niedziela, 26 lipca 2015

Słońce daje popalić i bocian przybywa

Gdy byłam mała moi koledzy i koleżanki wakacje spędzali u babci na wsi. Tylko niektórzy wyjeżdżali na kolonie lub z rodzicami na wczasy. A u mnie było różnie. Gdy miałam siedem lat wyjechałam z babcią na wieś do brata mojego taty. Trochę czasu spędziłam też u siostry taty, również na wsi. Wieś była dla mnie miejscem niezwykłym. Kuzynki część czasu spędzały na polu, pomagając rodzicom, ale późne popołudnia i wieczory miałyśmy dla siebie. Tak samo było, gdy padało.Wtedy stodoła była miejscem , gdzie leżąc na kocach, rozciągniętych na sianie lub słomie opowiadałyśmy sobie różne niezwykłe historie lub czytałyśmy książki. Bardzo  żałowałam, że jedna moja babcia mieszka z nami w sporym, powiatowym mieście, a druga właśnie się do niego ze wsi przeprowadziła.
Moje siostry nie tęskniły za wsią i jej życiem. Wystarczał im ogród, w którym stał nasz dom. I wtedy nawet na myśl mi nie przyszło, że moje wnuki będą w przyszłości traktowały mój ogród , jak ja ugorek w rodzinnej wsi mojego taty.
W tym roku po raz pierwszy przez cały tydzień moje wnuki rezydowały u nas. Ich tata i mama  przejmowali z dzioba bociana małego Kornela. A tu żar z nieba lał się niemiłosiernie...

   Ogród przywitał ich, pomimo upału, żywymi barwami i brzęczącymi owadami,
     żwawo uwijającymi się wokół kielichów kwiatów. Jeżówka dumnie wystawia
    do słońca swoją wypukłą szypułkę gęsto najeżoną pręcikami. Wygląda zupełnie 
     jak mały rudy jeż, stąd myślę nazwa tej rośliny.

 Hortensja z ogromnymi pomponami w kolorze różu , fioletu i niebieskiego, rezyduje
 w ocienionych zakątkach ogrodu.Tam też w tym roku odczuwa się upał.
Temperatura nawet w tak zacienionych miejscach oscyluje w okolicy trzydziestu
 stopni. Uf, jak gorąco!!!

 Błękitne kielichy kwiatów rozwara prężą swoje pręciki, przywabiając pszczoły, trzmiele i inne owady.


                             Klematis nie boi się słońca. Pnie się w górę i kwitnie, aż miło.

 Pod garażem różowy floks i żółte liliowce, rozsiewają wieczorem upajający zapach. Obok kolorowe  cynie wprawdzie nie pachną, ale chwalą się pełnymi różnokolorowymi główkami kwiatów.

 Wiotka, pnąca nasturcja pięknie uzupełnia rabatę.  Jej delikatne kwiatki nadają się nie tylko do ozdoby, ale również do sałatki. Pięknie i smacznie. A owoce doskonale zastępują kapary.

 Obrazki włoski - taką nazwę mają te szyszki, które później rozkwitają. Kwiaty ich są bardzo oryginalne, egzotyczne.

.
                        Pomarańczowy liliowiec zdobi grządkę i drewnianą ścianę garażu.

 Pachnąca lawenda niedługo została ścięta , wysuszona i włożona w woreczki. W szafie i szufladach nadaje piękny zapach bieliźnie i odzieży oraz  przeciwdziała zagnieżdżaniu się moli.

             O tej porze  " szaleje " fioletowy klematis. W tym roku wyjątkowo dorodny.
 Czarne porzeczki nie wszyscy darzą sympatią. Moja córka je uwielbia w każdej postaci. W tym roku bocian jej przeszkodził w produkcji dżemów.Kacperek i Kajtuś za nią nie przepadają.

Za tu uwielbiają agrest. Kajtek " wieprzkom" , bo tak nazywamy owoce agrestu, zakręcał ogonki.   

                              Jeżówka jest dobra również dla trzmieli.   Są też amatorzy

                                                                   cynii.
                                        Uważam , że hortensja ma wyjątkowo piękne kwiaty.

Korzystając z tego, że jeden dzień przyniósł temperaturę jedynie 26 stopni, wybraliśmy się do opolskiego zoo. Zwierzętom było też trochę za ciepło. Siedziały osowiałe, leniwe.

Tylko niektóre wybierały wysokie słupy, gdzie czekały na odrobinę wiatru. (jak ta małpka)
                                            A tu lemur chowa się w koronie drzewa.

                                              Opolskie zoo ma też piękną roślinność.

                                       Lilie wodne i nenufary dopiero zaczynają kwitnienie.

          Młode zwierzaki szaleją . Nie zwracają uwagi na tłumy przesuwające się obok szyby.


                                     Juka kalifornijska właśnie teraz kwitnie najpiękniej.

                                             Leniwe popołudnie dla małych

                              i dla większych. Koty małe i du że lubią popołudniową drzemkę.
  
Goryl leniwie przygląda się ludziom. Przynajmniej taka rozrywka. Nie ma innej ...

 W niedzielę  pod Opolem w Sredniej Wsi odbył się zjazd ciężarówek z całego świata. Kajtuś z Jędrkiem bardzo chcieli pooglądać wielkie tiry. Wrócili zachwyceni.

                                     Nie dziwię się. Zdjęcia oddają niezwykłe rysunki na kabinach;

                                                      Dla każdego coś innego.

                                                             Do wyboru i do koloru.
 
                                                           Dla miłośników bajek.
                                                          Dla miłośników ptaków.

                                                      Dla mocarnych i dla ich fanek.


                                         No i były nawet pingwiny z Mdagaskaru.
                                                        A także bohaterowie filmów.



                                          Kajetan był z wycieczki bardzo zadowolony.
                     A później popadało i pojawiła się tęcza, następnie nastały kolejne tropikalne dnie.
  Od wtorku chłopcy są już we Wrocławiu. Poznali Kornela. Do końca miesiąca oswajają się z nową sytuacją. Później jedziemy wspólnie do Bóbrki. Na prawdziwą wieś. Jak będzie ? Dla nich pewnie wyjazd do babci na wieś! 

niedziela, 19 lipca 2015

wakacyjny kogel mogel

Wiele się teraz w moim życiu dzieje. Tata czeka na trzecią chemię, która już jest w tym tygodniu.
Moja córa już nie jest w tzw. dwupaku. A my na czas jej pobytu w szpitalu oraz małej rekonwalescencji zabraliśmy do siebie chłopaków. Aby uczcić wejście Karmelka- Kornelka do rodziny pojechaliśmy w czwórkę do lodziarni na prawdziwe łakociowe szaleństwo.
Znowu moje " branie się w garść", aby stracić parę kilo, bo to lato, człowiek wystawia wszystkie swoje oponki na światło dzienne i widok publiczny... Ja wiem, że powinno się trzymać dietę cały rok. To znaczy racjonalnie się odżywiać. Wtedy z oponkami nie ma kłopotu. Niestety moja silna wola jest bardzo silna, ale w utrzymywaniu swej słabości. To z całą pewnością moja pięta achillesowa. Ludzie mają różne uzależnienia, a moje to lody. W zimie jestem w stanie im się oprzeć, ale latem wpadam w system uzależnienia z wszelkimi jego konsekwencjami i tak jest ze mną , jak na tym rysunku, który wyraża cały mój stosunek do wakacyjnej diety;
 No może mniej ordynarnie, ale ... Mam świetne wytłumaczenia. Mój puchar lodów tłumaczyłam tym, że cudowny Karmelek musi godnie zostać uczczony. A jak inaczej można uczcić z nielatami?
Tylko lody! Po cukierni, która jest w Sławięcicach, pojechaliśmy na prośbę Kacpra i Kajtka do ruin byłego obozu koncentracyjnego Pozostały po nim wieżyczki strażnicze, betonowe bunkry, krematorium , pomnik, plac apelowy i parę tablic informujących o tym miejscu.






Obóz mieścił się zaraz koło torów kolejowych w lesie. Jak obejrzałam jak wielki był jego teren i ile ludzi tu przebywało, to nie chciało mi się wierzyć. Moim wnukom również. Teraz to bardzo ciche miejsce, rzadko odwiedzane przez ludzi. Cieszę się, że Kacper i Kajtek o nim pamiętają i często gdy przyjeżdżają, proszą o spacer po jego terenie. Trzeba o takich rzeczach przypominać.
 Poznaję moich wnuków od nowa. Przeważnie jesteśmy tylko z nimi  ( bez ich rodziców) tylko raz w roku. Miło patrzeć, jak garną się do nas, biorą przykład z Jędrka, który jest dla nich autorytetem w sprawie ćwiczeń fizycznych , sportu... I jak korzystam na tym, bo wspólnie wyjechaliśmy na długą rowerową wycieczkę ścieżkami polnymi. Dałam radę na moim miejskim rowerku z koszyczkiem. Kajtek szalał wśród pól i łąk. On z tych, co muszą gnać do przodu, jak i Jędrek. Kacper jeździ umiarkowanie, a jak sobie powolutku ... za nimi. I dojeżdżałam, gdy coś ciekawego oglądali.
Przyjechaliśmy do domu o tej samej porze. To właśnie mój wkład w trzymanie linii.
Malutki, ale jednak! dziś Jędrek z Kajtkiem pojechali oglądać zlot ciężarówek z całego świata. Jest w Nowej Wsi Opolskiej. Kacpra to nie interesuje. Woli czytać. A ja pisać, co właśnie czynię.
A poniżej zamieszczam moje fotograficzne wspomnienia z dalszej części wyjazdu do Ołomuńca, a w zasadzie już powrotu do domu. Pojechaliśmy przez Lostic, małe pożydowskie miasteczko ze starą synagogą, gdzie teraz jest muzeum żydowskie. Na rynku w zlosticach jest sklepik z miejscowym niezłym winem i serami owczymi, kozimi i krowimi. Oczywiście przywieźliśmy do domu wszystkiego ociupinkę, aby popróbować.



Niedługo poznam Kornela.A może później wreszcie uda mi się wyjechać do Bóbrki, jeśli tylko Tata tak dobrze zniesie chemię, jak tą ostatnią. Oby!