sobota, 7 marca 2009

chata za wsią


Jestem teraz po raz kolejny w Bieszczadach i to na chwilkę, bo tylko na dwa dni. Musimy popędzić kota fachowcom. Okrutnie ślimaczy się budowa naszych chatek! Grażka upchała nas do brązowego pokoju, bo akurat te dwie noce miała lukę w przyjazdach gości i powiedziała, że mamy jak zawsze szczęście. W innym terminie i szpilki by nie wepchała, a co dopiero dwójki ludzi. Szukamy na miejscu materiałów, fachowców, dyskutujemy, umawiamy i modlimy się, aby poszło do przodu.
A tu z nieba leje i na działce błoto. Nawet w gumowcach ciężko chodzić. Całe szczęście, że projekt prawie gotowy i „warunki budowy” w drodze. Jeszcze czekamy na decyzję w sprawie kabli, które jakimś cudem nagle ujawniły się na naszej mapie geodezyjnej. Nie ma ich właściciela i Rejon Energetyczny nic o nich nie wie. Pertraktujemy z „Orlenem” i czekamy na pismo potwierdzające, że kable są nieczynne. Tak marzę, aby już wreszcie przyjechać do siebie, do „chałupy pod aniołami”. Może powinna nazywać się „ chata za wsią”?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz