wtorek, 4 sierpnia 2009

okład ze wspomnień

Dziś rano znalazłam takie piękne zdjęcie, które Jędrek zrobił, gdy wdrapał się na swoją kochaną górę Koziniec.To panorama ułamka Bieszczadów z Bóbrką, usadowioną w ośnieżonej dolinie. I wielkie, zimowe słońce!
Zrobiło mi się bardzo nostalgicznie, bo już wiem, że do Bóbrki będę mogła przyjechać dopiero we wrześniu. Teraz nie ma miejsca! Jędruś pojedzie więc sam , ale gdzie go Grażka przenocuje, nie mam pojęcia. Może będzie musiał spać na budowie?
Facet ma łatwiej. Mi pozostaje tylko powspominać.

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

wspomnienia; zmierzch

Gdy słońce całkiem chowa się za Berdo, otulone mrokiem chaty zapadają w sen. Szczególnie zimą wrażenie jest niesamowite.

wspomnienia; dla ochłody

A teraz dla ochłody, bo za oknem 34 stopnie, widoczek z kępką śniegu.

wspomnienia; tu tańczą anioły

Tu wystarczy wieczorem spojrzeć w niebo, aby mieć pewność, że tylko tu mogą tańczyć anioły.

wspomnienia; brama do raju

To brama , która była pierwszym elementem na naszej działce. Oczywiście w całości zrobiona przez Jędrusia.

wspomnienie- zimowe słońce

Jak tam pięknie, nawet, gdy chaty były jeszcze w powijakach, a wokoło leżały stosy desek.

Z serii wspomnienia; ..za wsią

Upalne niedziele mają to do siebie, że człowiek gna nad wodę, a jeśli nie może tego zrobić, to wspomina. Tak tez zrobiłam. I znalazłam parę interesujących zdjęć z naszych ubiegłorocznych wyjazdów do Bóbrki.
Obecnie czekamy na wiadomość od projektantów sieci energetycznej. Chcemy ok. 23 sierpnia pojechać do chat za wsią. Nie wiemy, czy dla dwóch osób znajdzie Grażka miejsce, bo tłok w Le-Grażu, jak w Rzymie.

niedziela, 26 lipca 2009

Marzyć- dobra rzecz


Teraz parę słów na temat zdjęcia w poprzednim poście. Jest to zdjęcie obrazu Leona Chrapko, a zarazem okładka mojej książki " Pejzaż retro". Leon jest moim ulubionym malarzem, pisarzem i poetą. Jak już pisałam w pierwszych postach mojego blogu, to On i jego wspaniała żona - Grażka sprawili, że zakochałam się w Bieszczadach i wsiąkłam tu na dobre. To Grażka dała mi informacje o działce itd. W ich domu - Le Grażu napisałam ponad połowę książki, w której również zawarłam perypetie związane z realizację budowy chatek za wsią- Bóbrką .
Bóbrka znajduje się w Bieszczadach, bardzo blisko Lwowa, skąd pochodzą moi przodkowie " po kądzieli". Naturalną konsekwencja przebywania tak blisko tych miejsc, gdzie żyli; kochali, cierpieli, marzyli... była tęsknota za jeszcze większym przybliżeniem ich losów sobie, a może i innym. Jest to książka o życiu mojej Babci Mani, a także o innych, których los związany był z Jej życiem, lub też się tylko o nie otarł. Ale jest to też książka o marzeniach. O paru ostatnich latach, gdy okazało się, że jeśli ktoś ma odwagę marzyć i nie boi wyzwań, a obok siebie ma ukochaną, odważną i pracowitą osobę, to marzenia mogą się ziścić.
Już mam pierwsze sygnały od tych, którzy zdążyli ją przeczytać. Na razie książka spodobała się. W telefonach do mnie dowiedziałam się, że wzrusza, dodaje energii i jest "cieplutka". Nie może być inna, bo pisałam w niej o osobach, które bardzo kochałam i kocham, a także o marzeniach.
W związku z tak pozytywnym odbiorem tego , co w niej napisałam, pomyślałam sobie, że skoro
mogę poprzez swoją książkę sprawić ludziom nieznanym mi trochę radości, to niech tak będzie!
I zdecydowałam się wobec tego napisać o niej w blogu, z przesłaniem;" Nie bójcie się marzyć, to pierwszy stopień do ich realizacji, bo kto nie marzy ten nie ma żadnych szans na spełnienie!" Kto ma ochotę na moją książkę , odsyłam do zamówienia jej w wydawnictwie/ www.mybook.pl/, bądź o kontakt ze mną.

Pejzaż retro

Posted by Picasa

reporter przy tym był...

Siedzę sobie teraz w Koźlu i z utęsknieniem patrzę na ten widoczek. Tak bardzo tęsknię za Bóbrką i naszą chatką. Piszę kolejną książkę, ale już w niej nie wspominam o naszych chatkach. Może jeszcze kiedyś wrócę do tematu,a tymczasem ten blog jest jedynym miejscem, w którym prowadzę kronikę realizacji swoich marzeń.

sobota, 25 lipca 2009

Finał półmetka

Chaty stoją. Na zdjęciu dwoje gospodarzy.Trzecia gospodyni niewidoczna, bo robi zdjęcie! W końcu ktoś musi być kronikarzem i reporterem.Z braku innych chętnych robię to ja- Bogda! Wprawdzie jeszcze brak im tego, co pozwala na zamieszkanie, ale już przy naszej furtce przystaje wiele samochodów i oglądają nasze chaty za wsią. Miło na razie rozstaliśmy się z panami budowniczymi. Było wesoło i procentowo, aby się nie rozsypały! Wróciliśmy z Krymu. Jesteśmy w domu i odezwał się do nas projektant linii energetycznej. Jest szansa, że będziemy mieć w jakiejś nieokreślonej przyszłości prąd. Acha, założyliśmy sprawę przecie Orlenowi o służebność przez naszą działkę wody i prądu. 26 lipca rozprawa! Mam nadzieję, że anioł, który strzeże chat pomoże w spełnieniu marzeń.
I jeszcze jedno; moja książka " Pejzaż retro "już jest dostępna na witrynie www.mybook.pl/ można ją zamówić/ - tam też jest cząstka historii chat.

płonie ognisko i szumią knieje

Na koniec miało być ognisko, ale była ulewa! Natomiast w ogniu skończyły żywot wszelkie niepotrzebne wióry deski, deseczki . Jest czysto!

porządki

I Ekipa sprzątającą: Ela i Bogda - na zewnątrz
II ekipa sprzątająca; Lucynka i Hania- we wnątrz

Ocena ;
I - Trochę udawały, że sprzątają. Najczęściej robiły zdjęcia, ale również nosiły wielkie, ciężkie, ponad dwumetrowe bale, połamane dachówki leżące w ewentualnych gniazdach żmij/ widziano takowe/. Warunki szkodliwe; upał !
II- Narobiły się bidusie co niemiara dzionek cały.
Pracusie!-Brawo!!!
Warunki szkodliwe; ulewa , co zmoczyła je aż do bielizny!

bajzel


I kto to posprząta?

zaburzenia...


Nasza biedna ciężarówka. No coż, w związku z budową ludzie i auta mają różne traumy!
Obawiam się, że jej osobowość zmieniła się nieodwracalnie!

???

operatywka

Narada wojenna. Co gdzie i po co. Skład rady; od lewej; Ela, ta od "wyglębiania"/ patrz wcześniejsze posty/, gospodarz, inspektor nadzoru, Leon. Gospodyni robi zdjęcie.
Grażka dała świetną propozycje i tym sposobem w przyszłości być może będę miała pracownię na I pietrze. Dzięki za pomysł.

wizyta

Pierwsza wizyta, a może wizytacja?
Odwiedzili nas; Leon i Grażka. Cieszymy się, że możemy ich oprowadzić po chatach, bo przecież od nich wszystko się zaczęło. Poza tym Grażka była naszym inspektorem nadzoru!
Wprawdzie niektórzy nazwali ją naszym szpiegiem, ale "to też piknie!" Taka nasz kochana Mata Hari. Mamy nadzieję, że niedługo po prostu zostaniemy sąsiadami. Dzieli nas niewiele, zaledwie górka.

lifting

Obydwie chaty są UROCZE. Połączenie starych , ciemnych bali i nowych, jasnych elementów dodaje im urody. To takie stare chaty po odnowie biologicznej. Skoro ludziom to odbiera lat , to i chatom!

odczucia estetyczne

Jak pięknie wszystko wykończone! Miło, że panowie mają również artystyczne dusze, a nie tylko dobry fach w ręku! Mamy nadzieję, że w przyszłości może pomogą nam uporać się ze środkiem chaty.
Mimo wszystko dobry gospodarz sprawdza nawet poprawność wyrżniętych wzorów!

żar południa

W takiej chwili najlepiej odsapnąć pod daszkiem tarasu. Popatrzeć przez prześwit między gałęziami na wodę i chwilę pomarzyć o przyszłości, kiedy już pod nogami będzie podłoga, pod pupą ława i filiżanka kawy na stole.
Jednak nawet teraz, gdy siedzimy na belkach jest wspaniale i można tak godzinami...!

południowa przerwa

W takim upale najlepiej jest napić się czegoś zimnego i poopowiadać parę kawałów.
Przerwa trwała godzinę, bo szef stał nad głową!
Ale obydwie strony chyba są zadowolone!

jeszcze po kropelce...


Stuk , stuk- Panowie ! Pańskie oko konia tuczy!

9 czerwiec 2009

Znowu jesteśmy. Widok jak z bajki!
Jest upał. Dobry gospodarz dba o pracowników. Podrzuca więc skrzyneczkę zimnego...?

w drogę


A teraz w górę, w lewo i przez Myczkowce do Uherców, Leska, Sanoka...

Do zobaczenia


Jeszcze ostatni rzut oka na nasze chaty. Wyjeżdżamy. Następnym razem przyjedziemy w czerwcu. Do widzenia. Mamy nadzieję, że widok zmieni się, gdy wrócimy przed wyjazdem na Krym.

Pracuś

Gospodarz nawet " niedzielnie" wystrojony musi coś zakopać, odkopać, poprawić.
Tak to jest. Gospodarz daje dobry przykład wszystkim leserom. Brawo!

cd. dachu


Chyba wystarczy dachówek. Tak trudno je było znaleźć. Nie mogę doczekać się na efekt końcowy.
I jeszcze górę trzeba odeskować.

maj 2009 r.- kolejny etap- ostatnie oczka w bereciku Boratynia


Jeszcze troszkę i będzie. A może znowu się przeciągnie, bo ciągle leje. Mam kaca moralnego, bo nasza chatka już przykryta, a Lucynki ciągle jeszcze nie do końca. Panowie w tak zwanym międzyczasie pracują gdzieś indziej. Już prawie czerwiec i nasz wyjazd na Krym, a tu jeszcze wszystko w lesie.

maj 2009 -pięć minut przed...

Pierwsze spojrzenie po przyjeździe do Bóbrki. Ile śmieci przybyło. Czeka nas trochę pracy. Mamy nadzieję, że niedługo finisz wykańczania domów na zewnątrz. Więc do startu , gotowi...

Półmetek


Czerwcowa słoneczna aura, łąka z dojrzałymi źdźbłami trawy, zza których, jak zza tiulowych firan wygląda nasza chata za wsią.
Taki obraz mam pod powiekami, jak myślę o naszym nowym miejscu na ziemi.

