Dziś początek nowego tygodnia. Coś ostatnio mam kłopoty ze spaniem. Czyżby stresy? Niby człowiek oderwany od pracy zawodowej, a jednak nie żyje w próżni i bezpiecznym kokonie. Mimowolnie denerwuje się, a to dziećmi, a to wnukami, a to zdrowiem rodziny i przyjaciół, a to sytuację społeczno-polityczną... Zazdroszczę tym, po których większość spraw spływa, jak po tłustej kaczce. Ja tak nie potrafię. Ale nie wgłębiając się zbytnio wracam do początku dzisiejszego dnia. Mimo, iż usnęłam chyba grubo po pierwszej w nocy, wstałam świtkiem po godzinie szóstej. Jak na mnie to dosyć wczesna pora. Wyszłam na taras. Było chłodno, więc owinęłam się chustą i spojrzałam w stronę łąki sąsiadów i Berda. Koloryt mnie poraził. Takie barwy możliwe są tylko przy odpowiednim kącie pierwszych promieni słońca, wychylającego się zza Kozińca. Rosa na łące miała kolor szmaragdowy. Nad nią Berdo tonęło w złocie. A w zasadzie widać było jedynie złoty trójkąt, który wychylony był zza szarej kurtyny drzew porastających dolną przestrzeń Wyluzowanej. Niebo miało kolor bladoniebieski , jakby dopiero malarz świata przymierzał odcień błękitu do pory dnia, dodając po kropelce do bieli świtu. Zerwał się mocny wiatr, który wygonił mnie do wnętrza. Przez okno obserwowałam złote cekiny liści rzucane przez poranek na trawniki. Październik sypnął groszem, pomyślałam! I w myślach ułożył mi się taki wiersz.
Październikowy poranek
przeciera oczy
z mgieł i porannego dymu,
z rosy co szmaragdem
wyleguje się na łące sąsiada
złotym trójkątem Berda
odsłania szarą kurtynę drzew
co jeszcze dosypiają
przytulone do stoku
czaruje
nadzieją i promykami słońca
wiatrem
głaska brzozy
co budzą się niespiesznie
aby sypnąć dukatami liści
na chustkę trawnika
rozesłanego między chatami
i miesza kropelki błękitu
z szarą płaszczyzną nieba
na dobrą wróżbę
na jeszcze jeden pogodny dzień
04.09.2021 Bóbrka
Król Maciuś w tym roku szybko zmienił kolor czupryny. Rzuca brunatnymi samolocikami liści w stronę naszych tarasów i trawnika, jakby chciał konkurować z brzozami. Nie nadążam z zamiataniem tarasu. Wiele zmian szykuje się w pobliżu, a największa to ta, że nieczynny od lat Ośrodek Orlenu przestaje istnieć.
Za parę dni mają przyjechać maszyny, które zburzą, zmielą i zrównają z ziemią to, co do tej pory przez jezdnię sąsiadowało z Wyluzowaną. Stwierdziłam, że nie ma sensu myć okien, a taki zamiar miałam, aby przed kolejnym wyjazdem do Koźla zmyć z szyb letni kurz. Przypuszczalnie zrobię to dopiero po powrocie z Opolszczyzny.
Nasza Wyluzowana w jesiennej sukience i reflektorkach słońca przedstawia się całkiem imponująco. Dziś słoneczny i ciepły dzień, więc podziwiam złote liście, słońce wylegujące się na stoku, diamentowe błyski fal zalewu. Wdycham jesienne perfumy, które są niepowtarzalne. I tak sobie myślę, że jesienny świat jest niesamowicie barwny i bogaty. Pachnie winogronami, liśćmi dębu i nostalgią. Co roku tak samo mocno mnie zachwyca i kojarzy mi się z głosem Niemena w piosence " Mimozami jesień się zaczyna".
A wczoraj, korzystając z pięknej pogody pojechaliśmy na niedzielną wycieczkę do Zyndramowej do skansenu kultury Łemków. Po drodze zahaczyliśmy o miejscowość o nazwie Królik Polski. Wg. wikipedii Królik Polski jest to wieś położona w województwie podkarpackim, w powiecie krośnieńskim, w gminie Rymanów. Leży przy DW887. Na przełomie XVI i XVII wieku położona była w ziemi sanockiej województwa ruskiego. Wieś klucza jaśliskiego biskupów przemyskich.
Niestety cerkiewka była zamknięta i tylko z zewnątrz można było podziwiać ją i pomnik pamięci ofiar II wojny światowej. W związku z tym, że nie udało nam się zobaczyć wnętrza cerkiewki pojechaliśmy do Tylawy, a za tą miejscowością skręciliśmy na Zyndramową.
Zyndranowa jest niewielką wsią, położoną w dolinie, pośród pokrytych lasem gór Beskidu Niskiego. Dzieje muzeum w Zyndranowej nierozerwalnie wiążą się z
losami jego założyciela Teodora Gocza, urodzonego w Zyndranowej. Został on podobnie
jak większość mieszkańców wsi wysiedlony w ramach akcji „Wisła” w 1947. Do swojej
rodzinnej miejscowości wrócił na stałe ponad 10 lat później. Założyciel muzeum jeszcze przed jego powstaniem zaczął zbierać eksponaty –
materialne pozostałości życia Łemków, takie jak gospodarskie sprzęty,
czy metalowe krzyże. W lasach w okolicach wsi wiele było także
powojennego żelastwa – łusek, hełmów, fragmentów karabinów itp.Zasadniczą część muzeum od początku jego istnienia stanowi zagroda
łemkowska z drugiej połowy XIX wieku, składająca się z chyży, koniuszni i
chlewika (z początku XX wieku).
Posłuchaliśmy przewodnika po skansenie, obejrzeliśmy zbiory i przespacerowaliśmy się ulicami Zyndramowej, gdzie od lat zgodnie żyją obok siebie mieszkańcy , wśród których są zwolennicy czterech wyznań. Przypuszczam, że są także ateiści. I nikomu to nie przeszkadza, w co wierzy sąsiad. A losy mieszkańców były tak trudne, jak historia tych ziem.
Podziwiając piękne jesienne krajobrazy wróciliśmy do chaty, aby zjeść niedzielny obiad. Od Iwonicza drogą krajową ciągnął się sznurek samochodów wyjeżdżających z Bieszczadów. Dobrze, że zrezygnowaliśmy z drogi powrotnej przez Cisną. Pod każdą restauracją i każdą kawiarnią widzieliśmy pełne parkingi spożywających ostatnie niedzielne ciastko, ostatnią kawę, ostatni obiad. Dobrze, że rano upiekliśmy mięso i przygotowaliśmy surówki. Zgotowanie czterech ziemniaków zajęło pół godziny. Za ten czas w piekarniku podgrzaliśmy mięso. I to był nasz ostatni niedzielny wypad przed wyjazdem do Koźla.
Nie znam za dobrze Beskidu Niskiego, zazwyczaj przemierzamy go przejazdem, ale to piękne okolice. Patrząc na stan ośrodka Orlenu, a zwłaszcza na te skromniejsze pojedyncze domki, zawsze dziwi mnie takie marnotrawstwo. Może jest to spowodowane tym, że teraz turysta bardziej wymagający, więcej wygód mu potrzeba i trzeba zbudować mu coś nowocześniejszego? choć kiedy patrzę na te nowoczesne domki, przeszklone na wskroś, to myślę, co tu może się podobać. Ech, zostałam daleko za światem, mam sentyment do starego i to już się chyba nie zmieni. Wyobrażam sobie weekendowy ścisk w Bieszczadach, taka pogoda, kolory. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńOśrodek stał kilkanaście lat nieczynny. Władze Orlenu nie kwapiły się z uruchomieniem i przyjmowaniem gości. Być może mało "wypasiony", choć ja oceniam to jako przepiękny, świat nie wyposażony, z zewnętrznym basenem, na który przychodzili mieszkańcy i turyści.Po zaprzestaniu działalności pracowała tylko ochrona. Wszystko niszczało. Wystawiono nieruchomość na sprzedaż ale cena była zaporowa. Nie było szans na kupca. Teraz teren równania z ziemią. Być może podzielą na działki, ale to tylko moje gdybanie. Niegospodarnosc firmy. Szkoda! Ale nie znam historii sprzed postawienia naszych chat. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMnie też się zrobiło szkoda tych domków drewnianych...chyba byliby chętni na takie chatki.
OdpowiedzUsuńSkanseny uwielbiam, więc sobie Zyndramową zapamiętam..
Juz jesteś w Kożlu...pozdrów, to moje także miasto.
Piękny opis poranka jesiennego Twego autorstwa...sciskam serdecznie
Nie Grażynko, jeszcze nie jestem ale rankiem w następną niedzielę ruszmy na Opolszczyznę. Chętnie pozdrowię i Koźle i Większyce. Zawsze, gdy przejeżdżam obok pałacyku, myślę o Tobie i Twojej rodzice. Serdeczności
OdpowiedzUsuńStęskniłam sie za Twoimi zdjęciami i pięknymi opisami. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńMiło mi, że mnie dowiedziałaś. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńI mnie jest żal wyburzenia, nawet jakby nie był doskonały to po co zaniedbywać i pozwolić by popadł w ruinę. A te domki drewniane typu Brda takie urokliwe, z półwałków, sama bym chętnie kupiła jeden. Niegospodarność, bo można, bo państwowe czyli niczyje. Zyndranową znam z całkiem innej strony, na końcu wsi była urocza chata turystyczna. Ech, piękna ta nasza, złota polska jeesień
OdpowiedzUsuńUrzeka mnie co roku jesienny koloryt naszej krainy. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń