poniedziałek, 25 stycznia 2021

Przez różówe okulary





       



         Wczoraj mieliśmy Dzień Dziadka, a przedwczoraj Babci. Trochę dziwnie obchodzić święto na odległość i tylko rozmawiać z wnuczętami przez telefon. A w związku z tym, że w czwartek wypadł nasz  cotygodniowy dzień  zakupów, dostałam od Jędrka bukiet róż, aby nie było mi tak smutno, że dzieciaki daleko. Później zadzwoniła Stella i usłyszałam życzenia " stu lat"  oraz pooglądałam Kornelkowe serduszko, które przygotował na zajęciach w przedszkolu. Obiecał je dostarczyć przy najbliższym spotkaniu. Wieczorem miałam okazję pooglądać  i usłyszeć piżamersowy chór w składzie Mai i Julii, wspierany przez Karolinkę, który odśpiewał tradycyjne " Sto lat", wśród chichotów i śmichów-chichów. Około 22 -giej otrzymałam życzenia  w postaci sms-a od studenta Kacperka. Następnego dnia w okolicy południa zadzwonił Kajetan i przeprosił za spóźnienie. Złożył mi zaległe życzenia, poprosił  abym dała do telefonu dziadka , a po złożeniu mu życzeń zapałał chęcią rozmowy ze mną. Dziwna to była rozmowa, bo choć jesteśmy bardzo blisko, to na wszystkie moje pytania odpowiadał "bardzo dobrze babciu". Zastanawiam się czy to przypadłość piętnastolatka rodzaju męskiego, czy też cecha charakterystyczna dla części mężczyzn z naszej rodziny, bo bardzo podobnie wygląda teraz moja rozmowa z synem, który już w zeszłym roku ukończył lat czterdzieści . Każde pytanie np. " co u Was nowego ", zbywa " a nic, wszystko w porządku" . Na kolejne, "a jak dziewczynki ?" odpowiada " jest ok.". Gdy zadaję bardziej szczegółowe pytania , to precyzyjnie, bez zbędnych tematów pobocznych odpowiada na moje pytania. Natomiast z Jędrkiem przez całe pół godziny lub dłużej  potrafią rozprawiać o naprawie silnika, oponach, wyścigach formuły pierwszej. I pomyśleć, że gdy mój syn był nastolatkiem, to na rozmowy o wszystkim  poświęcaliśmy długie wieczory i zdecydowanie nie był to mój monolog ale zawzięta dyskusja. Z ojcem mu się nie chciało. Teraz się pozmieniało. Panowie zaprzyjaźnili się, gdy syn sam został ojcem. Gdy jeszcze żył mój tata, to nasza bliskość również nie była oparta na rozmowach. Tacie wystarczyły krótkie informacje i sam też takich udzielał. Zdecydowanie dłuższą dyskusję mogłam uciąć sobie jedynie z mamą. A wcześniej babcia była moim powiernikiem i towarzyszem dyskusji. Rozmawiałyśmy na wszystkie możliwe tematy. Miała cierpliwość do wysłuchiwania moich dziecięcych historyjek i nastoletnich  opowieści. Cierpliwie odpowiadała na pytania, starała się prostować zagmatwane myśli, nazywała uczucia.  Teraz ja jestem babcią i takie relacje mam z Juleczką. Chłopcy zdecydowanie wolą dziadka. Kornelek jest jeszcze na tyle mały, że potrzebuje dużej bliskości wszystkich dorosłych. I tak się jakoś dziwnie porobiło. A teraz , gdy mieszkamy daleko, zaspokajam swoją potrzebę obecności wnuków za pomocą Whats Appa i kamerki.  

   
                                                