niedziela, 12 lipca 2009

tak bywa


Ale miałam przerwę!!! ... Przerwa była w pisaniu, a nie budowie, chociaż od połowy czerwca nic nowego na budowie się nie zdarzyło. A jeśli się zdarzyło, to nic o tym nie wiem. Ale za to mnóstwo wydarzyło się pomiędzy 10 maja , a 15 czerwca. Myślę, ze najlepiej pokażą to zdjęcia z tego okresu.
Obecnie dwie chatki stoją sobie w kaskadzie zieleni. Nie mają drzwi i okien, ale za to są skończone od zewnątrz. A więc mają czapeczki i są obite deskami. Brakuje im okien i drzwi , no i całego środeczka. Mam nadzieję, że niedługo wylejemy posadzkę na parterze. Panowie budowniczy- bracia Szocińscy wraz ze swoją ekipą przyjdą późna jesienią i będą kończyć środek chałupek.
Na razie rozstaliśmy się w zgodzie. Pewien etap jest za nami. My jesteśmy bardzo zadowoleni z Ekipy, a myślę, że Ekipa jest z nas zadowolona. Oby tak dalej! Udało mi się przyłapać na fotografii nowego( a może starego) mieszkańca naszej chałupy. Niech strzeże naszych domów i wszystkich, którzy będą w nim mieszkać, czy go odwiedzać. Czuję, że to dobra wróżba na przyszłość.

niedziela, 10 maja 2009

zawilce i zawiłości



Moja siostra wymyśliła sobie , aby przenosić zawilce z naszych, kozielskich okolic na naszą działkę. Uśmiałam się do łez. Widać, że bardzo rzadko bywa w Bóbrce. Gdyby widziała, jakie wielkie kobierce zawilców zaściela bieszczadzka wiosna, to spaliłaby się ze wstydu ! Na działce teraz jest trochę mało roślinek, bo przez ostatnie dwa lata( tak to już dwa lata) ziemię wywracano do góry nogami, no nie koniecznie nogami, ale co mam napisać- skibą? To przecież nie orne pole. Nie mniej jednak dwukrotnie wielka koparka zgarniała ziemię PRAWIE DO GOŁEJ SKAŁY. W końcu musieliśmy zrobić półkę, bo jak tu stawiać na ostrym stoku? Potem tą ziemię rozgarnięto, a nadmiar podsunięto do góry. Tam ma być parking. Reszta ziemi złagodziła ostrość stoku. Teraz na stoku jest trochę gliny i roślinki, które zaczęliśmy wsadzać.

piątek, 1 maja 2009

dusza chaty

Przed chwilą przeglądałam zdjęcia i znalazłam zdjęcie wnętrza chaty. I wróciły wspomnienia zapachu domu, belek , drewnianych desek. Myślę, że gdy nikt nie widzi, na kalenicy przysiadają bieszczadzkie anioły i wystawiają do słońca swoje astralne twarze, a może cicho nucą wraz z wiatrem bieszczadzkie pieśni.

dach nad głową

Trzy dni po przyjeździe z Bieszczadów otrzymaliśmy zdjęcie naszego domku. Już ma czerwony berecik. Panowie położyli dachówki i jest jak z bajki. Tydzień po przyjeździe do Koźla Jędruś pognał z powrotem na wschód. Po drodze kupił gąsiory , a potem starał się załatwić dachówki na drugą chatkę, ale okazało się, że nic z tego nie wyszło. Na dodatek musieliśmy szybko załatwić zwykły kredyt w PKO. Teraz mogą się wypchać kredytem mieszkaniowym! Trudno.
Wyszła nam całkiem inna wersja planów przyszłościowych. Za dwa tygodnie odwiedzimy po raz kolejny Bóbrkę i naszą chatkę. Nie ma wprawdzie wnętrza, tylko wielką, wolną przestrzeń, ale po woli wszystko będzie.Tteraz myślimy o przydomowej, ekologicznej oczyszczalni ścieków. Przecież jesteśmy w parku krajobrazowym, więc powinniśmy mieć wszystko ekologiczne. Może jakaś unijna dotacja się znajdzie... Trzeba pogrzebać w przepisach i internecie.

te zachody...

Do domu wyjeżdżaliśmy późnym wieczorem, po premierze sztuki reżyserowanej przez Grażkę. Teatr PARRA zagrał sztukę w Ustrzyckim Domu Kultury. Teatr PARRA jest teatrem dźwięku i światła. Młodzi ludzie wystawiają widowiska, dotyczące istotnych problemów współczesnego świata. Tym razem był to tzw. zły dotyk. Jeszcze teraz jestem pod wrażeniem widowiska.Temat był bardzo trudny, przedstawiony w sposób oszczędny w środkach, ale w taki sposób, że ciarki chodziły po skórze!...
Do domu przyjechaliśmy po północy.

oswojona dzikość


Pod skarpą ,na której stoją chaty, chciałabym, aby pozostała dzika przestrzeń leśna.Na razie jest parę brzózek i trochę innych drzew. Podosadzaliśmy trzy lipy, parę świerków i sosny. Za rok może znowu coś posadzimy. Skarpy zagospodarujemy w bardziej cywilizowany sposób. W ten sposób powstanę dwie przestrzenie; dzika i zagospodarowana, z enklawami kwiatów. Chodzę teraz po naszym kozieskim, cudnym ogrodzie i zastanawiam się , jakie drzewa i krzewy , a także byliny przenieść w Bieszczady. Na pewno irga dobrze wzmocni nam skarpy, a wistaria doda chatom kolorytu . Już nie mogę doczekać się, kiedy zniknie pustynia wokół domów i chaty otuli zielony szal drzew. Jak pomyślę sobie, że jeszcze daleko do nicianych, koronkowych firaneczek, to trochę mi smutno, ale cieszę się, że dwie chatki już stoją i jak dwie stare kumochy szepczą sobie ploteczki o bieszczadzkich czartach i biesach .A gdy się zmęczą, patrzą na siebie na berdo otworami na okna.

...z okienka

Jak miło popatrzeć z okna własnej chałupy! Jeszcze do szczęścia brakuje dachówek na chatkę Lucyny. Na naszą już mamy! A dno konta coraz bliżej. PKO dalej nie informuje , czy jest szansa na pożyczkę. Ostatnio porozmawiałam z aniołami, aby sprawę jakoś pomogły zakończyć, a może coś nam podszepną!

sobota, 25 kwietnia 2009

Na kłopoty...sławojka

Wygódka pasuje jak ulał do miejsca. Jest to pierwsza budowla, która stanęła na naszej działce. Jędruś zrobił ją w domu i wiózł na przyczepce 400 km. Fajnie wyglądała na autostradzie i wzbudzała ogólne zainteresowanie. Jest to wygódka luksusowa, z plastykowa deską sedesową, szczelnie zamykaną i różowym papierem toaletowym. Gdy została przywieziona, stanęła na skraju szosy, w zatoczce autobusowej ! Brakowało tylko babci klozetowej z talerzykiem na drobne. Teraz wygódka awansowała. Jest magazynkiem na różne różności. Szkoda, że jej piękno zakłócają śmiecie, które panowie budowniczy podrzucają od paru miesięcy.Ale czasy prawdziwej świetności jeszcze przed nią ! Daję głowę ,że zrobi karierę najbardziej uroczej latryny w Bieszczadach. Przecież ma wycięte cudne serduszko. Sama je narysowałam, ale Jędrusiowi trochę omsknęła się ręka i jest lekko krzywe. Ale z klasą!

Włości


Gdy Jedruś stanął pod daszkiem, który w przyszłości będzie chronił nasz mały taras, na którym będziemy pić poranną kawę, od razu przybrał pozę pana na włościach.

A czas leci




Oj, minęło trochę czasu od ostatniego wpisu! Tyle się wydarzyło i to zarówno w naszym życiu zawodowym, jak i prywatnym. W tak zwanym międzyczasie Jędruś był dwukrotnie w Bieszczadach. Za drugim razem wraz ze mną. Bardzo byłam ciekawa chałupek i wiosny. Bieszczadzka wiosna zawsze mnie rozczula. Tym razem trafiłam na na jej wczesną wersję , z ledwie wyzierającymi zza brązowych otoczek bladozielonymi listkami.Bieszczadzkie lasy są teraz w odcieniu bordowo-fioletowym, zasnute zieloną mgiełką zieleni. No i te blado-żółte plamy pierwiosnków na stokach oraz pomarańczowe kaczeńce, królujące w rowach i na podmokłych łąkach.C U D N I E !
Jechałam , aby pomóc w sadzeniu drzewek. Wieźliśmy z naszego ogrodu stare krzaki bukszpanu i pigwowiec. W nadleśnictwie dokupiliśmy kolejną setkę świerka. Zostałam dopuszczona do zaszczytnego zajęcia podlewania drzewek, aby się przyjęły.
Marny ze mnie robotnik, ale za to porobiłam sporo zdjęć.
Chaty mnie zachwyciły. Pomimo iż daleko im do finiszu, na stoku prezentują się okazale, jakby od dawna miejsce czekało na nie.Są ogromne. Chciałam mieć maciupką chatkę, do której przyjeżdżałabym, aby cieszyć się pięknem i spokojem, a tu całkiem okazała chałupa. Pachnie moim dzieciństwem , gdy spędzałam lato na wsi. Takim sentymentalnym, niepowtarzalnym bukietem. Trochę w nim zapachu drewna, klepiska w stodole, a trochę wnętrza wiejskiej chaty sprzed pięćdziesięciu lat. Gdy usiadłam na przyzbie, poczułam się jak gospodyni. MOJA CHAŁUPA ! A potem byłam panienką /panna, nie panna - pisz pan panna/ z okienka. Biegałam po stoku między kępami drzew i w myślach dosadzałam brzózki.

niedziela, 29 marca 2009

na kłopoty nie ma rady


No i co z tego, że wiosenna temperatura prawie tuż, tuż?.. Tak to jest, że realizacja marzeń nie zawsze idzie jak po maśle. Jędrek był po raz kolejny w banku.W ubiegłym tygodniu był dwa razy. Za pierwszym razem nie było pani A. , a pani A. jest jedynym łącznikiem pomiędzy wojewódzką komisją kwalifikującą, komu przyznać, komu nie. Podobno ogólnie robi to "system", ale komisja jest obok tego. W każdym bądź razie po raz kolejny okazuje się, że pomimo iż jesteśmy bardzo starymi i dobrymi klientami PKO BP, to jest tak jakbyśmy nie byli. Nasz bank ma w nosie małych ciułaczy, nawet tych, co korzystają z wielu jego produktów i nigdy z niczym nie zalegali. Najwyraźniej nic nie znaczymy. Przypuszczalnie nie dostaniemy pożyczki, a ja już znalazłam sposób spłaty większej raty poprzez wynajem chatki. Nic to. Jeśli rzeczywiście moje przeczucia się spełnią, będę musiała poszukać innego wyjścia. Jedna wersja jest minimalistyczna; robimy na ile nam starczy pieniedzy i spłacamy to, co do tej pory. Druga jest wersją max- bierzemy maksymalne pożyczki w naszych zakładach pracy i spłacamy, a wtedy jesteśmy uziemieni . Niczego nie dobierzemy w razie czego. Już tyle lat żyję, że wiem iż tych: " w razie czego " zawsze jest dużo. I to przeważnie wtedy, gdy mamy nóż na gardle.
Jędrek szykuje się do nowej wyprawy w Bieszczady. Jedzie we wtorek z całą masą rur i rynien oraz innymi niezbędnymi materiałami. Trochę żal mi, że nie jadę, ale muszę nadrabiać "pracowe" zaległości, bo przez ponad miesiąc chorowałam. Może w kwietniu pojadę przynajmniej na 2 dni? Jeszcze nie widziałam chat na żywo.Zdjęcie to nie to samo! Poza tym chciałam posłuchać ciszy i śpiewu aniołów w koronach drzew na Koniadowie.

niedziela, 22 marca 2009

coś hamuje


I tak wiosna błysnęła słoneczkiem po oczach, zrobiła parę zajączków i wykręciła się sianem. No może nie sianem, a wielkimi płatami śniegu i wiatrzyskiem jak cholera.
Jędruś zbierał materiał. Blacharze wyginali rury, blachy. Szykował się wyjazd. Ale gdzie tu jechać, jak w Bieszczadach sypnęło i 30 cm śniegu leży sobie na działce?
Można budować igloo , a nie chatkę. Nie chcę domku eskimosów, bo nie przepadam za zimnem! Poza tym Jędruś zrobił się podobny do cieknącego kranu. Cieknie mu z nosa. Nie puszczę więc mojego zasmarkańca w te śniegi! Po takiej ilości kataru mógłby wezbrać zalew. Przejdzie katar, wiosna namyśli się, to i Jędruś ruszy!
Wczoraj byliśmy we Wrocławiu w "Leroy Merlin" ( chyba tak się pisze), no w każdym razie łaziliśmy po hektarach " wszystko dla domu, przyszłego, obecnego itp..."
Patrzyliśmy na deski, sedesy, rury, gwoździe itp. "badziejstwo budowlane". Nie przypuszczałam, że stanę się miłośnikiem tego typu asortymentu sklepowego. Kiedyś brzydziły mnie sklepy " tylko dla panów" i niczego ciekawego nie widziałam w klamkach, śrubach, zawiasach... A swoją drogą moje aktualne refleksje brzmią banalnie ; miłość zmienia człowieka! Nawet miłość do starej chałupy!

środa, 11 marca 2009

budowa zdalnie sterowana


Budujemy domy z doskoku i zdalnie. To znaczy Andrzej doskakuje co jaki czas do Bóbrki i do fachowców. Poza tym wisi na telefonie i siedzi w internecie. Na telefonie wisi z fachowcami. Zazwyczaj konferuje z panem Wojtkiem. Nawet mu przesłał rysunki przez telefon. Wyszukuje tańsze materiały w sklepach internetowych lub na aukcjach allegro.Ja głównie jestem siłą doradczą, no może nie siłą, a głosem. Mam swój wkład w dom, gdy uzgadniamy elementy architektoniczne lub estetyczne. Siedzę też w internecie i wyszukuję meble. Ostatnio próbowałam zrobić kosztorys umeblowania jednego pokoju. Wyszukałam niezłe stoliki nocne i piękną ramę łóżka. Orientuję się w cenach. Mam zawrót głowy, gdy słyszę o gąsiorach(podobno to takie zakończenia dachu) albo , czy kto słyszał o siatkach przeciw owadom, które daje się pod dachówki? Słyszałam o siatkach do okien, ale pod dachówki? Bardzo dużo nauczę się, podsłuchując Jędrka. Za dwa tygodnie popędzi znowu na wschód, aby dowieźć gąsiory, wiatrownice(co to jest?), gwoździe, siatki, itp. Chętnie też bym popędziła, aby zobaczyć naszą cudną chatkę.

poniedziałek, 9 marca 2009

przedwiośnie


Jędrek był w ubiegłym tygodniu w Bóbrce . Kupił stare dachówki na 1,5 chaty, czyli na naszą i na część Lucyny.Brakuje mu 1500 dachówek.
Podróż mojego męża była bardzo długa, bo zjeżdżał pod Rabkę, skąd przywoził tzw. podbitkę. Potem po drodze kupował jeszcze coś i taki obładowany poturlał się do Grażki i Leona. Był około 22-giej. Następnego dnia kupował dachówki. Gdy okazało się, że jednak będzie ich trochę brakowało, to postanowił szukać w pobliżu. Niestety nie znalazł. Załatwił więc transport i pozwoził te, które zakupił. Później całkowicie ogołocił nasze konto i zapłacił pieniądze ekipie budowniczych( a może powinno się ich nazwać szamanami od reinkarnacji chałup).
Decyzji z banku nadal nie ma, dno konta aż piszczy, ale cierpliwie czekamy!
I tym sposobem chatki coraz bardziej przypominają prawdziwe, wiejskie chałupy. Ich duszę już widać.Charakter również. Mimo, iż domki są takie same, widać , że nie do końca są bliźniacze. Różnią się małymi szczególikami i tym czymś nieuchwytnym. Gdy obejrzałam zdjęcia, które zrobił Jędruś, pomyślałam sobie, że wyglądają, jakby zawsze tu stały. Tak pięknie wkomponowały się w pejzaż. A co dopiero, gdy zostaną wykończone.