeniu! Później piekliśmy chlebek na kijaszkach. Kajtuś-niejadek pochłonął ogromną ilość podpiekanych kromeczek. Przecież sam sobie przygotował! Było to nasze pierwsze w tym sezonie ognisko. A dym snuł się pomiędzy pniami drzew... Jak tęsknię!

sobota, 14 maja 2011

romantycznie

Delikatne, zielone listki, białe pnie i wiosenne słońce. I to wszystko na wyciągnięcie ręki. Wystarczy ją wystawić! Już niedługo!
Jadę do naszej chatki i "Arniołów" już 29 maja. I będę tam całe dwa tygodnie z malutkim haczykiem. Szybciutko zaklepałam termin urlopu zgodnie z zasadą " kto pierwszy, ten lepszy". Prócz odpowiedniej polityki kadrowej, zabezpieczam front pracy.Biegam po tzw. terenie i nadganiam , co mogę. Język mi kołowacieje.Pęcherze na stopach rosną. Dorabiam się garba przy komputerze... A tu pomysły nowe się roją, oj roją. Przybyło mi energii!!! I...
Właśnie skończyłam swoją drugą książkę. Tym razem nie poszło mi ekspresem, a " noga, za nogą." Istne; " pa ta taj"!!! Wyraźnie rozmieniałam się na drobne, czyli jak ta żaba w kawale. Teraz zostały jedynie wygładzanki, poprawki i kolejny skok na głęboką wodę! Tym razem moja fantazja poszalała. Ach, poszalała! Mam nadzieję, że następną książkę pisać będę w chacie. I Arnioł, ten, którego ucapiłam na zdjęciu wydatnie mi w niej pomoże. W końcu niech się nie obija, tylko zrobi coś pożytecznego, oprócz zaskakiwania nas i objawiania się!

piątek, 13 maja 2011

repeta

Nie wiem, co się stało, ale zdjęcie to , łącznie z komentarzem już wczoraj publikowałam w blogu. Post miał tytuł " dylemat" i był moim rozważaniem na temat; czy wygódka, która nam towarzyszyła od początku, powinna zostać pocięta i zużyta jako paliwo w ognisku, aby upiec kiełbaski( wersja ogniskowych kiełbasożerców),
czy z uwagi na zasługi w/w sławojki zachować ją, jako eksponat muzealny w roli schowka na narzędzia ogrodnicze. Pomna wielkich zasług w dziedzinie utrzymania higieny osobistej, a także przeciwdziałania kompromitacji, optowałam za drugim rozwiązaniem. Odsyłałam też do historycznego już postu, w którym temat wygódki pojawił się na łamach bloga. Myślę, że zamach na mój wczorajszy post może pochodzić od ogniskowych kiełbasożerców. A temu mówię stanowcze ; NIE!

środa, 11 maja 2011

zielono mi

Jak już pomogło na głowę, to teraz pracuję nad poprawą nastroju. I dalej wędruję wokół chat. Brodzę w zieloności... I już mi lżej na duszy.

kraina łagodności

Wysupłałam z mojego fotograficznego archiwum
łąkę, która znajduje się obok naszej działki. ZZa wysokich traw widać dach Kosiny. Wymościliśmy sobie gniazdko w prawdziwej krainie łagodności.
Myślę, że fajnie wtapiać się w taki obrazek, gdy codzienność doskwiera. Przynajmniej w myślach można brodzić w wysokich, bujnych trawach. A może potarzać się, wdychając cierpko-słodki jej zapach? Potem patrzeć w obłoki i podziwiać Stwórcę, że tak cudnie udał mu się świat.
Pomaga, gdy wokół ruch miasta. Taka mała gra w chowanego przed stresem. O!!! Minął mi ból głowy!

