sobota, 24 kwietnia 2021

No to szczepiennego!



 Powinnam o tym napisać w poprzednim poście, bo wszystko co się wydarzyło, dotyczy poprzedniego tygodnia, czyli okresu pomiędzy 12- stym, a 19 -stym  kwietnia, ale poprzedni post i tak był długi, więc nie chciałam go jeszcze bardziej wydłużać. Jak pisałam w poprzednich postach,  czyli dużo wcześniej, z obawą i niecierpliwością czekałam na drugie szczepienie moderną. Znajomi uprzedzali mnie, że w tej szczepionce samopoczucie po drugim szczepieniu jest dużo gorsze, niż po pierwszym i prawie wszyscy w jakiś sposób ją odchorowują. Nie powiem, abym jakoś specjalnie się obawiała odczynu poszczepiennego, a bardziej tego, czy  dotrwam do terminu, czy wcześniej złapię wirusa covid. Moje obawy okazały się płonne, bo dotrwałam pomimo, iż zdarzało mi się otrzeć o osoby zarażone. Dzień przed szczepieniem dostałam sms-a przypominającego o szczepieniu i godzinie. Gdy wyjechaliśmy do Opola, lało jak z cebra, szalał wiatr i panowało przenikające zimno. Bolała mnie głowa. I jak tu uśmiechać się do świata, gdy na zmianę to siecze deszczem, to zacina śniegiem. Gdy dotarłam do bocznych drzwi szpitala,oznaczonych niebieską strzałką z napisem; " do punktu szczepień covid" już z daleka zobaczyłam kłębiące się tłumy ludzi, czekających na szczepienie. Pod wejściem do szpitala  stała karetka i dwóch sanitariuszy wyglądających jak kosmici, czyli w covidowych strojach, którzy popalali papierosy i odpoczywali.  Gdy weszłam do ogromnego holu, tłum ludzi w słusznym wieku wchłonął mnie, niczym trąba powietrzna.  Rozglądnęłam się wśród tej zamaskowanej  rwącej rzeki, która parła w stronę oszklonych drzwi, strzeżonych przez cerbera w stroju wojskowym. Cerber był bardzo wysoki, szczupły, a w zasadzie wręcz chudy. Popatrzył na wezbraną ludzką rzekę i nagle krzyknął; pfizer godzina 9.15, pierwsze szczepienie, pani Anna! A głos miał tak silny, że  szyby ogromnego holu zadźwięczały. Tłum zamarł, a pani Anna X podeszła do Cerbera, który sprawdził jej temperaturę, odnotował coś w spisie osób szczepionych i przekazał kobietę swojej niziutkiej okrągłęj pomocnicy. A ja zorientowałam się, że w szczepieniach jest niesamowity poślizg i szczepione są osoby po raz pierwszy oraz drugi i to różnymi szczepionkami. Co kilkanaście minut wojskowy Cerber wychodził i wymieniał nazwę szczepionki i godzinę, na którą było wezwanie do szczepienia oraz które to jest szczepienie. A szczepiono w tym dniu trzema szczepionkami; Astrą Zeneka, Pfeiser -em i Moderną.  Obok Cerbera stała o połowę niższa, bardzo energiczna żołnierka, która  z wyczytanych osób przygotowywała, jak to  mówiła "wagoniki", które odprowadzała w głąb szpitala, w stronę wijących się korytarzy, wiodących do pomieszczeń gdzie trwała procedura  szczepienia. W szybkim czasie tłum na korytarzu przekształcił się we wzburzone morze. Słychać było ciche rozmowy, szmery, które od czasu do czasu przerywało głośne;

 --" uwaga, zrobić miejsce dla wózka" --  i wtedy pomiędzy ludzi, jak na morzu statki,  wjeżdżały nosze na kółkach, z leżącymi na nich nieprzytomnymi pacjentami. Podjeżdżano z nimi pod windę i transportowano na poszczególne piętra szpitala. Wiek nieprzytomnych lub śpiących chorych był bardzo różny. Widziałam bardzo młodą nieprzytomną kobietę, ale też i starszych ludzi. Atmosfera wśród oczekujących na wpuszczenie poza skrzydło szpitalne, gdzie przebiegały szczepienia, była bardzo różna. Większość osób była spokojna, zrezygnowana. Na szczepienie oczekiwali ludzie na wózkach inwalidzkich, ludzie bardzo starzy i niepełnosprawni. Pojawiały się też osoby, które nie dają sobie rady bez opiekunów. Opiekunami były przeważnie osoby dużo młodsze. I ci nie należeli do cierpliwych, a bałagan organizacyjny doprowadzał ich do irytacji i frustracji, którą wyładowywali na otoczeniu. Byłam świadkiem paru pyskówek, bo słownie zaatakowany jeden z oczekujących nie wytrzymał i spokojnie odpowiedział -- a zamknij się pan, bo przez swoje ględzenie tylko mnie wkurwiasz, a jak jestem wkurwiony , to zaraz robię się głodny, a wtedy ręka mnie świerzbi, żeby komuś dać w mordę, a pan stoisz najbliżej! -- . Do tej dyskusji  dołączył się inny, który stwierdził; -- W Polsce należałoby wprowadzić porządek jak w Rumunii. Oni nikomu nie podskakują. Chodzą grzecznie, jak w zegarku. Odstrzelili paru, którzy podskakiwali, to teraz inni się boją. -- 

I wraz z innymi oczekującymi wysłuchiwałam tego typu dyskusji, bo nie miałam innego wyjścia. Czasem zdarzał się dowcipniś, który by rozładować sytuację rzucał w przestrzeń taki oto tekst -- Cholera, jak oni nie przyspieszą tego szczepienia, to moje covidowe objawy jeszcze się nasilą i pozarażam pół korytarza, a już i tak smarkam, kaszlę i zupełnie nie mam smaku oraz węchu. Całkiem bez smaku na śniadanie zjadłem pół kilo kiełbasy z musztardą i dwie bułki.-- W tym momencie roześmiał się, a pani siedząca obok niego wróciła na swoje miejsce, bo przy słowie" kaszel "usiłowała wstać, wywracając z oburzenia oczami. 

Następnie przez dwie godziny czekałam, aby wyczytano nazwę mojej szczepionki, moją godzinę i moje imię. Cerber sprawdził, czy ja to ja i czy moja temperatura nie przekroczyła dozwolonej , po czym wpuścił mnie za magiczne drzwi. Byłam w formowanej grupie pierwsza. Pani Energiczna ustawiła mnie w połowie korytarza i co chwilę doprowadzała do mnie inne osoby, informując; -- ustawiamy się za panią w żółtym sweterku, jak za lokomotywą! { Niby za mną? Czy ja przypominam lokomotywę?  } Za chwilę idziemy dalej! -- Gdy Energiczna  uformowała dostatecznie duży "wagonik", przestawiła nas do drugiej połowy korytarza, a za parę minut odesłała dalej i tak przemieszczając się pomiędzy korytarzami, odstaliśmy parę kolejek. Najpierw do gabinetu lekarskiego, gdzie po odpowiedzi na parę pytań i podbiciu pieczątką wcześniej wypełnionej ankiety lekarz zarejestrował nas w komputerze. Potem staliśmy do rejestracji u dwóch pracownic szpitala, które zapisały nas w dwóch kajetach, czyli każda w swoim. A później w kolejce do pielęgniarki wykonującej szczepienia. Trwało to i trwało. W naszej grupie humory dopisywały. Ktoś rzucił -- jak jest tak miło, to może by tak wyskoczyć do sklepu po kiełbaskę i grilla zrobić?-- Inny zaintonował piosenkę biesiadną "płonie ognisko i szumią knieje". Zrobiło się wesolutko i przyjaźnie. Przerzucono się paroma żartami... Czas zaczął szybciej lecieć. Okazało się, że w mojej grupie znalazła się pani bojąca , że wszczepią jej czipa i pan w kapelusiku. Oboje z poprzedniego szczepienia. Pan okazał się wesołym, towarzyskim człowiekiem. Np. popijając wodę z butelki zwrócił się do Bojącej, mówiąc --  to co, machniemy sobie szczepiennego!? --

Pani Bojąca roześmiała się i powiedziała, że przed szczepieniem  trochę abstynencji  nie zaszkodzi, a alkohol źle wpływa na szczepionkę, a potem zwierzyła mi się, że ona taka z natury jest bardzo strachliwa i histeryczka. Przed pierwszym szczepieniem była spanikowana, ale tym razem już tak się nie boi, bo poprzednio nie było tak źle, tylko ją trochę bolała ręka. 

Po trzech godzinach wyszłam ze szpitala zaszczepiona , zmęczona, ale w nie najgorszym nastroju. Droga powrotna trwała godzinę, tak jak i droga do szpitala. I w ten oto sposób moje drugie szczepienie trwało 5 godzin. Tym razem szczepienie trochę dało mi się we znaki. Przez trzy dni byłam słabsza. Bolała mnie ręka, dwa dni głowa, a prócz tego miałam szpilkowe  bóle mięśni oraz kłopoty ze snem. Po trzech dniach wszystko wróciło do normy.Myślę, że gdyby była trochę lepsza pogoda, więcej słońca i wyższa temperatura, to i łagodniejsze były by objawy poszczepienne.




Bieżący tydzień mogłabym nazwać lekarskim. Nadrabiałam zaległości w badaniach i bieganiu po specjalistach. Uf! Wczoraj skończyłam. Wieczorem byłam na ostatnim badaniu. 

W międzyczasie wokoło zrobiło się cieplej i radośniej. Chyba wiosna zagościła na dobre. Kwiaty nadrabiają , wystawiając do słonka swoje kolorowe główki, a wiosna pokazuje swoje zdolności artystyczne. Oby tak dalej! Mam nadzieję, że w Bieszczady też zawitała wiosna. Bardzo stęskniłam się za chatką. Na wyniki badań mogę poczekać i odebrać w czerwcu, po powrocie do Koźla.











10 komentarzy:

  1. Moja droga!!! rechotalam jak goopia, az sie mi oczy zalzawily, swietna relacja, Co prawda nie chcialabym doświadczyc takiego bałaganu ale w sumie nie pozostaje nic tylko cieszyć się , ze jesteś juz zaszczepiona i że ta sytuacja natchnęła Cie i napisłam tak świetny tekst!! powinnaś go wysłać do jakiegoś czasopisma lub gazety, np. Nowej Trybuny Opolskiej, chyba jest taka. Masz talent! pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Grażynko, cieszę się, że moja relacja Cię rozbawiła. Dobry humor jest w naszej dziwnej rzeczywistości bardzo porządany. Rozładowuje stres. Myślę, że na opisanym szczepieniu właśnie w ten sposób ludzie sobie radzili z trudną sytuacją. Lepsze to, niż agresja niektórych, którzy schowani za maskami myślą, że są anonimowi. A teraz troche prywaty. Próbowałam popytać moją kosmetyczkę o powod zmiany nazwy ulicy, tej koło pałacu. Niestety nic na ten temat nie wie.Serdecznie Cię pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję Bożenko! wbiłam w maps Googke'a Większyce ul Hahna i pokazało mi ulicę Parkową, czyli w pamieci maja poprzednia nazwę.
      Ale to tak na marginesie, ndla mnie ta nazwa była bardzo ważna, ale pewnie tylko dla nas, taty dzieci. Wiemy jak bardzo nasz Tata kochał to miejsce i jak wiele dla niego zrobił w miare swoich ograniczonych mozliwosci. Sciskam Cie serdecznie

      Usuń
    2. Obiecałam. A p. Małgosia niewiele wie o Większycach. Jednak może z kimś ze wsi pogada i coś się dowie ? Serdecznie Cię pozdrawiam:)

      Usuń
  3. Czekam na początek czerwca, mamy wtedy II szczepienie astrą, a szczepimy się w Rzeszowie, w słynnym na całą Polskę Medyku:-) pierwszy raz poszedł szybko i sprawnie, zobaczymy, jak będzie z II dawką. Jakie ludzie plota głupoty w kolejkach do szczepienia, mam tego małą próbkę zupełnie niedaleko, kiedy o mały włos znajomi nie zrezygnowali w ogóle ze szczepienia, dopiero córka postawiła ich do pionu. Jaka wiosna u Ciebie, w Bieszczadach przeżyjesz jeszcze raz jej rozkwit:-) Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest ta dobra strona przemieszczania się pomiędzy dwoma odległymi regionami. Można dwukrotnie przeżywać wybuch wiosny. A co do historyjki z punktu szczepień, to lubię obserwować ludzi i patrzeć, jak różnie radzą sobie z trudnymi , stresogennymi sytuacjami. Bardzo często lęk przekuwają na agresję. Tym razem obiecali wszystko w żart i mimo tyłu straconych godzin wyszłam uśmiechnięta i oni też. Oby tak częściej. Niestety parę dni później w laboratorium byłam świadkiem agresji słownej starszej kobiety, która awanturowała się z każdym i o wszystko. A najwięcej dostało się obsłudze laboratorium. Oby jak najmniej takich zdarzeń! Wszystkiego dobrego.:)

      Usuń
  4. Ojej ! Jestem zaskoczona Twoją relacją z punktu szczepień. Nie wiedziałam, że są takie miejsca, gdzie ludzie przychodzący na szczepienie mijają się z tymi, którzy przebywaj w szpitalu. Raczej nie powinno tak być, ale... wiele rzeczy nie powinno być, a niestety jest - zwłaszcza jeśli chodzi o ochronę zdrowia. Ja jestem po pierwszym szczepieniu szczepionką Astra Zeneca. Przez dwa dni czułam się bardzo źle i typowo grypowo: łamanie w kościach, osłabienie, dreszcze i podwyższona temperatura. Byłam zrezygnowana i powiedziałam sobie: nigdy więcej ! Ale czas leczy rany i jak na razie czekam na drugą dawkę. Pozdrawiam serdecznie :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie to też zaskoczyło, jak również tłok, który uniemożliwił zachowanie odległości. Ci, którzy zarządzili spiętrzenie szczepień, nie zastanawiali się, jak to wygląda w praktyce. Zdrowia Ci życzę i jak najmniej odczynów poszczepiennych:)

    OdpowiedzUsuń