Dla mnie lato, to przede wszystkim ogród z jego barwami, zapachami, słońcem wylegującym się na grządkach i bogactwem owoców. W tym roku na rabatach rozgościły się lwie paszcze- ukochane kwiatki mojej cioci- Gosi. Gosia cały rok mieszka w Warszawie , a latem przyjeżdża do naszego ogrodu. Zjawia się 1-go lipca na imieniny mojej Mamy i rezyduje w mieszkaniu rodziców do końca lipca, czasem połowy sierpnia, po czym jedzie poodwiedzać resztę rodziny, rozrzuconą po całej Polsce. Parę lat temu, po powodzi , gdy cały ogród wyglądał jak jedna wielka kałuża, Gosia odnalazła żywy, świeży, samotny krzaczek lwiej paszczy. Biedaczka popłakała się ze wzruszenia, chociaż na co dzień nie jest wcale skora do płaczu.
Dzwonek Karpacki jest ulubionym kwiatem Jędrka , zresztą ja też bardzo lubię te delikatne, piękne kwiatuszki. Fajnie komponują się z kamienną ścieżką.
Studentki są przepięknymi , romantycznymi kwiatami, które opanowały całą lewą stronę końca ogrodu.
Wraz z innymi ekspansywnymi roślinami tworzą prawdziwy gąszcz.
Nie przeszkadza im poplątane sąsiedztwo ogrodowych jeżyn. Świetnie się z nimi dogadują . Nie przeszkadzają im także rozłożyste tuje i dostojne świerczki, które rosną na granicy ogrodu.
Jeżyny mają masę owoców. Są słodkie i ogromne. Pachną słońcem i deszczem. Najbardziej lubię właśnie takie rozgrzane, prosto z krzaka. Pycha!!!
Aby w ogrodzie nie było za bardzo monotonnie i zbyt pospolicie, letnią zieleń rozświetla delikatna, pnąca róża. Jej słodki zapach wabi nie tylko owady, ale i wszystkich, którzy znajdują się w pobliżu. Czyż róż jej nie jest elegancki? Kojarzy mi się ze starymi zdjęciami, pięknymi sukniami, kapeluszami wielkimi, jak koła młyńskie, tiulem i organtyną.... Och!!!!
No i jak lipiec, to oczywiście porzeczki; czerwone i czarne. Gdy byłam małą dziewczynką mama z babcią robiły z porzeczek soki, a także galaretki. Oczywiście wówczas brzegi słoików smarowano spirytusem i podpalano, a potem nakładano celofan i gumkę. Nie wszystkie wytrzymywały takie zabezpieczenie i bywało, że galaretka w słoikach pokrywała się białą pleśnią. Dobrze pamiętam kwaskowato- owocowy zapach kuchni, w której gotowały się w wielkich garach soki, czy robione były galaretki. Pamiętam też wielkie butle z winem stojące w rogu kuchni. Wystawały z nich powykręcane rurki , w których bulgotało ; bul, bul, bul!!! Och, jaka to była dziwna kuchenno-letnia muzyka. No i oczywiście w kuchni stały kamienne gary z ogórkami. Ukradkiem wyjadaliśmy ogórki, już po paru godzinach od zakiszenia. Pozostało mi to do dziś! Najbardziej lubię takie - ledwie przesiąknięte zapachem kopru i czosnku.
No i obraz letniego ogrodu nie byłby pełny, gdybym nie napisała coś o licznych krzewach, dających dużo chłodu i skrywających wiele bajkowych tajemnic, jak na przykład tego kamiennego zwierzaka. Lew lekko omszały skrył się przed upałem pod rozłożystego cyprysa. Całkiem mu dobrze wśród konwalii i rozchodników. Jest prawdziwym królem cienia. Jędruś najchętniej postawiłby tutaj krasnala, ale nie plastykowego, a kamiennego. Marzy o tym od dziecka. Ja nie mam nic przeciw krasnalom, jeśli oczywiście nie są straszydłami z plastyku. Jednak najbardziej podobają mi się krasnale wrocławskie. Takie mogłabym mieć w ogrodzie i to w większych ilościach. Jednak nie mam i na razie musi mi wystarczyć ten podstarzały zwierz.
I to
Śliczny ogród. Lwie paszcze kojarzą mi się z dzieciństwem, rosły obok domku mojej babci. Porzeczki też dają mi podobne wspomnienia jak Tobie, chociaż galaretki z tych owoców robię do dziś. A lew skryty w cieniu jest przeuroczy. Pozdrawiam cieplutko. Ania:)
OdpowiedzUsuńWitaj Aniu!Mało ludzi w dzisiejszych czasach trudzi się robieniem galaretek. Podziwiam. Buziaczki:)
OdpowiedzUsuńLwia paszcza wysiała mi się sama w doniczce z bratkami, w łososiowym kolorze i do tego jakieś petunie, nie siałam ich. Mam krasnala w ogrodzie, zrobiony z gliny, piasku i cementu, wg Mai w ogrodzie, po zimie odpadł mu nos, sakiewka u pasa i bimbolek z czapki, ale stoi. Lubię kamienne zwierzaki pod krzakiem, pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMarysiu1 To masz biednego inwalidę, ale tacy weterani są najcenniejsi. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńFajny masz ten ogród ..
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam takie ogórki:) Jestem już w domu, więc na pewno przynajmniej kilkanaście sloików na zime trzasnę, nie mówiąc o wielkim słoju takim na "tu i teraz"
Na moim blogu "Myślę sobie..." coś na Ciebie czeka. Zapraszam.
OdpowiedzUsuń