wtorek, 10 maja 2011

refleksje

Przeglądam archiwum bloga. Aż nie chce mi się wierzyć , że tyle pokonaliśmy przeciwności losu
i udało się nam zrealizować marzenie. Podziwiam Jędrka, który z takim zapałem i samozaparciem parł do przodu. W budowę włożył wiele wysiłku i ciężkiej pracy. To dzieło jego życia. Zresztą rzadko komu udaje się zbudować nie jeden, a dwa domy!
Szczerze go za to podziwiam!
Popełniliśmy wiele błędów, które może nie powstałyby, gdybyśmy posiadali więcej wiedzy fachowej i gdyby nie słabostki przypadkowych " fachowców". Po prostu parę razy " wtopiliśmy finansowo", zawierzając panom budowniczym.Końcówka jest trudna, bo wyczerpały się nasze wszelkie fundusze. Jestem teraz prawdziwym dusigroszem, a wcześniej byłam lekkim utracjuszem. To konieczność, bo inaczej nie związałabym końca z końcem.
Zastanawiam się, czy zaczęłabym budowę chat, gdybym miała tę świadomość, co teraz. Chaty miały kosztować tak niewiele, a ich przestawienie? No, cóż... Wymieniana kwota była tak śmieszna, że każdy pokusiłby się. Faktycznie koszty są prawie takie, jak przy budowie normalnego domu, bo i ten, który powstał, jedynie z zewnątrz jest starą chatą. W środku kryje niespodziankę prawdziwej wygody i komfortu. Przecież myśleliśmy, aby tu na starość zamieszkać, więc nie mogłoby być inaczej.
Wiem, że gdybyśmy teraz mieli wchodzić w taką inwestycję , to chciałabym, abyśmy zrobili to sami.
Mam wyrzuty sumienia, że zburzyłam spokój mojej siostry. Chaty nie przyniosły jej radości. Odwrotnie, stały się zarzewiem wielkiego stresu. Moja siostrzyczka nie zdołała pokochać chatek w ten sposób, jak ja i Jędruś. Może z czasem, gdy chaty zatętnią, życiem zmieni zdanie. Mam taką nadzieję!
Nasze chaty budowane były z miłością. Mam nadzieję, że będą przyjeżdżały tu tylko osoby, które to docenią i nie zrażą się dzikością otoczenia.

wspomnień czar


Za miesiąc właśnie tak będzie. Już czuję ten zapach!

antrakt

Teraz mam okres wzmożonej pracy. Mam niewiele czasu, aby nadrobić zaległości zawodowe i w spokoju ducha pójść na kolejny urlop. Tym razem będzie to urlop bardzo pracowity.
Mamy niewiele czasu, aby przygotować otoczenie chat na przyjęcie gości.
Obmyślamy, co zrobimy, jak zrobimy, co zabierzemy z domu, aby uatrakcyjnić letnikom pobyt.
Mam nadzieję, że prócz orki znajdziemy czas na radość i zadowolenie. Mam tez wielka nadzieję, że może powstanie mój kolejny obraz. W domu w Koźlu zrobiło się trochę pusto. Aby przystroić ściany chaty pozabierałam sporo swoich " dzieł".
Teraz jedynie myślami wracam do cudownych widoczków . I to daje siłę i energię!

niedziela, 8 maja 2011

jeszcze jedno zdjęcie...

Do zobaczenia chatki. Muszę wyjeżdżać. Wrócę niedługo, aby sprzątać, czyścić, myć, plewić, sadzić, nosić i cieszyć się pięknem naszego raju na ziemi.

chaty żyją

Do chat wróciło życie. Słońce wyleguje się na ściereczkach, wiszących na balustradzie tarasu . Niedawno powycierałam nimi talerze, które zmyłam po obiedzie.
Gdy wychodzę przed chaty czuję słodki zapach kwitnących krzewów i drzew.
Wiosna wokół chat pachnie sklepem ze słodyczami, a najbardziej przypomina mi zapach irysów i toffi.
Wiosna wokół chat śpiewa ptakami, wijącymi gniazda.
My mamy swoje gniazdo na ukończeniu.
Gdybym miała lepszy głos i tak nie fałszowała, też chętnie pośpiewałabym sobie...

wiosenna mgiełka

Zielony welon zarzuciła wiosna na głowy drzew porastających stok Koniadowa.
Pełne 50 metrów w dół zielonego szczęścia, przez które prześwituje zalew. Gdy świeci słońce woda perli się, aż razi wzrok. Nawet piękna nie może być za dużo, bo boli.

wiosenne porządki


Wiosną trzeba posprzątać, ale jak tu sprzątać las?
Próbujemy, ale czy coś z tego wyjdzie?

mała "dzikość"...

