Popołudnie spędziliśmy w cieniu, na tarasie na tyłach domu. W przylegającym ogrodzie dojrzewały owoce i warzywa, które Vincent z przyjemnością pielęgnuje i obdarowuje nimi gości. Do Habay la Vieille wróciliśmy więc obdarowani płodami z warzywnika i wyrobami Juliette, bo kuzynka Josepha jest miłośniczką szydełka.
Tylko na tyłach domu można było swobodnie oddychać. Na koniec biesiadowania Brygitte i Juliette odśpiewały nam wesołą francuską piosenkę biesiadną. Śmialiśmy się, rozmawiali, cieszyli swoim towarzystwem. Było bardzo sympatycznie i wesoło.W radosnym nastroju wróciliśmy do domu Brygitte. Do północy słuchaliśmy wesołych piosenek biesiadnych belgijskich i francuskich. Wspominaliśmy nasze wspólne wakacje i Jean Marc'a...
Wizyta była krótka i zdążyliśmy odwiedzić jeszcze cmentarz, gdzie leży Jean Marc".
Z kolei w kolejnym dniu wizyta w Chantemelle u Josepha i Beatrice była długa , różnorodna, sympatyczna i pełna wrażeń. Dzień był również gorący, bo 38 stopni w cieniu, ale w ogrodzie pod ogromną lipą wiał delikatny wietrzyk i siedziało się bardzo przyjemnie. Obiad był dostosowany do temperatury, więc lekki, smaczny i typowy dla tego regionu, gdzie są duże wpływy francuskie. Panowała sympatyczna atmosfera. Joseph pochwalił się nam nowymi pracami plastycznymi oraz scenariuszem i scenografią do bajki, którą przygotowuje dla swojego teatru amatorskiego. W najbliższym czasie chce ją wystawić dla najmłodszych. Gdy już dobrze się ochłodziło pojechaliśmy w tzw. teren na wycieczkę. Po objechaniu wielu pięknych tras widokowych w pewnym momencie zatrzymaliśmy się i poszliśmy malowniczą ścieżką spacerową. Po jej obejściu Joseph i Beatrice zabrali nas do baru rybnego, usadowionego nad zbiornikami wodnymi. Jedliśmy tam przepyszne ryby, popijając lokalnym piwem. Ja piłam jakieś lekkie piwo owocowe, z którego słynie ten region. Nazwa piwa to "kusicielka".
Nieźle nam się siedziało nad wodą, obserwując czaple kradnące właścicielom ryby ze stawu i zachód słońca. Wreszcie upał ustąpił miejsce przyjemnej letniej temperaturze. Umówiliśmy się na przedwyjazdowe spotkanie w domu w Habay i wróciliśmy do domu, aby do północy rozmawiać z Brygitte.
Widać, że wyprawa była udana, trochę sentymentalna, trochę poznawcza. Pozdrawiam serdecznie :))
OdpowiedzUsuńTo był bardzo radosny czas, bo wszyscy są niesamowicie sympatyczni. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńTakie miłe, bezpretensjonalne chwile, widać dużo ciepła i sympatii...i dobrego jedzonka...pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńMyślę, że z powodu wzajemnej serdeczności nasze relacje stale są takie ciepłe. Od wielu lat utrzymujemy ze sobą kontakt. Wysyłamy zdjęcia, ,migawki z ważnych życiowych wydarzeń. Pozdrawiam Cię serdecznie.
UsuńNie ukrywam, że patrzyłam z zainteresowaniem co na stołach w takie upały😀. Podobała mi się kępa lawendy na cmentarzu, chyba też bym taką chciała u siebie. Dużo serdecznych spotkań z miłymi znajomymi, będzie co wspominać w długie, chłodne, zimowe wieczory.
OdpowiedzUsuńJakoś ciągle zapominam o fotografowaniu potraw i tylko czasem , mimochodem wchodzą mi w obiektyw. Mam przyjaciółkę , która stale przysyła mi zdjęcia sniadanek, obiadków, tego co zjada na imprezach. A mi to nie weszło w nawyk. Ważniejsze są dla mnie relacje i atmosfera spotkań. W te upalne dni na stołach było mnóstwo melona z szynką parmeńska, owoce, jarzyny, zimne napoje, a do tego lekkie musujące różowe wino. Dla mnie na alkohol było za gorąco. Posiłki kończyły sery, jak to we Francji i tej części Belgii. Pozdrawiam Cię.
OdpowiedzUsuń