niedziela, 26 czerwca 2011

Moje poranne piżamowo

Wprawdzie nie mam na imię Helena, ale... jak dobrze mi przesnuć się parę porannych, niedzielnych godzin w stroju niedbałym. Robię to z pełną premedytacją, zarówno w domu, jak i na tarasie, czy w ogrodzie. Gdy chłodniej, tak jak dziś, to mam na grzebiecie chustę, albo kireję (wczorajsza ), a czasem wełniane poncho. Mam tego trochę, bo lubię; z frędzlami i bez, ażurowe,czy gładkie. Jedna to cudna, wschodnia, wielka czarna chusta  w czerwone róże.
A więc snuję się w ten niedzielny poranek z książką, kawą, czasem z gazetą i buntuję przeciw normalnym dniom, gdy muszę szybciutko, biegiem. Rozburzam rytm dnia i mam ten komfort, że nic się nie stanie, gdy właśnie tak; " noga za nogą" i bezterminowo, byle nie przekraczać południa, bo to magiczna godzina. Od niej już jestem jak co dzień.Zwarta i gotowa do gotowania, podgrzewania, pichcenia. Mój Teść, starowinka ma swoją porę obiadu i nie można jej burzyć.Musi być na czas, a więc mam jeszcze chwilkę, aby być Heleną.
Życzę wszystkim miłej niedzieli i jeśli to lubią, piżamowego poranka.

1 komentarz:

  1. Róże we wczesnych rannych godzinach...
    Późno wstaję, ale za to po zrobieniu obiadu czuję się wolna.Teraz, w wakacje podanie obiadu oznacza koniec obowiązków na ten dzień.Bardzo to lubię...

    OdpowiedzUsuń