Taras


I mamy cudny taras. Ma drewnianą podłogę i jest zadaszony. W lecie można będzie godzinami leżeć w chłodnym cieniu i czytać książkę . Od czasu do czasu możemy wzrokiem uciekać w piękny świat, który otacza nasze kochane chatki! Maksymum przyjemności, przy minimalnym wysiłku.
Myślę, że to dla tych, którzy lubią " wyglebiać się", odpoczywać, a nie koniecznie " zdobywać góry". Z dołu też pięknie widać!

Widok z kuchennego okna


Na razie widok dosyć " dziki"... Kiedyś będzie trochę inaczej. I tak jest bardzo ciekawie.

goście


Pierwsze bibeloty trafiły na półkę i odwiedziła nas Grażynka z Leonem.
Dostaliśmy cudowny prezent z okazji tzw. " wyganiania diabła z chat". Są to trzy beczki z otworami na ziemię. Mają ozdabiać przyszły trawnik, który ma być między chatami.
W beczkach posadzimy kwiaty. Na razie ozdabiają
nasz dzienny pokój.

ciepło domowego ogniska


Miło odpoczywać , gdy na kominku buzuje ogień.

gniazdko


Pod koniec weekendu bieszczadzkie gniazdko zostało wymoszczone. Na razie nie było czasu na powieszenie obrazów, ale już są ręcznie robione lambrekiny. Jest przy czym usiąść i na czym odpocząć. Wreszcie mamy wielki stół, przy którym spokojnie można zjeść posiłek, bez trącania się łokciami.

wielka wyprawa po...wisielca

Korzystając z długiego weekendu majowego zorganizowaliśmy wyprawę do naszych chat.
Połowa ekipy odpadła w przedbiegach, no bo do pracy ludzi niezbyt gna. Jednak gospodarze muszą. Tym razem otrzymaliśmy wsparcie od Stelli, Kamila i dwójki małoletnich; Kacperka i Kajtusia.
Wszyscy czyścili, wiercili, zamiatali, kopali, czyścili, przykręcali,myli...itd.
Przy okazji było sporo zabawy. Było ognisko i pieczenie kiełbasy.
Kajtuś i Kacper mieli spotkanie pierwszego stopnia z padalcem, którego Lucyna złapała za ogon i demonstrowała w tzw. zwisie. Nic dziwnego, że Kajtek opowiadał swojej przedszkolnej wychowawczyni, że widział... wisielca!

Komfort i wygoda

Wyposażenie kuchni przyjechało z nami około 700 kilometrów. Po linii poziomej od zachodniej granicy po wschodnią. Szkoda, że szklana płyta elektryczna była niesprawna, bo mieliśmy dodatkowy wydatek, ale mówi się trudno!
Kupiliśmy nową.
Już ją wypróbowaliśmy i jest bardzo wygodna.
Wreszcie mamy wodę w kranach. Z własnej studni! Kominek ogrzewa ją i jest pełen komfort.
Granitowe blaty są bardzo wygodne.

... sąsiedzi


W czasie ostatnich miesięcy w Bieszczadach ruszyły rozmaite budowy. Z okien naszej chaty też widać nowo powstałą willę. Najwięcej jednak buduje się tzw. " psich budek".
Nie przepadam za ciasnotą i duchotą, które w nich panują, dlatego nasze chaty to będą prawdziwe domy. Wygoda przede wszystkim!

widoki...

droga do raju


Kocham brukowaną drogę z Uherzec/ a może Uherców/ przez Myczkowce do mojej ukochanej Bóbrki. Widoki ....

i przyszła wiosna

Cały czas w chatach krzątają się panowie majstrowie. Jedni pracują jak mróweczki, inni jak... żółwie. Jedynie Jędruś co dwa tygodnie gna do Bóbrki i pracuje, pracuje, pracuje.
Jeżdżę z nim od czasu do czasu, bo moja praca zawodowa nie zawsze pozwala na urlop.
Biedny Jędruś ma już tak mało urlopu, a końca nie widać.