poniedziałek, 12 kwietnia 2021

Z drugiej strony bajki.

 





 

             Od dawna wiem, że bajki zapoczątkowało prawdziwe życie. Pracując w zawodzie kuratora rodzinnego wielokrotnie łapałam się na tym, że okrutne bajki braci Grimm z całą pewnością oparte były na prawdziwych historiach. Tym razem, choć już dawno wyrosłam z bajek, po raz któryś z rzędu potwierdziło się moje przypuszczenie. I to na coniedzielnej wycieczce. Zamek w Kopicach kusił mnie, odkąd o nim się dowiedziałam. Nigdy dotychczas nie byłam w Kopicach, więc wykorzystując piękną pogodę pojechaliśmy w kierunku tej miejscowości. Z Koźla wyjechaliśmy w kierunku Większyc  aby sprawdzić, czy a nóż tym razem będzie można wejść na teren ogrodu i parku pałacowego. Po drodze do Większyc i pałacu minęliśmy  po prawej stronie oddalone od jezdni dużą łąką, dwa ogrodzone stawy. Mąż powiedział, że tutaj jest prywatna hodowla ryb, a osoba, która jest ich właścicielem od dawna starała się wejść w ich posiadanie, jeszcze za życia mojego ojca. Podobno ojciec odmówił zrobienia planów melioracyjnych. Tym razem się chyba udało, więc  być może są to stawy, o których pisała Grażynka i w których latem kąpała się.  Ale ta informacja tylko dla niej,  tak na marginesie naszej niedzielnej wyprawy. Oczywiście odnośnie pałacu sytuacja nie uległa zmianie. Ogrodzenie było szczelnie zamknięte i wokół nie było nawet psa z kulawą nogą. Pojechaliśmy więc w stronę Krapkowic, a później  dalej, bo  udaliśmy się w kierunku Opola, po drodze skręcając w lewo w stronę Prószkowa. Minęliśmy ładne zabudowania tej miejscowości i na rondzie skierowaliśmy się w stronę Komprachcic. Po drodze zrobiliśmy mały przystanek i pochodziliśmy trochę po lesie, a jadąc dalej w miejscowości Szydłów odkryliśmy studnię z napisem " źródełko szczęścia", niestety w dobie pandemicznej widocznie mieszkańcy wyczerpali całe dostępne w niej  szczęście , bo nie udało nam się wypompować ani kropelki wody. Może woda jest reglamentowana i tylko dla mieszkańców? Z braku laku obejrzeliśmy  bardzo ciekawy kościół, którego nawet dach wypukłej dzwonnicy pokrywała piękna rudo-czerwona dachówka. Z Szydłowa pojechaliśmy bardzo krętą drogą aż do Tułowic. Ślady wiosny były wszędzie widoczne. Na skraju lasu, na miedzach i w zagajnikach kwitły tarniny, zagubione  w zaroślach faszyny  na żółto-zielono, a drzewka owocowe ukryte w zaroślach na blado różowo . Słoneczko niemrawo świeciło, ale temperatura oscylowała wokół 18 stopni. Było wiosennie i cieplutko. Im bardziej oddalaliśmy się od domu, tym bardziej się ochładzało. Gdy dojechaliśmy do celu, temperatura spadła o dwa i pół stopnia.












 

Przez Tułowice po prostu przejechaliśmy nie zatrzymując się. Po drodze minęliśmy muzeum porcelany, które znajduje się na miejscu dawnej fabryki. Było ono zamknięte. Pojechaliśmy dalej drogą w kierunku Korfantowa, zbaczając po drodze z trasy, aby obejrzeć obóz w Łambinowicach.




