piątek, 8 lipca 2011

cuda- dziwy i ogrodowe wariacje


Pierwsza odsłona cudeniek Eli. Te cudne szczypczyki z klasą pasować będą jak ulał do śląskiego kołacza.
Czy to nie urocze, że na Podkarpaciu serwować będę gościom do kawy właśnie takimi szczypczykami, drożdżowy, śląski kołacz? Zresztą jest to moje ulubione ciasto! Pod szczypczykami serwetka wydziergana rękami Eli.

 To zdjęcie jest troszkę archaiczne, ale myślę, że właśnie tak wyglądałam, kiedy dziś robiłam zdjęcia ogrodu.
Oto cień Bogdusi w słynnej kirejce. Na tym kawałku tarasu nic się od 2009 roku nie zmieniło.

                                                     A to powojnik, który rośnie i rośnie...

                                        Poniżej ogrodowe kwiaty. Ulubione kwiecie Jędrusia.





W naszym ogrodzie obecnie głównie królują lilie. Jest ich sporo. Co raz to, jak fajerwerki, wybuchają innymi kolorami. Zapach odurza.Wędruję sobie między kolorowymi rabatami, a czuję się , jakbym była w ekskluzywnej perfumerii.
Już owocują śliwy. Dojrzałe, filetowe, słodkie kule ciężko spadają w miękką gąbkę trawy. Te najdojrzalsze pękają. Uwijają się wokół nich pszczoły i osy. W zasadzie pszczół widziałam bardzo mało. Natomiast osy nie próżnują. Wyżerają część owoców. Jedna z nich miała spotkanie pierwszego stopnia z moją kochana Juleńką. 
Jula z mamą i swoją młodszą siostrzyczką Mają odwiedziła mnie późnym popołudniem. Właśnie wracałam z pracy. Już w momencie wysiadania z samochodu usłyszałam cieniutki, dziecięcy głosik ; - O Bożenka! -
A potem zobaczyłam Julę z rozwianymi, złotymi włoskami i maleńkimi , szybko przebierającymi nóżkami, biegnącą od ogrodu do furtki. Za moment miałam na szyi dwa małe ramionka .
Niedługo później, rozpędzona na huśtawce Jula, przecięła trajektorię lotu osy. Ta, niezadowolona z zakłócenia, złośliwie wbiła żądło w plecki małej. Dobrze, że ledwie ją ukłuła.  Wycisnęłyśmy z Karolą jad. Zrobiłam okład z octu i pomogło.Wprawdzie moja mała Jula wracała do domu z mokrą od łez buźką, ale mówiła, że już ją nie boli. Rzeczywiście plecki niewiele spuchły.
Natomiast brzuszek miała pełen śliwek i czerwonych porzeczek. Czarne nie specjalnie jej smakowały.

3 komentarze:

  1. Do tego owocowego raju chętnie bym się Tobie zakradła:) Gorzej z pszczołami - 2 razy w życiu byłam dziabnięta i 2 razy pręga z zakażeniem była.. Lilie piękne, choć u mnie kichający odruch wymuszają :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Już śliwki? A drożdżowy śląski kołaczyk - to może jakiś przepisik? Piekne kwiaty w ogrodzie, a w tej kirejce to wyglądasz jak Gruzin w swoim płaszczu, narzuconym na ramiona, pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Droga Gosiu! Pszczoły to pół biedy. Podobno ich jad uzdrawia. Gorzej z osami. Wredne takie, że aż hej! Życzę, abyś nie miała z nimi bliskiego spotkania.
    Marysiu!- Przepisik podam, a jakże, ale muszę najpierw robiąc spisywać, bo robię na "oko".
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń