wtorek, 10 lutego 2015

post sentymentalny


        Nawet nie spodziewałam się, że tak wiele czasu minęło od chwili, gdy ostatni raz pisałam post. Wiele dni, miesięcy upłynęło, wiele się wydarzyło. Jeździmy do chat, kochamy je i tęsknimy, gdy jesteśmy daleko. W ostatnim czasie spędziliśmy w niej dwutygodniowy wrześniowy urlop, później dwukrotnie byliśmy jesienią, no i jak zwykle tam obchodziliśmy Boże Narodzenie i Nowy Rok. Wreszcie mamy  miejsce, gdzie mieścimy się całą rodzinką i każdy ma dla siebie wystarczająco dużo miejsca, aby innym nie siedzieć na głowie. Gdy tęsknimy za sobą, to mamy duży pokój dzienny, gdzie możemy być razem, a jeśli ktoś chce pobyć sam, to ma swój pokój. Pełny komfort !
W chacie najlepiej mi się pisze. Już dawno skończyłam w niej drugą książkę. Gdy przyjeżdżam, wyraźnie czuję obecność muzy. Myślę, że jak wyjeżdżamy, to nie nudzi się w obecności bieszczadzkich aniołów. Szkoda, że jeszcze nie miałam dostatecznie dużo pieniędzy, aby wydać swoją drugą książkę. Życie  jednak układa się zupełnie inaczej, niż to sobie planujemy. Myślałam, że zamieszkamy w chacie i od wiosny do jesieni będziemy tutaj przebywać, a nawet częściowo w okresie zimy. Niestety rzeczywistość nie pozwala mi na takie życie. Może to i dobrze, bo w ten sposób ciągle czuję się młodsza i bardziej potrzebna innym. Kocham swoją pracę, a ona nie pozwala mi na gnuśność, zmusza do dużej aktywności fizycznej i psychicznej. Gnam więc do przodu i tylko marzę , że może kiedyś...
Na razie jednak przystopowałam, na chwilę zatrzymałam się, bo wirusy nie mają świąt, urlopu. Wkroczyły w moje życie i zatrzymały mnie w biegu.  Teraz  już czuję się lepiej. Przestałam smarkać i kaszleć. Przechodzę rekonwalescencję. Wreszcie mam trochę czasu. Zajrzałam więc do bloga, a tu o zgrozo, ostatni wpis z czerwca 2013 roku.  Postanowiłam więc zakasać rękawy i popisać troszeczkę, powspominać. Przynajmniej jesień 2014r. , no i świąteczny pobyt.


                                                          Jesienno-zimowa mozaika




Spadł pierwszy śnieg. I między chatami stanął Pan Bałwan


Zapada zmierzch. Słońce szybko skryło się za Berdo.

Koziniec oczekuje na święta.

Gołe drzewa odsłoniły wody Zalewu Solińskiego


Chatkę otacza piękny jesienny koloryt. Bieszczady o każdej porze roku są urocze.

Uroda przydrożnej kapliczki jest niewątpliwa

Odszukaliśmy grób Michała, ordynansa Berlinga.
Zapaliliśmy znicz. Powspominaliśmy ostatnie spotkania..



W drodze nad Jeziorka Duszatyńskie. Przejście przez potok.


Rosło duże, mocne,ale jakieś wicher dał mu radę, resztę zrobił deszcz, śnieg.


Doszliśmy do celu. Zza drzew wyłoniło się cudo.

Zapatrzeni w zieloną toń, nie liczymy upływającego czasu.

Wędrujemy pustymi szlakami. Kończy się lato.


Obronny kościółek. Szkoda, że zamknięty.

Z wysoka wszystko widać inaczej.

Panorama Bieszczadu



Wrzesień pod chatą. Jeszcze pięknie kwitną kwiaty, ale za tydzień zostaną po
 nich  ogryzione przez sarny kikuty.


Witamina C w owockach dzikiej róży.
Piękne i zdrowe!



Wystrugane przez bobry wielkie ołówki.

Zrobiło się pusto, jesień!

...

lecą liście...


O zachodzie słońca jesienny ogród ma bajkowy koloryt.

Cerkiewka przycupnięta na szczycie pagórka

I tylko zachodzące słońce nic sobie nie robi z jesieni. Nadal przegląda się w zalewie. Odlatują ptaki.