niedziela, 12 czerwca 2011

Kraina uśmiechu – czyli wieści z letniska cz 4

6 czerwca 2011 r. - poniedziałek

Zaczynam drugi tydzień WIELKICH WAKACJI –Jak to szybko minęło. Aż nie chce mi się wierzyć, że to już połówka.Spałam, jak zając pod miedzą. Wstałam o 8.30 z oczami czerwonymi, jak królik. To z niewyspania, albo uczulenia, bo wokół wszystko kwitnie. Słoneczko świeciło, temperatura szła w górę i jak tu spać? Świat jest na to zbyt piękny! Jędruś już na placu boju, czyli w ubranku roboczym stukał, kręcił, przymierzał, a więc działał pod pod Boratyniem. Koło niego Pan Zdun. Wreszcie ruszyła praca nad BABĄ( kominek w kształcie pieca chlebowego) w Lucyny domku. Umyśliła sobie kominek w formie, w której się dziś nie robi. W zasadzie nikt lub prawie nikt nie potrafi go zrobić. Pan Zdun twierdzi, że potrafi. Zaczął już miesiąc temu. Wymurował go z cegieł. Lekko ściął kanty. Powstała budowla wielka i przepaścista. Prawdziwa BABA. Mnie wydaje się troszkę za duża, jak na niewielkie wnętrze, ale może się mylę. Powstał problem z wykończeniem, no bo najlepiej do tego pasowałaby glina. Ale Pan Zdun postanowił, że zrobi to z czegoś innego. Wsiedli z Jędrkiem do samochodu i wyruszyli po materiały. A ja przestawiłam regał do pokoju z wnęką za drzwiami. Pasuje. Trzeba tylko trochę powycinać, dopasować i będzie jak znalazł. Tu nie przytłacza jego gabaryt. Może pomalujemy go mahoniowa bejcą w kolorze parapetów. Aby nam nie było w naszej chatce zbyt dobrze zaczynają się problemy; po pierwsze pralka wybija, bezpieczniki. Jędrek rozkręca pralkę. Ustala, że to problem szczotek węglowych.Naprawia. Jest dobrze. Puszczam pranie. Pralka pod koniec prania nie wypuszcza wody, trzeba popchnąć pokrętło na kolejny numerek. Ale to jest drobiazg, bo dalej działa. Potem, zaraz po obiedzie, kuchenka elektryczna wybija bezpieczniki. Jędrek długo kombinuje, w końcu wyciąga płytę elektryczną( szklana).Twierdzi, że coś się obluzowało, styka z jakąś blaszką i jest zwarcie. Naprawia, ale zaraz po kolacji, gdy wyłączam płytę, z wielkim hukiem wybija bezpiecznik kuchenki. Nie robi tego, gdy załączam płytę, tylko, gdy stygnie i praktycznie wszystkie stanowiska są wyłączone.Jakiś kompletny brak logiki.??? Nadal pracujemy w chatce jak zwariowani. Montujemy kolejne zamki, ścieramy, odkurzamy ( odkurzacz kupuję w Kauflandzie za jedyne 79 zł, bo chiński) . Upiększamy , ścieramy, układamy, itd…Wieczorkiem Jędrek dowiaduje się, że ziemi nie będzie. Załatwia dwie wywrotki z kimś innym, kto przysięga że…” on daje głowę, że przywiezie następnego dnia”.
Podsumowanie dnia; Minusy - dwie awarie z czego jedna opanowana, a druga to wielka niewiadoma. Nie przyszedł pan Zdzichu, mało zrobiliśmy wokół chat. Ziemi nie przywieziono, mimo obietnic.
Czy to czasem nie typowe dla Bóbrczan? Nie udało się wysłać tekstu i fotografii do blooga. Plusy- w chatach coraz czyściej i ładniej. Już wszystkie lampy są zamontowane. Działa pralka i zmywarka. Przyszedł pan Zdun i przynajmniej jego praca posuwa się do przodu. Jest piękna pogoda. W chatach i na tarasie czujemy się jak w raju.
Już wykombinowałam, dlaczego koziołek nie buczy; po prostu swoim śpiewem zwabił samiczkę i ma teraz co innego na głowie. Ma z pewnością sporo zajęć. Nie ma mowy o śpiewie. Czy to często nie jest też tak z innymi zalotnikami?...

