--" Jak dobrze wstać skoro świt, jutrzenki blask duszkiem pić" -- cichutko podśpiewuję pod nosem, zerkając na stary zegar. Jest 4. 48. Nie dowierzam. Sprawdzam na elektronicznym wyświetlaczu. Tak , jest 4.48.
Zerkam przez prawe ramię w kierunku drzwi sypialni i łóżka. Mój ślubny mężczyzna pochrapuje , aż miło. Uśmiecha się. Pewnie śnią mu się wielkie ryby, albo wycieczka rowerowa, a zresztą kto go tam wie...
-- Chyba zwariowałam! -- besztam siebie gdzieś w zaspanym środku ciała. Może w głowie, bo śrubki jakoś bardzo wolno się kręcą, a myśli mają tempo ślimaka, który sobie pełza między okazałymi liśćmi babki lancetowatej.
Zaspane oczy mają lekko rozmazany obraz. A usta składają się do ziewania. I mało elegancko rozdziawiam buzię. Ziewam, sunąc w stronę tarasu.
-- Przecież poszłam spać przed pierwszą, bo dopadła mnie ciekawa książka. -- myślę zdziwiona, ale zaraz staję w obronie swojego prawa do wczesnego wstawania. -- A swoją drogą to książki mają ten dziwny zwyczaj, że dopadają mnie najczęściej około dwudziestej trzeciej. I przewlekam moment zanurkowania w ciepłym łóżeczku w nieskończoność, czyli do północy, do pierwszej,... wszystko zależy od tego, kiedy umowę wypowie mi zmęczona świadomość. Najczęściej zasypiam z nosem w książce. Czy dlatego nie mam oglądać świtu i tracić parę godzin poranka?
Wrzucam na grzbiet gruby sweter, na stopy wciągam skarpety i otwieram drzwi na taras. Jeszcze tylko jakieś klapki i jestem gotowa do przywitania się z poranną Wyluzowaną. Słoneczko już wstało i
serdecznie wita się z krzakami dzikiego bzu, porastającymi brzeg naszej dróżki. Wydaje się, że krzewy uwięziły słońce w swoich ramionach. Ja widzę tylko mały złoty lampion otoczony zielenią.
-- " Nim w górze tam skowronek zacznie tryl, jak dobrze wcześnie wstać dla tych chwil.
Gdy nie ma wad wspaniały, piękny świat. Jak dobrze wcześnie rano wstać . la la la..." --
nucę na cały głos, robiąc konkurencję ptaszkom. Tutaj mogę sobie pozwolić na poranne fałszowanie, bo oprócz przyrody nikt mnie nie słyszy. Jędrek pewnie w najlepsze przekręca się z boku na bok. A ja dalej wyśpiewuję.
-- "Otrząsa się z rosy bez. Chcę w taki dzień znaleźć cię.Obiecał mi
Poranek szczęście dziś. I szczęście dziś musi przyjść. Nie zmąci mej radości żaden cień. Wschodzące słońce śmieje się. Co za dzień ."... -- ściszam głos, aby posłuchać kukania.
-- Kukułeczko , o czym kukasz? Komu coś liczysz? A może zgadniesz ile mam lat? -- śmieję się, bo jakie znaczenie ma dzisiejszego poranka moja metryka?
-- Jeden , dwa, trzy , cztery... oj nie doliczysz się. -- nudzi mi się bezmyślne liczenie i znowu zaczynam śpiewać piosenkę, która mnie prześladuje od świtu.
-- " Obiecuje nam ranek wszystko co chcemy mieć. Miłość ludziom , deszcze listkom, słowom sens. Budzimy się do życia naiwni tak, jak czasami porankiem bywa. Piękny świat... " - urywam bo muzyka zielonego świata , na którym stoi nasza chatka jest o niebo lepsza. Dziwię się, że jeszcze nie zostałam wygwizdana przez kosy. Ale one najczęściej gwiżdżą przed deszczem, a dzień zapowiada się słoneczny. Więc patrzę, jak słoneczne promienie głaszczą listki, kłosy trawy , kołyszące się na wietrze, jasne główki stokrotek, ...
--..." łaj di di di baj baj...Wstaje świt! Taki piękny to czas. Chce się żyć.I chce się wstać. Bo chce się żyć... łaj di di di baj baj.Szkoda dnia. "-- znowu nucę wbrew swojej woli piosenkę, ale pasuje ona dzisiaj jak ulał do mojego cudownego nastroju, słonecznej pogody, bezchmurnego nieba i tego raju na ziemi. Raju w naszej wyluzowanej. Za moment przywitam się , jak słoneczko z roślinkami,
ptaszkami, jaszczurkami...
I na koniec jeszcze zaśpiewam.
-- "Nie zmąci mej radości żaden cień, wschodzące słońce śmieje się. Co za dzień!"
A później zrobię sobie ogromny kubek kawy i wypiję go bez pośpiechu na tarasie. A później wolniutko i z uśmiechem wejdę w dzień.