Siedzę w mieście i nie wiem kiedy zawitam do naszych chat. Parę dni temu Jędrek był w chacie. Przygotował ją do mrozu. Mnie pozostała tęsknota i parę zdjęć, które mi przywiózł na otarcie łez. Cóż, takie jest życie. Moje wymarzone wiejskie życie musi poczekać. Musi pozostać w chacich snach, bo znowu jestem z miasta....
Co u mnie? Konfrontuję się z prawdziwym życiem. Noce, pomimo , że listopadowe, szare, zimne i ponure, dla mnie są krótkie. Radykalnie zmieniłam godziny snu. Na nogach jestem 4.30. Czasem dużo wcześniej.
Takie wschody słońca oglądam, gdy już jestem parę godzin na nogach. Najczęściej ich nie zauważam. Trudno patrzeć w okno, gdy jestem potrzebna Tacie.
Patrzę z bólem, jak coraz mniej chce od życia. Już dawno przestał go obchodzić telewizor, czy radio.
Jego świat skurczył się do powierzchni pokoju. Przeważnie drzemie. Gdy pytam o sen, twierdzi, że nic mu się nie śni. Może nie pamięta, a może broni granic swojego nowego świata, z którym od paru tygodni oswaja się.
Stworzyliśmy nowe codzienne rytuały, aby przynajmniej trochę uporządkować ten galimatias, który poczyniła choroba. Poranek zaczyna się od paru łyków herbatki owocowej, a później próbujemy spacerku do toalety. Trudno z powierzchni łóżka, jak z wysokiego dalekomorskiego statku, dostać się do szalupy chodzika. Przestrzeń do toalety wydaje się nieskończoną dalą, choć to zaledwie 6 metrów. I mięśnie nie chcą słuchać. Chwytam więc obie nogi Taty pod kolanem i przenoszę w stronę krawędzi łóżka. Podnoszę tułów. Gdy osiąga pozycję krzesełkową, oddycham z ulgą. Przesuwam sztywne stopy po podłodze w kierunku kapci. Mam wrażenie, jakbym próbowała nadziewać kapcie na drewniane prawidła, a nie żywe ciało. A teraz najważniejsze; próba spionizowania. Drobne patyczki, które kiedyś były umięśnionymi łydkami, koślawo stoją na podłodze.Są niepewne, drżące. Mięśnie brzucha gdzieś zanikły. Ręce nie pamiętają, jak ująć uchwyty chodzika... Co tam ręce, nic nie pamięta. Ani głowa, ani oczy... Pomagam, ujmując drobne ciało pod pachę. Czuję, jaki jest chudziutki, jak nastolatek, a nie mężczyzna. Zmalał, zgarbił się , jakby dla niego przyciąganie ziemskie miało inne wartości i reguły. Ale udaje się. Osiągamy sukces. Stoi. Możemy wypływać na bezmiar oceanu. ... Czasem zawracamy, gdy morze zbytnio kołysze i rzuca chodzikiem we wszystkie strony, albo szalupa utyka na jakieś progowej rafie. Czasami szalupa zbyt kołysze i wodowanie jest bardzo niebezpieczne. Łóżko jest zawsze bezpiecznym portem. Lekko kołysze, szumi , bo włączony jest materac antyodleżynowy. Wokoło latają sny, które próbuje upolować ból. Odganiany tramalem nie odlatuje daleko. Przyczaja się w cieniu szafki i czeka... Najbardziej zuchwały jest nocą. Brzask go onieśmiela.
Widzę te dwa światy na przeciwległych biegunach życia.
Dwa światy z krainy snów. Patrzę w okno i tęsknię. Brakuje mi chat, ale jeszcze bardziej Taty, z którym mogłam pogadać, pośmiać się i opowiedzieć, co u kogo słychać. ..