czwartek, 8 września 2022

Spotkań czar. Wspomnieniowo; Francja, Juliette i Vincent. Belgia ; Andrey i Gregory oraz Joseph i Beatrice.

Ponownie pojawiliśmy się we Francji. Na święcie Josepha i Beatrice dużo czasu spędziliśmy z Juliette i Vincentem. Byli naszymi sąsiadami na sali biesiadnej. Automatycznie odświeżyliśmy zakurzone przez miniony czas kontakty i zostaliśmy serdecznie zaproszeni do ich domku we Francji. Miejscowość , w której od wielu lat mieszkają, mieści się w pobliżu rzeki Mozy i nawet w nazwie ma " sur Mouze".   Z Juliette, Vincentem i Brygitte spędziliśmy  uroczy dzień, pełen niespodzianek. Pierwszą zafundowała przyroda. Temperatura dochodziła do 37 stopni w cieniu. Druga wynikła z sytuacji, bo na Jędrka wylała się butelka czerwonego wina i część dnia spędził w koszuli i spodenkach gospodarza, a w tym czasie gospodyni wyprała i wysuszyła jego strój. Po winie nie zostało ani śladu.




Popołudnie spędziliśmy w cieniu, na tarasie na tyłach domu. W przylegającym ogrodzie dojrzewały owoce i warzywa, które Vincent z przyjemnością pielęgnuje i obdarowuje nimi gości. Do Habay la Vieille wróciliśmy więc obdarowani płodami z warzywnika i wyrobami Juliette, bo kuzynka Josepha jest miłośniczką szydełka.



Tylko na tyłach domu można było swobodnie oddychać. Na koniec biesiadowania Brygitte i Juliette odśpiewały nam wesołą francuską piosenkę biesiadną. Śmialiśmy się, rozmawiali, cieszyli swoim towarzystwem. Było bardzo sympatycznie i wesoło.W radosnym nastroju wróciliśmy do domu Brygitte. Do północy słuchaliśmy wesołych piosenek biesiadnych belgijskich i francuskich. Wspominaliśmy nasze wspólne wakacje i Jean Marc'a...


Kolejny dzień zaczęliśmy również wspomnieniowo, bo od odwiedzin na cmentarzach. Podjechaliśmy na cmentarz, gdzie w rodzinnym grobie od wielu lat spoczywają zwłoki Marcela i cioci Wandy. Później był cmentarz w Gomery, gdzie leży Lucien , ojciec Audrey. Audrey z mężem Gregorym i dziećmi  właśnie wróciła z wczasów na Lazarotte i zaprosiła nas na popołudniową kawę. Cmentarz jest blisko domu, w którym mieszka rodzina, więc Audrey ma bliziutko do grobu swojego ojca, z którym była bardzo mocno związana. Mówi, że w trudnych chwilach odwiedza cmentarz i opowiada ojcu o swoich kłopotach, a wtedy nabiera pewności, że wszystko się ułoży.
 







Wizyta była  krótka i zdążyliśmy odwiedzić jeszcze cmentarz, gdzie leży Jean Marc".

Z kolei w kolejnym dniu wizyta w Chantemelle u  Josepha i Beatrice była długa , różnorodna, sympatyczna i pełna wrażeń.  Dzień był również gorący, bo 38 stopni w cieniu, ale w ogrodzie pod ogromną lipą wiał delikatny wietrzyk i siedziało się bardzo przyjemnie. Obiad był dostosowany do temperatury, więc lekki, smaczny i typowy dla tego regionu, gdzie są duże wpływy francuskie. Panowała sympatyczna atmosfera. Joseph pochwalił się nam nowymi pracami plastycznymi oraz scenariuszem i scenografią do bajki, którą przygotowuje dla swojego teatru amatorskiego. W najbliższym czasie chce ją wystawić dla najmłodszych. Gdy już dobrze się ochłodziło pojechaliśmy w tzw. teren na wycieczkę. Po objechaniu wielu pięknych tras widokowych w pewnym momencie zatrzymaliśmy się i poszliśmy malowniczą ścieżką spacerową. Po jej obejściu Joseph i Beatrice zabrali nas do baru rybnego, usadowionego nad zbiornikami wodnymi. Jedliśmy tam przepyszne ryby, popijając lokalnym piwem. Ja piłam jakieś lekkie piwo owocowe, z którego słynie ten region. Nazwa piwa  to "kusicielka".





















Nieźle nam się siedziało nad wodą, obserwując czaple kradnące właścicielom ryby ze stawu i zachód słońca. Wreszcie upał ustąpił miejsce przyjemnej letniej temperaturze. Umówiliśmy się na przedwyjazdowe spotkanie w domu w Habay i wróciliśmy do domu, aby do północy rozmawiać z Brygitte.