czwartek, 16 czerwca 2011

Pożegnanie z Krainą uśmiechu - cd. wieści z letniska , część 8


13 czerwca 2011r. – poniedziałek.

Już śpię nerwowo i wstaję o 6- tej. W końcu to ostatni dzień naszych wakacji! Jędrek pochrapuje do 7.30. Wstaje na śniadanie, a potem rusza do pracy. Z chłopakami naprawia płot z metalowej siatki. Porządkują teren wokół chaty. Ładują materiały, które zostały po budowie. Ja nadal sprzątam, przebieram pościel, myję łazienki i układam, czyszczę, odkurzam. Odkrywam dziwne zjawisko; kurz w chacie osadza się i osadza, a ja co drugi dzień odkurzam i jakoś tego nie widać. Wreszcie około 13-stej mam wszystko posprzątane, poczyszczone, poukładane. Chłopaki kończą pracę, a Jędruś przenosi swoją działalność do środka. Przykręca, przycina , przybija i tak do 17.00. Chodzę za nim i sprzątam to, co naśmiecił. W pewnej chwili mówię;
- Basta! Jedziemy do domu!” –
Wyruszmy o 18-tej. Wyjeżdżamy drogą na Myczkowce. Jest piękna pogoda. Świeci słońce.
Po zalewie pływają łódki. Turyści wolno snują się wzdłuż brzegu.
- Ale bym posiedział na tarasie i pogapił się w wodę. – mówi Mój Mąż.
- To bardziej ja posiedziałabym, a ty powiedziałbyś, że masz jeszcze to przykręcić, a tamto podmalować. I nici byłyby z werandowania.- śmieję się z Mojego Pracusia.
Tłok na drodze niemożebny. Jedziemy, więc trasą, którą nazywam turystyczną, z uwagi na cudowne widoki. W domu jesteśmy około 23- ciej. Jestem tak śpiąca, że pomiędzy Kędzierzynem, a Koźlem  zamykają mi się oczy, ale w domu kładę się dopiero o 00.30. I to już koniec moich najpracowitszych wakacji.
Szkoda! Ale już planuję, że w pierwszej połowie sierpnia ponownie na dwa tygodnie wyjadę w Bieszczady.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz