poniedziałek, 31 maja 2021

Kiedy maj okoniem staje

 




        Dzisiaj ostatni dzień maja. Wokół chaty bardzo zielono, kwietnie i bujnie. Trawa urosła aż nadto. Powinniśmy ją skosić, ale kwiatów żal, a i nie bardzo jest kiedy, bo prawie cały czas pada. Temperatura za oknem niziutka. Nie majowa. Jakby w maj zaplątał się koniec kwietnia i nie chce się wyplątać. Wieczorami musimy przepalać w kominku, aby się miło mieszkało.  Spojrzałam w okno. W tym momencie zaświeciło słońce, choć przed chwilą waliło gradem, aż niemiło! Zgoniło Jędrka spod drewutni.  Zmókł i przyszedł się przebrać. Chciał odczekać ulewę przemieszaną z gradem. Przynajmniej miał czas na odsapnięcie i drugie śniadanie. Jak zwykle Jędrek ma sporo męskiej pracy przy porządkowaniu drewna. A już myślałam, że zostanie w chacie i zajmie się zaległymi domowymi zajęciami, jak osadzenie kołków pod obrazy, ukrycie w drewnianej rynience kabla od lampy, wiszącej nad stołem... Nic z tego. Zjadł , przebrał się, założył pelerynę i poszedł w las szukać grzybów. Nie miałam serca go zatrzymywać, bo kocha takie leśne włóczęgi. I nie ma znaczenia, jaka jest pogoda. Ja chciałam skończyć prace domowe  i usiąść do komputera. Mam zaległości w pisaniu, bo ciągle coś innego, ważniejszego mi wyskakuje. Jeszcze tylko powinnam wyciągnąć z zamrażalnika drożdżowe ciasto ze śliwkami i z kruszonką, bo siostrzeniec ze swoją dziewczyną zapowiedzieli się na popołudniową herbatkę. Przyjechali na tydzień do chaty siostry, która w tym czasie pojechała do Koźla. Przywieźli swoje towarzystwo ,bo chcieli pochodzić po górach, ale nie przywieźli pogody. Siedzą, nudzą się, bo to miastowi młodzi ludzie. Nie potrafią na wsi odpoczywać. Gdyby była pogoda, pewnie poszliby na jakieś szlaki, a tak nie jest , więc siedzą i nudzą się. Za oknem zimno, mokro. Nie myśleli, że taki ich czeka urlop. A więc nawet popołudniowa herbatka u ciotki i wujka jest atrakcyjna. Zamiesiłam razowy chleb, przełożyłam do foremki. Postoi, urośnie, upiekę i będzie jak znalazł, bo stary się kończy. Odkąd piekę razowy chleb na zakwasie, inny już mi nie smakuje. Zauważyłam, że coraz więcej robimy sami, czy to wędliny, czy też sery... Spróbowałam zrobić serek do smarowania z jogurtu greckiego i wyszedł rewelacyjnie. Lepszy od "allmetki"! Bawię się teraz w serowarkę i cieszą mnie  te zajęcia. Powinnam za przepisy podziękować Marysi z Naszego Pogórza. Jej wędzone serki były dla mnie inspiracją. 

Ale wracając do pogody pod zdechłym Azorkiem, to deszcz nie odstrasza nas od coniedzielnych wypadów w plener. Wczoraj też padało, choć przedpołudnie nie było tak paskudne, jak dzień dzisiejszy.  Gdy wychodziliśmy z chaty, lekko pokrapywało. Ubrani ciepło i "deszczoszczelnie", wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy poza Lesko, Sanok i kierując się na Miejsce Piastowe, dojechaliśmy do miejscowości Długie. Droga tym razem była w miarę pusta, bo jeszcze nie zaczęły się wyjazdy z bieszczadzkiego wypoczynku. Po drodze minęliśmy buszującego na skraju łąki bociana , po czym  skręciliśmy drogą w prawo, kierując się na Koszary i Bażanówkę. Tam odbiliśmy na Jaćmierz. Po drodze na poboczu zobaczyliśmy bażanta, który szybko uciekł w trawę. I teraz wiemy, skąd ta nazwa miejscowości.



Zaczęło lać i tylko zrobiliśmy zdjęcia głównych budowli w Jąćmierzu, po czym skręciliśmy w lewo  i wjechaliśmy na drogę krajową 887 . Przez Wzdów, Buków , Trześniów dojechaliśmy do Haczowa, miejscowości leżącej nad Wisłokiem.






   












 
Informacje z wikipedii ; "Pierwsze pisemne wzmianki o Haczowie pochodzą z 1352, kiedy to Kazimierz III Wielki wydał przywilej lokacyjny dla kolonii Haczow....7 lutego 1388 dokument lokacyjny potwierdził Władysław Jagiełło, (powołując się na Kazimierza Wielkiego, jako tego, który sołtysowi Janowi wystawił pierwszy dokument lokacyjny). W 23 stycznia 1581 i 17 lutego 1583 –Stefan Batory i wydał podobny akt, na prośbę Zofii, małżonki Jana Sieniawskiego. W 1388 r. Władysław Jagiełło utworzył w Haczowie parafię rzymskokatolicką. Archeolodzy odkryli w Haczowie przy kościele pochówki z końca XIV lub początku XV w., co świadczy o wielkości tej miejscowości w owych czasach. Z tego też okresu pochodzi pieta ukoronowana przez Jana Pawła II w 1997 r. w Krośnie....Według dokumentów kościelnych jeszcze do 1604 miejscowa ludność mówiła po niemiecku , pochodzenie do dzisiaj rozpoznawalne jest w spolszczonych nazwiskach niemieckich W 1624r. wieś została znacznie zniszczona przez Tatarów, ocalał m.in. kościół. W tym okresie przez wieś przetoczyły się również liczne epidemie cholery, a w 1698 zniszczeń dokonał pożar. Po I rozbiorze Polski w 1772 Haczów znalazł się w zaborze austryjackim. W tymże roku nastąpiła likwidacja przykościelnego cmentarza w związku z nowymi przypisami dotyczącymi walki z epidemiami. 15 marca 1775 roku wprowadzono do szkół język niemiecki....

W wyniku najazdu niemieckiego 9 września 1939 r. Haczów znalazł się pod okupacją hitlerowską. Eksterminacji została wówczas poddana ludność polska i żydowska. Wielu haczowian poległo w walkach przeciw zaborcy lub zostało zamordowanych w obozach, o czym świadczy pomnik w centrum miejscowości i groby na miejscowym cmentarzu. O wrogości okupanta względem haczowian świadczy zamienienie nowego kościoła w Haczowie na magazyn zbożowy. "

















 Podjechaliśmy na parking nowego kościoła w Haczowie, który wybudowano zaraz obok drewnianego, modrzewiowego wspaniałego starego kościoła. Piękno tej starej budowli zaparło nam dech.Z informacji , które uzyskałam z wikipedii wynika, że jest to Kościół pw. Wniebowzięcia NMP –. Jest on " drewniany gotycki o konstrukcji zrębowej, zbudowany pod koniec XIV wieku. Wnętrze kościoła zdobi polichromia figuralna z 1494, którą odkryto w 1956 roku, podczas prac konserwatorskich.

W XVII wieku do kościoła dobudowano barokową wieżę, i obiegające kościół drewniane soboty. Jest to największy drewniany kościół gotycki w Europie i jednocześnie najstarszy kościół drewniany w Polsce. W 1948 roku, nabożeństwa zostały przeniesione do nowego kościoła, wybudowanego tuż przed II wojną światową. W 2003 kościół ten został umieszczony na liście Światowego dziedzictwa kulturalnego UNESCO."

Weszliśmy do kościoła, w którym jest zakaz fotografowania. Pomimo iż byliśmy sami, nie miałam odwagi otworzyć aparatu, bo stwierdziłam, że skoro to grozi polichromiom, które są obecnie mało widoczne na modrzewiowych deskach, to sobie daruję. Nie chcę przyczyniać się do niszczenia czegoś tak pięknego. Zrobił na mnie ogromne wrażenie. Pachniał starym drewnem i ukrytymi tu wiekami. Usiadłam w ławce i chłonęłam jego urok. Wzruszyła mnie stara, drewniana pieta. Bardzo lubię proste, naiwne rzeźby sakralne. Dużo bardziej mnie wzruszają, niż marmurowe posągi. Pomyślałam sobie, że czyjeś dłonie mozolnie je wydobywały z wnętrza drewna . Cierpienie ukazane w piecie rzeźbiarz pokazał w ten sposób, w jaki on widział ból matki tracącej syna. Długo nie mogliśmy się rozstać z tą perełką Podkarpacia . Kościół jest olbrzymi i na prawdę  imponujący swoim pięknem. 







Kościół nowy nijak się ma do tej perełki. Przez szybę w jego drzwiach wejściowych obejrzeliśmy wnętrze i poszliśmy na parking.  Niestety rozpadało się na dobre  i nie zwiedzaliśmy dalej, a zdaniem wikipedii można tu zobaczyć;

  • Stary park podworski (jest tam między innymi okazały jesion, drzewo o obwodzie 514 cm i wysokości 29 m, w 2013) z zabudowaniami
  • Murowana oficyna z XVIII wieku
  • Kaplica z 1820 roku
  • Drewniany szpital z końca XIX wieku.
  • Pomnik poległych w obu wojnach.
  • Na cmentarzu są klasycystyczne nagrobki kamienne; podkomorzego Adama Rosnowskiego z roku 1849 i jego żony z Urbańskich Rosnowskiej (zm. 1845 r.), w kształcie słupa zwieńczonego urną.

Z całą pewnością  jeszcze wrócimy, a może wtedy pogoda będzie bardziej przyjazna. Niemniej mimo deszczu wycieczka była cudna. 

Właśnie upiekł się chleb. Wyciągnęłam do ostudzenia i wieczorkiem będziemy mieć świetną kolację; pajda świeżego chleba z białym serkiem i szczypiorkiem. Wszystko zrobione w chacie. Szczypior rośnie sobie w skrzynce  na tarasie. Twarożek wyciągnęłam z gazy , w której sobie odciekał... A teraz na moment wyszło słoneczko! Po obiadku Jędrek poszedł rąbać drwa. Młodzi wyszli z chaty i gdzieś pojechali. A ja ubieram się w chustę i idę powąchać bzy, których grube kiście zaglądają w nasze okna. Nie chcę aby cały zapach mi Jędrek wywąchał.




6 komentarzy:

  1. Czasami pogoda płata takie figle, psuje cały misterny plan urlopowy. Cieszę się, że serki posmakowały, można dowolnie eksperymentować, jeszcze nie próbowałam tego z jogurtu, ale wszystko przede mną:-) dziś zakup następnych 10 i będzie wędzenie pod koniec tygodnia; jeden serek wędzony zapomniany troszkę przeleżał w lodówce, myślałam, że będzie suchy jak wiór, a okazało się, że był smaczny, miękki w środku, jakby bardziej dojrzały. Dużo jeździmy i widzimy podobny obrazek, stare kościoły cerkiewki, najczęściej drewniane, pozostawione, a obok wybudowane nie zawsze udane projekty nowych kościołów, dziwię się, że nie zadbano o te stare, a tak wielkim wysiłkiem parafian budowano często budowle bez wyrazu. Czyj to wybór, ludzi czy proboszcza? Deszcz nie przeszkadza wyjazdom, też wykorzystujemy tak niepogodę, choć świat oglądany zza szyb auta. A grzyby już są, moja teściowa zbiera borowiki ceglastopore, a ma 84 lata i chętnie wychodzi do lasu:-) Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym razem Jędrek nie przyniósł grzybów. Twierdzi, że musi pojechać w inne miejsce. Chociaż w ubiegłym roku maj obfitował w grzyby w Wyluzowanej i okolicy. W tym roku posucha. Chyba jest za zimno. Za to pomidorki w folii sobie rosną i już mocno kwitną. Nawet znaleźliśmy jeden owoc wielkości męskiego paznokcia. Musimy na tydzień wyjechać do miasta i już martwię się, jak wytrzyma nasz wyjazd mini ogródek. Wrócimy po 14 czerwca. A serek najlepszy okazał się ten typu włoskiego. Inne są bardziej suche. Natomiast chyba uwędzimy parę serków również w czasie naszego pobytu w mieście i podarujemy córce oraz synowi. Takie są pyszne! Pozdrawiam:)

      Usuń
  2. HAczow trzeba koniecznie zobaczyć, bardzo ciekawy ten kosciółek drewniany, tez bardziej mi się podobaja rzeżby sakralne te, robione prosto i naiwnie, maja bardzo dużo uroku w sobie.
    Macie domek w regionie, gdzie jest wiele do poznania, wiec starczy Wam na długo.
    Bedę musiała zrobić ten serek z jogurtu greckiego, tez teraz wolę robić wiele jeżeli chodzi o jedzenie, chleby, ciasta i to co sie w warunkach miejskich da.
    życzę lepszej pogody, niekoniecznie wysokich temperatur ale słoneczka już tak.
    Na grzyby teraz? oooo nie wiedzialam, ze juz cos z grzybów sie pokazuje.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo cieszę się, że cały czas odkrywamy coś nowego. Czasem wydaje mi się, że to niemożliwe, gdy jedziemy tą samą drogą. Wystarczy skręcić w odnogę, pojechać kawałek dalej, odbić od znajomego traktu i zaraz mamy niespodziankę . I to jest cudowne! Możemy zwiedzać, możemy wędrować... A oboje lubimy się szwendać i sprawdzać, co ciekawego jest za miedzą! Nigdy mi się to nie nudzi. Nigdy również nie nudzę się w Wyluzowanej. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz Bożenko, wszedzie można wyłuskać jakąs ciekawostkę i ją opowiedzieć, a juz Bieszczady mają ich mnóstwo, więc nudzić nigdy się nie bedziesz i szczęście masz, że mąż ma tez takie same pasje ja Ty. Pozdrawiam dzisiaj..

      Usuń
  4. Masz rację. Wspólne upodobania do spędzania wolnego czasu dają większe możliwości. Pomimo, iż w zasadzie jesteśmy bardzo różni, to mamy też punkty styczne. Między innymi podróżowanie, przyroda, wędrówki, włóczęgi, lubimy podobne gatunki muzyki... itd. Gdyby którejś z nas było " kanaponem", to poznawanie świata byłoby trochę utrudnione, choć nadal możliwe. Jednak wspólne podróże łączą. Miłego dnia:)

    OdpowiedzUsuń