7 czerwca 2011 r. – wtorek.

Dziś dzień grila bis. Tym razem u nas. Rankiem zwala się nam sporo ludzi. Wszyscy przychodzą w jednym czasie. Przychodzą panowie do oblachowania komina na Boratyniu.Pan od przywiezienia kamienia na drogę, bo gmina przyznała jedną wywrotkę grubego i jedną drobnego. Kamień gruby będzie w środę, drobny parę dni później ( byle była pogoda).Panowie wykonawcy wnętrz pojawili się, aby umówić się na kolejne prace przy Boratyniu.Mają poprawić, co sknocili i zrobić taras. Lucyna ma mieć taki, jaki jest u nas. Liczymy materiały i gnamy do Leska, aby zrobić zakupy spożywcze, do Sanoka po blachę, do Czerteża po kantówkę itd…Wreszcie znajduję dostęp do Internetu. Wysyłam, co powinnam wysłać już dawno. O 14- stej jesteśmy z powrotem. Jędrek rusza do prac ziemnych, bo pan Zdzichu tego dnia przyszedł i od rana odwalił już sporo roboty. Zaczynają układać kamienne chodniki. Układają też i znoszą pocięte drewno.W przyszłym roku zrobimy sobie prawdziwą drewutnię. Zostało nam trochę dachówek i gąsiorów na dach drewutni. Teraz układamy drewno na stosy na stoku pod chatą.
Pan Zdun nadal kończy kominek. Po 16- stej siedzimy na tarasie. Mięsko skwierczy na grilu, a na stole stoją dwie kolorowe sałatki i wielki cedzak z truskawkami.Leon opowiada, jak po 4 latach do końca załatwił w sądzie sprawę starego domu , który otrzymał wraz z innymi krewnymi w spadku. Jesteśmy zbulwersowani opieszałościąpostępowania. Ale krótko. Potem gawędzimy, śmiejemy się. Jest miło i wesoło. O 19.-stej odprowadzamy gości i kończymy nasze prace domowo- nadworne.
Wieczorkiem nasłuchujemy, czy pojawił się nasz koziołek. Nie ma go, ale wcześniej widziana była sarenka, albo jelonek, który mignął w zaroślach. W końcu nasza chata ponoć stoi na ścieżce zwierząt, które z Kozińca schodziły do wodopoju. Biedaki muszą dostosować się i znaleźć ścieżkę obok.
Nadal nie ma ziemi. Pewnie ten, co przysięgał nie przywiezie, bo jego głowa potoczyła się z górki leży gdzieś na dnie zalewu. Jednak to był bardzo miły dzień i taki bardziej lightowy. W końcu mamy wakacje!
Roześmiani i zadowoleni idziemy spać. Od kiedy śpimy przy otwartych na oścież oknach, nie mam problemów ze spaniem. Tej nocy też śpię mocno.

8 czerwiec 2011 r.- środa

Wstaję o 4.59. Czytam przez godzinkę kryminał, bo już nic innego mi nie zostało i znowu zasypiam. Wstajemy o 7.30, szybko , bo za chwilę przyjdzie Pan Zdun i pan Zdzichu. Dziś urodziny mojej kochanej Julisi. Kończy trzy latka. Muszę telefonicznie złożyć jej życzenia. Jej mama Karola piecze wielki tort, o czym dowiaduję się, próbując złożyć życzenia.
Rankiem przywożą gruby kamień. Trzeba załatwić ludzi do rozgarnięcia go na drodze. Całe szczęście, że Pan z wywrotki zrzucił go równomiernie od dołu do góry. Nie będzie dużo roboty. Jędrek załatwia kogoś do tej pracy. Niestety p. Zdzichu nie przyjdzie. Dwa tygodnie musi pracować u rodziców na polu; okopuje ziemniaki i kosi siano…Jest bardzo zależny od rodziców. Twierdzi, że „ma traumę”, bo w dzieciństwie w głowę kopnął go koń. Jego ojciec nie lubi pracy na roli. Do tego zaprzęga swoje dzieci. Sam woli pracować „ za pieniądze”, czyli najmować się do innej pracy u obcych. Jędrek dzwoni też do Gosi, która wraz z narzeczonym miała rozwiązać nasz problem doglądania i sprzątania domu, gdy nas nie będzie. Okazuje się, że wyjeżdża do pracy za granicę i nic z tego nie będzie. Być może do pracy tej nada się jej brat z narzeczoną.Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Mają przyjechać do nas i porozmawiamy.
Okazało się, że płyta elektryczna zepsuła się i trzeba ją reklamować. Taką informację podał mi dziś Jędruś po zdiagnozowaniu piecyka. Na czym ugotuję obiad?...
Z płytą są duże problemy. Jędrusiowi zaginęła gdzieś faktura. Przewracam całe jego przenośne biuro, ale jakby zapadła się pod ziemię. Na dodatek nie pamięta, skąd przyszła paczka z płytą, bo kupował za pocztowym pobraniem. Trzeba odszukać gdzieś w korespondencji domowego komputera. Nadajemy temat do rozwiązania naszemu synowi, który dziś będzie nocował w naszym miejskim domu.
Pan Zdun skończył kominek w Boratyniu. Wygląda cudnie, jak stary chlebowy piec.Teraz bardzo mi się podoba! Wysyłam zdjęcie siostrze, niech cieszy się! Zakładam w oknach ręcznie robione zazdrostki. Jak pięknie! Jeszcze nie wszystkie okna są przystrojone firaneczkami, bo następnych 4 robi mama koleżanki, większość której zakupiłam większość cudowności do naszego domu.
Wieszam, więc te, które mam. Moja sypialnia i kuchenne okno poczekają na swoją kolejkę.W końcu to nie piekarnia. Jędrek dalej walczy sam przy chodniczkach. Wkopuje krawężnik pod Boratyniem.(???) Kosina poczeka! Nie wtrącam się do kolejności, choć wydaje mi się, że powinna być inna, no bo jak nie zdąży to co? Sama obskubuję z plastyku blachę do okapników naszych ocieplonych fundamentów. Z moich żelowych pięknych paznokci odpadają kolejne płatki. Zaczynam mieć obskubaną łączkę na dłoniach!
Pod wieczór przyjeżdża Gosia z narzeczonym i bratem Adamem oraz jego dziewczyną-Agnieszką. Oglądają dom i ustalamy zakres obowiązków. Adam ma 22 lata, a Agnieszka jeszcze uczy się. Mam nadzieje, ze nie wzięli na swoje barki zbyt dużego ciężaru. Prócz tego Adam ma do końca naszego pobytu dodatkowo pomagać Jędrkowi w ciężkich pracach nadwornych. Będzie w miejsce Zdzicha. Mam nadzieję, że taki sam dobry z niego pracownik.Też pochodzi z gospodarki i nawykły jest do ciężkiej roboty. I tu uwaga; Jędruś nie pochodzi z gospodarstwa rolnego, a też potrafi pracować jak szalony i jaką ma kondycję. Ja jestem do kitu na tym polu. Gdy ciężko popracuję, to następnego dnia mam z głowy i noc i dzień. Serce się buntuje, a i ręce i nogi dają znać, z jakich zbudowane są mięśni. Ale to tak na marginesie. Agnieszka robi miłe wrażenie. Myślę, że potraf sprzątać.To był bardzo bogaty we wrażenia dzień. Dużo załatwiliśmy. Wiemy, dlaczego nie przywieziono ziemi. Po prostu pan Piotr ma zajętą przyczepę. Jak będzie pusta, to przywiezie.MAM NADZIEJĘ !
Wieczorem jakieś zwierzątko grasuje pod skarpą, po naszym dzikim gąszczu. Nim zdążyliśmy ustalić jakie, znika w lesie. Nie pada. Tylko z dala słychać grzmoty.Kładziemy się po 23-ciej. W myślach układam sobie „plan szkolenia Agnieszki”. Widzę, ile wiadomości pominęłam. Muszę jej wszystko pokazać przed wyjazdem do miasta.
Jutro znowu pojadę do biblioteki do Leska i wejdę w Internet!

S.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz