Potem krajobraz obserwowany z wieży widokowej zaczął zmieniać koloryt na bardziej pastelowy. Tafla zalewu, w której przeglądały się chmury rozjaśniła się. Jesień informowała, że potrafi zachwycać, czarować. Dzień stawał się coraz cieplejszy. Rzadko który listopad tak rozpieszcza. Ten stanął na wysokości zadania, jakby wiedział, że zależy nam aby podróż sentymentalna Marysi była udana. W pewnej chwili Grażka roześmiała się i stwierdziła, że musi być z nami Rysiu i to on zapewnia właściwą oprawę wycieczki. I chyba tak było, bo Marysia przywiozła ze sobą mnóstwo wspomnień, a jechaliśmy trasą, którą zazwyczaj oni jeździli, zatrzymywaliśmy się w miejscach, które odwiedzali, gdy przyjeżdżali w Bieszczady. Opuszczając parking, pojechaliśmy dalej ku Wetlinie dużą pętlą bieszczadzką. Dojechaliśmy do punktu widokowego obok kompleksu hotelowo- restauracyjnego Chreptiów, gdzie kręcony był film " Pan Wołodyjowski". Widoczność była coraz lepsza, a blade, nieśmiałe słoneczko delikatnie głaskało nasze twarze.
Później skręciliśmy w stronę Dwerniczka i Dwernika . Jechaliśmy w stronę Połoniny Caryńskiej i Wetlińskiej. Trasa ta jest urocza, bo zieje pustką i można nasycać się urodą bieszczadzkich szczytów. Gdy przejeżdżaliśmy obok Połoniny Wetlińskiej słońce rozświeciło się na całego.
Po drodze chcieliśmy wstąpić na obiad do karczmy " Paweł nie całkiem święty", ale masa turystów to uniemożliwiała. Lokal był pełny, a nawet goście czekali tam na zewnętrznych na schodach. Nie mieliśmy czasu na długie oczekiwanie na obiad. Wszystkim już burczało w brzuchu.Wprawdzie Grażka zapewniała nas, że jedzenie tam jest wyśmienite, ale nie wiem dlaczego, ciągle myliłam nazwę knajpki i dudniło mi w głowie " Paweł nie całkiem świeży"..., a nawet wymyśliłam sobie odpowiedź na potencjalną reklamację wątpliwej jakości posiłku. W myślach widziałam napis w książce zażaleń; " Drogi kliencie, wstępując do lokalu o nazwie" Paweł nie całkiem świeży " musisz liczyć się z ryzykiem. Konsumujesz na własną odpowiedzialność! Tym razem nie dane nam było przekonać się , jakie jest jedzenie, bo obiad zjedliśmy niedaleko Cisnej w knajpce " Leśne runo". Nasze naleśniki z kurczakiem i warzywami były pyszne, natomiast Jędrek i Marysia niezbyt dobrze trafili. Placki ziemniaczane z gulaszem z dziczyzny były rozciapciane, a schowane pod plackami trzy kawałeczki wieprzowiny niezbyt dobrze udawały dzika. A może to była bieszczadzka zemsta za moje nieświeże myśli? Tylko dlaczego dotknęło to Marysię? Coś niezbyt trafny strzał bieszczadzkich duchów. Kawę wypiliśmy już w Cisnej u Jadzi w jej cudnym modrzewiowym pokoju. Delektowaliśmy się aromatem kawy i pięknem wnętrza. Szczególnie ikonami i starymi pięknymi lampami, które kiedyś pewnie były naftowe.
Poplotkowaliśmy chwilkę, umówiliśmy się z Jadzią na jej rewizytę i pojechaliśmy w stronę Leska.
Do domu dojechaliśmy ciemną nocą. Na kolację podgrzałam zupkę dyniową, która była rewelacyjna. Delikatny dyniowy krem posypany został płatkami podrumienionych migdałów i grzankami czosnkowymi, mniam! Jeszcze dla urody na górę dodałam mały listek pietruszki. Obok postawiłam miskę z sałatką z roszponki, buraka, fety, pomarańczy i prażonych pestek słonecznika. Marynowany, opiekany pstrąg , marynowane rydze, swojski razowy żytni chleb i masło dopełniały reszty. Wspominaliśmy wycieczkę na krym, wspólne sylwestry w LeGrażu, śmialiśmy się i odnawialiśmy znajomości . Grażka , która jest typowym skowronkiem położyła się spać po 22-giej , a my, sowy posiedzieliśmy do pierwszej w nocy. Gdy Jędrek poszedł pod prysznic, a Marysia na pięterko do przygotowanego wcześniej pokoju, wolniutko pozbierałam ze stołu, puściłam w ruch pełną zmywarkę i domyłam resztę naczyń. Przed drugą byłam w łóżku. Spałam mocno, ale krótko, bo około ósmej zabrałam się za przygotowanie śniadania. Najedzeni, odświeżeni poszliśmy najpierw do drugiej chaty na krótkie spotkanie z Lucyną i jej Menem, a później na długi spacer po Bóbrce. Było bardzo ciepło. Słońce mocno świeciło, a świat wokoło uśmiechał się do tego drugiego sentymentalnego spaceru Marysi.
Marysia z Grażką wyjechały po spacerze. W niedzielę już sami poszliśmy na długi spacer poza "koniec świata".Było ciepło, słonecznie , pięknie i dziko. Nie spotkaliśmy nikogo, tylko w drodze towarzyszył nam głos sójki, a w drodze powrotnej pokrzykiwania orlika krzykliwego. Po spacerze , po obiedzie zabrałam się za kolejną lekcję języka francuskiego, a później godzinkę jeździłam na stacjonarnym rowerze.
W czwartek ze swojej chaty wyjeżdżają Lycyna i Mirek. Spuszczają wodę z instalacji wodnej, zalewają umywalki, brodziki, toalety, wanny... Nie wiedzą, czy do wiosny wrócą. My wracamy i wracamy, bo jak tu nie wracać do miejsca, które wybrało nasze serce?
Jak dobrze, że zamieściłaś ten post, bo ta relacja dała mi świetne wskazówki co do tego jak umilić sobie czas w Bieszczadach..będę tam w piątek i w weekend z koleżanką i ta kolejka bardzo mi się spodobała, przede wszystkim cieszą mnie te prześliczne widoki na Solinę i możliwość wdrapania się jeszcze wyżej na wieżę widokową, jest to nowość więc trzeba z niej skorzystać. zapisałam sobie też nazwy restauracji. dzięki więc...
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia zrobiłaś...pozdrawiam serdecznie Bożenko
Cieszę się, że na coś mój post się przydał. Odwiedzasz Bieszczady, więc jak będziesz miała chętkę na kawkę lub herbatę, to zapraszam do Wyluzowanej. Nie mam ekspresu ciśnieniowego, ale z mojego przelewowego kawa wychodzi dobra. Zazwyczaj jesteśmy na miejscu. Opuszczamy Wyluzowaną na niedzielne spacery lub zakupy. Wystarczy wcześniej skontaktować się. A co do wieży widokowej na Jaworze, to spokojnie nie musisz się na nią wspinać. Wystarczy wykupić komplet biletów uprawniających do przejazdu i wjechać windą na wieżę. Można oczywiście schodami, ale czy warto niszczyć kolana? Jędrek wszedł schodami w jedną i drugą stronę, ale on nie ma kłopotów ze stawami kolanowymi. Poza tym lubi takie wyzwania. Ja niekoniecznie, choć czasem i mnie coś podobnego się zdarza. Na kolejkę też są bilety ulgowe dla seniorów. ( Zawsze korzystamy!) Co do knajpek w regionie, to polecam pod Brzozowem " Pod lipą", w Sanoku karczmę na rynku " Karpackie jadło" i " Stary kredens". W Ustrzykach Dolnych " Niedźwiadek", ale tu moim zdaniem powariowali z cenami. Potrawy nie są tego warte. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńJa jeszcze raz ; Teraz kolejka gondolowa jest czynna od czwartku do niedzieli w godzinach 9.00-16.00.
Usuńzapisuje dane restauracyjne, wiem, że mieszkasz w Bóbrce..ale nic więcej...nie obiecuję bo nie chciałabym Ci robić klopotu...ale miło by było
UsuńSpotkanie przy kawie to nie kłopot. A mieszkam na stoku Kozińca przy drodze między Bóbrką, a Myczkowcami. Gdy jedziesz z Bóbrki do Myczkowiec, na najwyższym odcinku szosy jest zatoczka autobusowa ze starym, zadaszonym przystankiem. Tam trzeba zostawić auto i zejść drogą w dół. Przy drodze jest nasza Wyluzowana. Zresztą na drewnianej bramie wiszą dwie skrzynki pocztowe ; 39 A i 39 B. Ta ostatnia to nasza. Mijasz skrzynki i schodzisz w dół. Jest duża brama i kamieniami wysypany parking. Wchodzisz przez tę bramę, mijasz jedną chatę, a w drugiej my mieszkamy. Na taras prowadzi drewniana furtka. Otwierasz i już. Zapraszam.
UsuńNasz długi weekend w rodzinnej atmosferze, przyjechał angielski syn, pogoda dopisała, choć w mieście było pochmurnie, ale Pogórze przywitało słońcem:-) latem spędził z rodziną kilka dni nad Soliną, chwalili sobie bardzo atrakcje znad Zalewu. Pewnie u Was już biało, na kamerach z Arłamowa widać, jak sypie, nie chciałabym jeszcze zimy:-) pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńPrzed chwilą za oknem pojawiły się pojedyncze mini płatki śniegu. Ten tydzień ma przynieść takie sygnały, że zima zbliża się coraz szybciej. Też nie przepadam za przełomem listopada i grudnia, kiedy to pierwsze śniegi, wahania ciśnienia oraz przejmujące zimno.Byle do świąt i końca roku. Potem już z górki. Pozdrawiam serdecznie. Trzymaj się ciepło.
UsuńMiłe, sentymentalne odwiedziny osoby związanej z tym urokliwym zakątkiem. Pamiętam to zabezpieczanie przed zimą, spuszczanie wody z instalacji, zalewanie sanitariatów, tyle że ja przyjeżdżałam tam całą zimę mając bliziutko potok.
OdpowiedzUsuńCzy koniec świata to ten stos wyciętego drewna?
Nie, koniec świata, to ten szlaban. Czyli koniec drogi dla pojazdów mechanicznych, oprócz transportu leśnego. Za szlabanem asfaltowa droga. Pusta w niedzielę. Nigdy nie spotkaliśmy żadnego pojazdu mechanicznego, żadnego człowieka. Tylko ślady dzikich zwierząt i przemykające przez drogę sarny i jelenie. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń