sobota, 25 kwietnia 2009

Na kłopoty...sławojka

Wygódka pasuje jak ulał do miejsca. Jest to pierwsza budowla, która stanęła na naszej działce. Jędruś zrobił ją w domu i wiózł na przyczepce 400 km. Fajnie wyglądała na autostradzie i wzbudzała ogólne zainteresowanie. Jest to wygódka luksusowa, z plastykowa deską sedesową, szczelnie zamykaną i różowym papierem toaletowym. Gdy została przywieziona, stanęła na skraju szosy, w zatoczce autobusowej ! Brakowało tylko babci klozetowej z talerzykiem na drobne. Teraz wygódka awansowała. Jest magazynkiem na różne różności. Szkoda, że jej piękno zakłócają śmiecie, które panowie budowniczy podrzucają od paru miesięcy.Ale czasy prawdziwej świetności jeszcze przed nią ! Daję głowę ,że zrobi karierę najbardziej uroczej latryny w Bieszczadach. Przecież ma wycięte cudne serduszko. Sama je narysowałam, ale Jędrusiowi trochę omsknęła się ręka i jest lekko krzywe. Ale z klasą!

Włości


Gdy Jedruś stanął pod daszkiem, który w przyszłości będzie chronił nasz mały taras, na którym będziemy pić poranną kawę, od razu przybrał pozę pana na włościach.

A czas leci




Oj, minęło trochę czasu od ostatniego wpisu! Tyle się wydarzyło i to zarówno w naszym życiu zawodowym, jak i prywatnym. W tak zwanym międzyczasie Jędruś był dwukrotnie w Bieszczadach. Za drugim razem wraz ze mną. Bardzo byłam ciekawa chałupek i wiosny. Bieszczadzka wiosna zawsze mnie rozczula. Tym razem trafiłam na na jej wczesną wersję , z ledwie wyzierającymi zza brązowych otoczek bladozielonymi listkami.Bieszczadzkie lasy są teraz w odcieniu bordowo-fioletowym, zasnute zieloną mgiełką zieleni. No i te blado-żółte plamy pierwiosnków na stokach oraz pomarańczowe kaczeńce, królujące w rowach i na podmokłych łąkach.C U D N I E !
Jechałam , aby pomóc w sadzeniu drzewek. Wieźliśmy z naszego ogrodu stare krzaki bukszpanu i pigwowiec. W nadleśnictwie dokupiliśmy kolejną setkę świerka. Zostałam dopuszczona do zaszczytnego zajęcia podlewania drzewek, aby się przyjęły.
Marny ze mnie robotnik, ale za to porobiłam sporo zdjęć.
Chaty mnie zachwyciły. Pomimo iż daleko im do finiszu, na stoku prezentują się okazale, jakby od dawna miejsce czekało na nie.Są ogromne. Chciałam mieć maciupką chatkę, do której przyjeżdżałabym, aby cieszyć się pięknem i spokojem, a tu całkiem okazała chałupa. Pachnie moim dzieciństwem , gdy spędzałam lato na wsi. Takim sentymentalnym, niepowtarzalnym bukietem. Trochę w nim zapachu drewna, klepiska w stodole, a trochę wnętrza wiejskiej chaty sprzed pięćdziesięciu lat. Gdy usiadłam na przyzbie, poczułam się jak gospodyni. MOJA CHAŁUPA ! A potem byłam panienką /panna, nie panna - pisz pan panna/ z okienka. Biegałam po stoku między kępami drzew i w myślach dosadzałam brzózki.