        Korzystając z pięknej, zimowej scenografii, którą Bieszczadom zafundowała aura i " bestia ze wschodu", jak media nazwały bardzo mroźny front atmosferyczny, który opanował nasze tereny, poubieraliśmy się ciepło i postanowiliśmy trochę potuptać nad zalewem. Za chmurami świeciło blade, styczniowe słońce. Gdy znalazło przerwę pomiędzy szarymi obłokami  i ukazało się naszym oczom, miało kolor bladego krążka bardziej przypominającego księżyc, niż słońce. Zalew powoli zamarzał. Na wielkich zamarzniętych obsypanych świeżym śniegiem lodowych taflach przysiadały ptaki. Pojedyncze kormorany starały się znaleźć wolną przestrzeń wodną i wypatrywały ryb. Idąc brzegiem zalewu, usłyszeliśmy pojedynczy huk i stado ptaków wzbiło się w powietrze. Pomyślałam ze strachem, że może to jakiś samotny myśliwy poluje na dziki lub sarny. Za moment zagadka rozwiązała się. Wzdłuż zalewu bardzo wolno  jechał terenowy samochód. Kierowca i pasażer z uwagą oglądali brzeg. Minęli nas. Parę metrów dalej uchylili okno i wrzucili na brzeg zalewu jakąś petardę. Jej huk wystraszył ptaki, które wzbiły się w powietrze. Jędrek stwierdził, że to pewnie okoliczne koło wędkarskie dba , aby kormorany nie wytrzebiły ryb w zalewie i w ten sposób wypłasza ptaki. Na drugim brzegu zalewu, pod Berdem jest zainstalowana hodowla ryb. Również zalew jest zarybiany przez lokalne koło wędkarskie. Na brzegu wody często przechadzają się ptaki żywiące się rybami. Czaple , czy żurawie nie są zagrożeniem , natomiast kormorany potrafią być bardzo konkurencyjne w stosunku do ludzi. Populacja tych ptaków żyjących nad zalewem bardzo wzrosła. Kormoran dziennie potrafi zjeść nawet do 800 gramów ryby. Jest uważany za drapieżnika wśród ryb. Od 2008 roku kormoran czarny, który żyje też nad Zalewem Myczkowskim jest objęty częściową ochroną. Drzewa, na których zakłada gniazda są białe od jego odchodów i z czasem usychają. W czasie spacerku widzieliśmy kilka sztuk tych ptaków, jednak petardy wystraszyły również czaple, które żerowały na brzegu zbiornika i przechadzały się wzdłuż brzegu. Pięknie wyglądały wzlatując w powietrze z wielkimi białymi skrzydłami i szyją zgiętą w literę s. Niestety było tak mroźno, że miałam na rękach futrzane rękawice i zanim udało mi się je zdjąć aby pstryknąć zdjęcie, czapli dawno nie było. Za to uwieczniłam niesamowite światło odbite w tafli zbiornika, zanim zesztywniały mi palce. Spacer zajął nam dwie godzinki. Był bardzo przyjemny, mimo mrozu, który szczypał w policzki i obszczypywał czubek nosa. W tym czasie drogą przejechało bardzo mało aut, może ze trzy, bo nawierzchnia była biała. Wprawdzie również przejechał pług i rozgarnąłna boki grubą warstwę śniegu, ale mimo tego nawierzchnia nie zachęcała do jazdy. Oczami wyobraźni zobaczyłam wielkie sanie i konne zaprzęgi. Cudna byłaby taka sanna. Chyba wczoraj rano Jędrek przeczytał mi smutną wiadomość o tragicznej końcówce kuligu, który tata zafundował córce i jej koleżance. Otóż przywiązał sanki do samochodu. Na zakręcie siła odśrodkowa zarzuciła sanki na drzewo. Koleżanka połamała się, a córka kierowcy zginęła. Było mi bardzo smutno mi, że nieodpowiedzialność i brak wyobraźni ojca doprowadziła do tragedii. Wróciliśmy do domu na ciepłą białą kiełbasę, którą zrobiliśmy sposobem domowym. Świeża, bez konserwantów z dużą ilością zół była bardzo smaczna.





        Już dawno znalazłam sposób na utrzymanie stawu kolanowego w jakiej takiej formie. Aby stawy   były sprawne jeżdżę na rowerze. W górach nie mogę na rowerze turystycznym, bo obciążenie stawu jest za duże i mogłabym zrobić sobie jeszcze większą krzywdę. W mieście, po równym terenie mogę jeździć na takim rowerze. Natomiast rower stacjonarny, treningowy jest dla mnie świetny w Wyluzowanej. W okresie zimowym jeżdżę przeważnie w środku  chaty, natomiast, gdy temperatura idzie w górę, wystawiam rower na taras i obserwując Berdo, drzewa i taflę wod, kręcę pedałami. Pod choinkę w tym roku  dostałam bezprzewodowe słuchawki i mogę sobie na rowerku puszczać muzykę oraz słuchać audiobooków. Od paru miesięcy bardzo tęsknię za basenem, który również był świetnym narzędziem do utrzymania kondycji fizycznej. Już od dawna  zaczynam odczuwać brak pływania. Z braku laku od stycznia wróciłam więc do pilatesu. Odszukałam swoje stare nagrania Oli Żelazo i ćwiczę przez trzy kwadranse każdego ranka . Pierwszego dnia, gdy wróciłam do starych ćwiczeń, poczułam, jak chrupią mi kości. Przypomniał mi się facebookowy żart i określenie  rysunkowej babci " jestem         chrupiąca". Patrzę z żalem, jak Jędrek dwa razy dziennie chodzi sobie po osiem kilometrów i to " góra-dół."Moje kolana niestety tego nie wytrzymują.  I tylko raz w tygodniu pozwalam sobie na około 8- 9000 kroków. Od sześciu miesięcy mam skierowanie na operację kolana lewej nogi. Przeciągam termin zarezerwowania sobie terminu operacji. Mój lekarz rodzinny stwierdził, że jeśli radzę sobie z chodzeniem, nocami śpię i nie mam tak dużych bólów abym musiała już, natychmiast iść pod nóż, to powinnam poczekać. Ale w końcu chyba będę musiała zdecydować się na złożenie skierowania w jakimś szpitalu, który zajmuje się operacjami ortopedycznymi. Może w końcu pandemia minie? Na razie ćwiczę i marzę o otwartych basenach.                                                                                                                                                                                          






Od połowy grudnia nie zaglądałam do Kędzierzyna-Koźla.  Mam tam swoją panią Ilonkę, która jest artystką nożyczek. Nikomu innemu nie odważyłabym się powierzyć swoich włosów. Mam do niej zaufanie i chodzę, odkąd zdecydowałam się ściąć swoją palmę, jak moi znajomi nazywali fryzurę związaną na czubku głowy. Od tego momentu minęło już  wiele lat. Pewnie kilkanaście..
A tu włosy nie chcą czekać i szybko rosną. Zwiększa się długość, a co za tym idzie, szybko widać siwy odrost. Od ubiegłorocznej wiosny mam kłopoty z wypadaniem włosów. Musiałam zacząć używać specjalnych szamponów, odżywek, maseczek, biotebalu. Teraz niby jest troszkę lepiej, chociaż gdy spoglądam w lustro, to widzę, że mój przedziałek troszkę się poszerzył. Kiedyś była to wąziutka ścieżynka, biegnąca wśród gęstej łąki. Obecnie jest już solidna ścieżka, przecinająca porządny trawnik. Mam urodę wiosny, a nie zimy i w siwym mi nie do twarzy. Próbowałam oswoić się z siwymi włosami, bo niby jasny blond zbliżony jest do blondu srebrnego. Okazało się, że niestety, to nie mój odcień. Pogłówkowałam, rozruszałam szare komórki i zaczęłam poszukiwać płukanki, która zmieniłaby mi odcień włosów, a zarazem nie uszkodziła cebulek. Przecież o każdą cebulkę powinnam teraz dbać, jak o najdroższy skarb. Niby zawsze mogę sobie zafundować peruczkę i to w kolorze o jakim tylko sobie zamarzę, ale czy mnie nie odparzy, czy nie będzie w niej za gorąco? I tak rozmyślając i grzebiąc w internecie odkryłam kolor różowy. Trochę odwagi i...
Teraz jestem taka, jakbym patrzyła na siebie przez różowe okulary ale zdecydowanie humor  mi się poprawił.                                                                                                                                                






6 komentarzy:

  1. Odważyłam się, odstawiłam farby, ścięłam warkocz dla fundacji, a różnice koloru między farbowanymi a naturalnymi staram się zamaskować też płukanką, tyle, że srebrną:-) już nam się wydawało, że wiosna bliziutko, a tu zonk! i nawrót zimy; w bramie podwórza góra śniegu po przejechaniu pługa, dalej nie lepiej, bo po kolana, ale już trakty komunikacyjne odsypałam; mężczyźni mają swoje sprawy, śrubki, gwoździe, silniki, babcie są do przytulania, poczytania:-) pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie miałam tak grubych włosów, abym mogła podarować chorym.Za to moje wnuczki dzielą się obciętymi warkoczami. Niestety w zimnych kolorach wyglądam fatalnie. Myślę, że będę nosiła siwe wpadające w perłowy róż, tylko muszę poeksperymentować, czym ten odcień uzyskam. Na razie siedzę w chacie i po każdym myciu próbuję. Nie chcę już używać farb trwałych, jedynie lekko zmienić odcień siwizny. Na razie siwe słabo łapią odcień, a wcześniej farbowane łapią to jak gąbka. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. No cóż zazdroszczęCi zimy i spacerów nad zalewem, ptaków, czapli specjalnie, muszą pieknie wygladac w bialym pejzazu.
    I te kielbaski wlasnej roboty..pycha, ja od czasu do czasu dostaje szyneczke , ktora robi tato mojej kolezanki, potem nie moge dojsc smakow w tych kupnych, wiec przestalam je kupowac.
    Jezeli chodzi o wlosy ciagle je farbuje, nie moge sie zdobyc na pozostawienie je w siwiznie, a moja mama miala piekny siwy odcien. A odrosty sa bardzo meczace. Zostawienie siwizny wymaga conajmniej roku cierpien i patrzenia na odrosty. Nie wiem co robic.A Tobie ladnie w tym delikatnym różu. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie, gdzie się podziały smaki wielu gatunków wędlin? Odkryliśmy w Zagórzu prywatny sklep masarniczy z fantastyczną szynką domową, dobrymi kabanosami, niestety poza tym inne gatunki wędlin niczym się od siebie nie różnią. Mają taki sam smak. Jędrek lubi dobre wędliny. Sklepowe mu nie smakują, stąd nasze eksperymenty. I muszę przyznać, że z dobrego gatunkowo mięsa wychodzą nam bardzo smaczne. Przynajmniej te, które próbowaliśmy robić. Ja nie jestem aż taką miłośniczką mięsa , ale muszę przyznać, że nasze wędliny zjadłam chętnie. A co do włosów, to sama jestem ciekawa czym to się u mnie skończy. I czy znajdę właściwy odcień. I tylko druga kobieta potrafi zrozumieć, z czym się teraz borykam. Dzięki za wsparcie.

    OdpowiedzUsuń
  4. czasem trzeba spojrzeć na świat przez różowe okulary - zdjęcia jak zawsze naj

    OdpowiedzUsuń
  5. Szczególnie w obecnym czasie różowe okulary niezbędne. Dziękuję Ci za dobre słowo i przesyłam serdeczności.

    OdpowiedzUsuń