Nigdy wcześniej tu nie byliśmy, choć to miejsce powinni przynajmniej raz w życiu zobaczyć wszyscy Polacy.  Według wikipedii" obóz jeniecki w Łambinowicach cyt.; "Zorganizowany został na podstawie rozporządzenia wojewody śląsko-dąbrowskiego Aleksandera Zawadzkiego przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Przetrzymywano w nim Ślązaków i Niemców (najliczniejszą grupą byli mieszkańcy 30 okolicznych miejscowości, głównie z powiatu niemodlińskiego i nyskiego – jako pierwszych przywieziono mieszkańców Bielic, jako jednych z ostatnich mieszkańców Łambinowic[1]) czekających na przymusowe przesiedlenia w głąb Niemiec. Wśród nich byli niemieccy żołnierze, wracający z niewoli, członkowie SS, SA, NSDAP i organizacji nazistowskich oraz strażnicy z obozów jenieckich Lamsdorf. Z drugiej strony do obozu trafiały także osoby deklarujące narodowość polską, np. powracający do Polski żołnierze armii Andersa, którzy wstąpili do niej po dezercji z Wehrmachtu, do którego wcielono ich wcześniej. Zdarzało się, że do obozu trafiały omyłkowo osoby zupełnie niekwalifikujące się do żadnej z kategorii, dla których został on utworzony rozporządzeniem wojewody; wśród nich jednym z najbardziej skrajnych przypadków był Alojzy Zdebel, wcześniej więzień obozów koncentracyjnych Auschwitz-Birkenau i Mauthausen-Gusen. Pierwszym komendantem Obozu Pracy, od połowy lipca do 10 października 1945 roku, był sierżant milicji Czesław Gęborski. Po Gęborskim, od 11 października do grudnia 1945, komendantem był Alojzy Nawój, a po nim (do marca 1946) Stanisław Drzemalski. Ostatnim komendantem był, od kwietnia 1946 aż do jego likwidacji w październiku, Alojzy Szebesta, który później został pracownikiem gminy i wójtem Łambinowic, co dało mu możliwość usunięcia wykazu zmarłych w Obozie Pracy i zacierania innych śladów po jego funkcjonowaniu.Z powodu bardzo złych warunków panujących w obozie[a], w wyniku tortur i przemocy, a także pospolitych zabójstw[b] zmarło ponad tysiąc (szacuje się, że do 1,5  tysiąca) osób z ogólnej liczby ok. 5 tysięcy internowanych tutaj przez dłuższy lub krótszy okres Niemców i Ślązaków; pochowano ich w mogiłach bezimiennych – zarówno pojedynczych, jak i masowych. ... " 


Zanim podjechaliśmy pod budynek muzeum, oczywiście zamkniętego wstąpiliśmy na cmentarz, gdzie pochowano ofiary I wojny światowej. Cmentarz Jeniecki został założony w czasie wojny francusko-pruskiej (1870-1871), 2 kilometry od zabudowań wsi . Pochowani są tutaj jeńcy wojenni z obozów, tworzonych od czasu wojny francusko-pruskiej do zakończenia II wojny światowej.











































Później przez Marzelowice i Grabin pojechaliśmy w kierunku Brzęczkowic i z Jaczowic drogą 385 dojechaliśmy do Kopic.


































  Dotarliśmy do ruin pięknego zamku z koronkowymi wieżyczkami, bajkowymi daszkami, filarkami, balkonikami...  Zamek, pomimo iż jest w ruinie, dużo bardziej podobał mi się, niż zamek w Mosznej. Okazało się, że pod ruinami zamku było mnóstwo młodych ludzi. Część przyjechała samochodami, część na motorach. Widać wiosna i romantyczna historia związana z ruinami, ich piękno przywabiło rzesze turystów.  Zrezygnowaliśmy więc z wychodzenia z samochodu i pojechaliśmy w stronę kościoła i mauzoleum. Na terenie kościelnym wzdłuż muru zrobiono ścieżkę historyczną opisującą historię Śląskiego Kopciuszka i poszczególnych właścicieli zamku. Dowiedziałam się, że Joanna Schaffgostsch była najstarszą córką ubogiego komornika. Ze zdjęć wynika, że była piękną dziewczyną. Pewnie też była pięknym dzieckiem. Po śmierci ojca-komornika matka Joanny postanowiła ponownie wyjść za mąż, ale córka jej przeszkadzała w dobrym zamążpójściu. Rok od śmierci ojca Joanna trafiła do domu Karola Goduli, który był człowiekiem bardzo bogatym i wykształconym ale brzydkim i niespecjalnie sympatycznym. Dziewczynką opiekowała się Emilia Lukas, służąca pana Goduli, która była przyjaciółką matki Joanny. Joanna, która była miłym i bardzo komunikatywnym dzieckiem, więc ujęła starego człowieka, który postanowił , że ją wykształci.   Sam cenił wiedzę i prowadził różne doświadczenia chemiczne. Dlatego okoliczni chłopi uważali, że podpisał pakt z diabłem. Godula sprowadził do Joanny nauczycieli, by dziewczynka była wykształcona. Gdy Joanna miała 6 lat Godula zmarł, pozostawiając jej w testamencie ogromną fortunę. 

Wg. wikipedii Joanna odziedziczyła: "4 kopalnie galmanu, 6 kopalni węgla, 4 majątki ziemskie – Szombierki-Orzegów, Bobrek, Bujaków oraz Chudów-Paniówki – łącznie prawie 70 tysięcy mórg pola i prawie 3,5 tys. mórg lasu. Swoim siostrzeńcom Godula zapisał jedynie legaty pieniężne w kwocie 200 tys. talarów. Mając na uwadze bezpieczeństwo Joanny (zgodnie z testamentem majątek przeszedłby w ręce krewnych Goduli po bezpotomnej śmierci Joanny), wyznaczył w testamencie jej opiekunów: swojego przyjaciela Maksymiliana Schefflera, Jana Fryderyka Fincklera, Emilię Lucas i kilku innych współpracowników.Do uzyskania pełnoletności Joanna kształciła się w szkole zakonu urszulanek we Wrocławiu....Po zakończeniu nauki, Joanna zamieszkała razem z Schefflerem w jego willi we Wrocławiu. Tam prawdopodobnie poznała Hansa Ulryka Schaffgotscha, swojego przyszłego męża. Joanna miała czwórkę córek, między które podzieliła swój majątek....Zmarła 21 czerwca 1910 roku w swojej rezydencji w Kopicach. Pochowano ją w mauzoleum rodzinnym obok miejscowego kościoła. W 1945 żołnierze Armii Czerwonej wyciągnęli stamtąd ciało jej i męża i sprofanowali. Zwłoki zostały następnie pochowane w zbiorowej mogile obok mauzoleum. 20 czerwca 2020 roku odbył się ponowny pochówek Joanny i jej męża w odrestaurowanym kopickim mauzoleum ". Z zamku po wojnie pozostały tylko ruiny. Jest on w posiadaniu prywatnego właściciela, który nie dba o jego odrestaurowanie.  Nawet teraz zamek jest przepiękny i wart odwiedzenia. Niestety można go tylko podziwiać z zewnątrz.

Pozwiedzaliśmy,pozachwycaliśmy się , poczytaliśmy o właścicielach i pojechaliśmy do domu. Tym razem w stronę Niemodlina, a później od Opola wróciliśmy A4 do Krapkowic i starą drogą przez Stradunię,Komorno, Mechnicę do Większyc, a stamtąd mamy już rzut kamieniem do domu. 

I tyle o przyjemnych sprawach.  Z innych, mniej przyjemnych spraw; dowiedziałam się zaraz po świętach, że siostrzeniec załapał covid. Miał być u nas na świątecznym spotkaniu. Jednak został w domu, bo źle się czuł. Siostra nie wiedząc, że jej syn choruje na covid, zaszczepiła się w poświąteczny wtorek. Kosztowało nas to dużo stresu, jednak wszystko jest dobrze, bo czuje się dobrze. Wszystkie osoby, które miały kontakt z moim siostrzeńcem i zrobiły test na covid, otrzymały wynik negatywny, a więc strachy na lachy. Natomiast nasza wspólna znajoma, która zaraziła się od swojej siostry i jej rodziny, przysłała mi sms-a, że po dwóch tygodniach choroby siostrę zawieziono do szpitala, bo jej stan się pogorszył. I nie ma o niej innych wiadomości. Znam Irenkę i przykro zrobiło mi się, że tak źle się czuje. Niestety i Irenka i Danusia dotychczas nie zaszczepiły się. 

Ja  mam nadzieję, że nic do 15 kwietnia mnie nie dopadnie i zdążę się po raz drugi zaszczepić. Poza tym czeka mnie jeszcze trochę wizyt u specjalistów. Mam nadzieję, że część uda mi się zrobić przed wyjazdem do chaty. A resztę w czerwcu, bo i tak musimy wrócić na 8 czerwca, czyli na urodziny Juleczki.

Wszystkim odwiedzającym mój blog życzę wiele zdrowia i szczęścia, bo i ono obecnie gra niebagatelną rolę. Do kolejnego miłego spotkania.

6 komentarzy:

  1. Ależ ciekawe historie opisujesz, jak ta o śląskim Kopciuszku, a także tragiczne, jakich wiele w wojennej i powojennej Polsce; dostaliśmy takie piękne skarby architektury, a nie potrafiliśmy o nie zadbać, i niektóre czekają na swój koniec, stojąc cierpliwie w ruinie. Covid krąży coraz bliżej, czyżbyśmy mieli wszyscy zachorować? nasze drugie szczepienie dopiero na początku czerwca. 15 kwiecień już niedaleko, będzie dobrze, a zatem i powrót do Bóbrki bliski. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W mieście trzyma nas nie tylko szczepienie, ale i badania. Niestety muszę odbębnić i dokładniejsze badania. Mam trochę kłopotu z zarejestrowaniem się do specjalistów, a niestety wszystko prywatnie nie uśmiecha mi się płacić. W dodatku, że niektóre badania i tak muszę opłacić, bo NFZ nie finansuje. I stąd opóźnienie.Przyroda się najwyraźniej do mnie dostosowuje. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. Wiosna w Bóbrce na mnie poczeka. Pozdrawiam:))

      Usuń
  2. Zabrałaś mnie znowu na Opolszczyme, chłonę takie teksty, na pierwszym miejscu stawiam Twoja relację o Kopicach, historia Joanny brzmi bardzo bajkowo i jest bardzo piękna. Byłam w Kopicach w 1998 roku, kiedy byłam w Poslce wyslana przez uniwersytet w Caracas na podnoszenie kwalifikacji w instytucie Fizyki Jadrowej w Krakowie, wtedy troche wlóczyłam sie po Polsce i trafilam do Kopic. Wtedy było sie można poruszac po pałacu i wyglądał wtedy tragicznie, Brudy, smieci, widać było ze wandale tam urzędowaly. A przyznaję ze musial byc wielkiej urody. Ciekawe czy nowy właściciel utrudnia przynajmniej teraz akty wandalizmu.
    Staw gdzie kąpaiismy się jako dzieci był po lewej stronie idąc z Kożla do Wiekszyc zaraz za torami kolejowymi. Było to takie bajoro zarośniete z mała plażką, teraz tak sobie myślę, zr nasi rodzice nie bali się, ze gdzies tam się potopimy.
    Tyle wspomnien...ehhh
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że w 1998 roku zamek wyglądał dużo lepiej. Teraz tylko na zewnątrz cieszy oko. Nie można do środka wejść. Przypuszczam, że buszowanie wewnątrz jest niebezpieczne. Niemniej jest przepiękny.A po lewej stronie drogi nie zauważyłam stawów. Muszę wybrać się tam rowerem, gdy tylko pogoda się poprawi, bo teraz zimnica i pada, a czasem nawet sypie.Za to łąki zielone, a drzewa owocowe w blokach startowych.
    Nie mogę doczekać się prawdziwej, ciepłej wiosny! Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniałą i pouczającą mieliście wycieczkę, ile tych śladów historycznych jest niedaleko nas.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zaczęłam grzebać w internecie odkrywam masę różnych ciekawostek i to w najbliższym sąsiedztwie. Sama historia Koźla jest bardzo ciekawa i będę musiała przynajmniej parę postów poświęcić mojemu miastu. Czekam na odpowiedni czas, aby powędrować z aparatem, ale to może w czerwcu, gdy znowu będę odwiedzała Koźle. Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń