poniedziałek, 20 września 2021

Chandra unyńska w Wyluzowanej.

        -- Dziś " poniedziałek- posrałek" ! -- Powiedziała zasmarkana Stella w trakcie naszej porannej rozmowy telefonicznej, gdy dopytywałam ją o aktualności zdrowotne rodzinki.

        -- Mogłabym zacytować klasyka -- dopowiedziała-- na zachodzie bez zmian, czyli stany podgorączkowe.  Ja chrypię i smarkam, Kornel smarka i kaszle, a Kajetan na razie w porządku, choć od razu odpukuję, bo ile razy powiem, że jest z nim okay, to zraz coś łapie, a o wirusy łatwiej, niż o słońce. U nas leje, siąpi, wieje i wali arktycznym chłodem. Kamil na razie zdrowy i niech tak zostanie, bo chłop z katarem, to gorzej niż plagi egipskie.

Pomyślałam, że u syna od paru dni nie lepiej, bo synowa i dziewczynki walczą z przeziębieniem. Więc tylko westchnęłam i wyraziłam matczyną troskę o swoje najstarsze dziecko, informując, co może łyknąć, z czego zrobić inhalacje i co jest najlepsze, aby possać. Wiem, że Stella doskonale wie, co powinna zrobić, bo sama aplikuje te specyfiki swoim pociechom, ale zawsze serce i troska matczyna, to najlepsze lekarstwo dla poprawy samopoczucia. Gdy ktoś  o nią zadba, choć na tak wielką odległość. Zaraz poczuje się pewniej. Co matka, to matka! Trochę się o nią niepokoję, bo od paru dni męczy ją przeziębienie. Coś tam przeciw wirusom ssie, coś łyka. Ale choroba uparcie się jej trzyma. Wprawdzie już nie chrypi, jak " rozbity garnek" (to z kolei określenie mojej babci Mani), jednak nadal słychać w jej głosie bulgoczący odgłos kataru. Dobrze, że nie ma na imię Katarzyna, bo byłoby jak w dziecięcym wierszyku " złapał katar Katarzynę ...". 

Mój nastrój od rana też jakiś taki jak "poniedziałek-posrałek". Jestem na emeryturze i nie muszę do pracy, a jednak poniedziałki są dziwne, szczególnie gdy siąpi, wieje, jest szaro i zimno. Tu mnie strzyka, tam mi skrzypi, a czasem boli... Ale co ja będę wyliczała i dołowała się, przecież  usiadłam do komputera, aby poprawić sobie nastrój! A złapałam się na tym, że zaczęłam od smutasów. Zazwyczaj nie jestem marudą, więc teraz też siorbnęłam łyk południowej zimnej już kawy i postaram się je  przekuć na coś weselszego. Przed chwilą wyszłam z chaty, a tu moje spojrzenie potknęło się o niesamowicie bajkowe kolory, choć niebo tonie w grubej warstwie szarości. Jesień usilnie stara się  osłodzić szarugę. Już  sypnęła złotymi krążkami liści brzozy, lipy, akacji. Niby nic, a zawsze to coś na osłodę mojej dzisiejszej chandry. Tak, czasem i mnie dopada. Myślę, że chyba każdemu się to zdarza. Ale nie o tym chciałam. 

Wczoraj była niedziela i pojechaliśmy do Przemyśla, bo Kacper twierdził, że nigdy nie był w tym mieście. Podjechaliśmy w okolice starówki i tam w bocznej uliczce zaparkowaliśmy samochód. Jeździmy teraz wypożyczoną astrą, bo nasz samochód został zabrany przez panów z warsztatu samochodowego z Rzeszowa. Teraz  użeramy się z ubezpieczycielem, który co rusz coś zmienia, kręci i nie wiemy na czym stoimy. Jutro musimy jechać do Rzeszowa, bo zjawia się pracownik ubezpieczalni, wyceniający szkodę na naszym samochodzie. W czwartek musimy jechać do domu i nie wiemy, czym pojedziemy. Nie możemy przesunąć naszego wyjazdu, bo koleżanka uroczyście obchodzi pięćdziesiąte urodziny i przyjęłam jej zaproszenie.Za nic nie chcę zrezygnować ze spotkania z  Kasią i dawnymi koleżankami z pracy. Ale o tym za chwilę. Teraz wracam do Przemyśla. Naszą wycieczkę zaczęliśmy od zwiedzenia Katedry Przemyskiej i katakumb mieszczących się pod nią, udostępnionych do zwiedzania w 2014 roku. Wszystko warte zobaczenia! Potem był spacer na Zamek Kazimierzowski. Wspinaliśmy się na wzgórze zamkowe. Po drodze najpierw wiało i siąpiło, a później lało i wiało. Mimo, że dobrze ubrana i osłonięta parasolem, nie uniknęłam przemoczenia. Zwiedziliśmy zamek, jego trzy baszty, w których są wystawy i zbiory muzealne, zapoznaliśmy się z historią Przemyśla, oglądaliśmy panoramę miasta z punktów widokowych na basztach i stwierdziliśmy, że teraz pora na obiad. Chcieliśmy zaprosić Kacpra do klimatycznej knajpki Bosko serwującej  regionalne jedzenie. Jednak w lokalu była rezerwacja stolików. Muzeum dzwonów i fajek było zamknięte, to nie zostało nam nic innego, jak powrót na rynek do restauracji Cuda Wianki. Tam odczekaliśmy parę minut  i  już niedługo delektowaliśmy się przystawką w postaci proziaków z masłem czosnkowym, białym twarożkiem i powidłami śliwkowymi. A później Jędrek wcinał polędwiczki marynowane w maśle i ziołach , a ja i wnuk zajadaliśmy się ziemniaczanymi gołąbkami w sobie borowikowym. Pycha. Do chaty wracaliśmy przez Krasiczyn. Kacper obejrzał jedynie fasadę zamku w Krasiczynie i postanowił, że za rok przyjedzie tutaj na dłuższą  wycieczkę. Teraz moi panowie spieszyli się na mecz siatkówki o brązowy medal w Mistrzostwach Europy. Do chaty zdążyliśmy w ostatniej chwili. Mecz się rozpoczynał.













A wracając do jesiennych imprez związanych z rocznicami; to u Kasi bawimy się 25 września, a ja postanowiłam zaprosić rodzinkę, koleżanki i kolegów na 15-go października.  U mnie rocznica też mocno okrągła , a wychodzę z założenia, że każda okazja do spotkania się i wspólnego świętowana jest dobra. Na dwudziestego piątego września przygotowałam dla koleżanki własnoręcznie wykonany prezent. Jest to pomalowana przeze mnie skrzyneczka. W ostatnich latach koleżanka zabrała się ostro za sport, a że ostatnio jest fanką rowerów i spędzania wakacji na dwóch kółkach , wymyśliłam taki oto motyw. Obrazek namalowany jest na szkle i w związku z tym niepowtarzalny.


Obecnie drewno jest wreszcie porąbane, porżnięte i przykryte folią. Będzie sezonowało, aby za parę lat służyć do ogrzewania  chaty. Przez cały czas Jędrek miał nadzorcę w postaci rudzika, który nie zawsze był zadowolony z głośnej działalności gospodarza.  Rozczapierzał skrzydła i stroszył się. Przypuszczam, że robił to, gdyż uważał, że jego dom jest zagrożony. Czasem zachowywał się spokojnie i skakał po gałązkach, cały czas towarzysząc i podśpiewując, aby było przyjemniej.




4 komentarze:

  1. Bardzo lubię opisy znanych miejsc, widziane oczami innych:-) u nas też wnuki zasmarkane, Jasiek bardziej alergiczny, od małego aplikowane leki. Pogoda nie nastraja zbytnio do aktywności, ale trzeba się przyzwyczaić, bo idzie ku temu coraz bardziej, ale liczę jeszcze na ciepło, babie lato i złotą polską. Widzę przez okno, jak wiatr szarpie brzozą w ogrodzie, lecą liście i za bardzo nie dopuszczam myśli, że już jesień za progiem. Obrazek przecudny, żartobliwy, wesoły, chyba techniką witrażową wykonany, super pomysł na prezent dla koleżanki. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam tak samo, jeśli chodzi o obce spojrzenie na miejsca, które znam prawie od zawsze. Jesiennych szarug nie lubię, choć kocham jesieny koloryt i i jesienny świat. Z mokrym zimnem nie jest mi po drodze.Suchy lekki mrozik nawet lubię. Też czekam na babie lato, serfujące i tańczące liście oraz delikatne mgiełki otulające pola. A przede wszystkim bogactwo barw.Obrazek malowany na szklanym wieczku pudełka farbami do szkła i przecieranym akrylem.Miło mi, że Tobie moje "rękodzieło" się podoba, bo jest szansa, że koleżance również spodoba się. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Prezent dla koleżanki bardzo mi sie podpba, malowidło przesympatyczne, masz talent! no masz, wiem, że masz nie jeden.
    Przemyśl z przyjemnościa z Tobą przespacerowałam i odświeżyłam moje wrażenia sprzed dwu lat..
    Wnuka masz bardzo dorosłego no i przystojnego.
    Ptaszek przesympatyczny!
    A chandry ostatnio też miewam a zdarzały mi się rzadko. Pozdrawiam serdecznie i pozdrów Kożle

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to już jesteś druga, której spodobał się mój pomysł i wykonanie. Moje szanse na to, że prezent zyska aprobatę, wzrastają. Myślę, że gdy będziesz w pobliżu, to umówimy się na kawę i spacer po Przemyślu i miło mi, że o tym pomyślałaś. A co do Kacpra,to mój pierwszy wnuk. I między innymi przez to wyjątkowy. Ma niesamowitą wiedzę. Jest tzw. Omnibusem, typem naukowca. Wiele tematów go interesuje. Czasem są tak od siebie odległe, jak galaktyki...np. astronomia i kino światowe. Natomiast troszkę gorzej u niego z umiejętnościami społecznymi. Myślę, że chandrowate nastroje nadciągają wraz z jesiennym szarugami. Tylko nie zawsze się im jesteśmy w stanie przeciwstawić. Staram się jest zauważać i ignorować, ale jak coś doskwiera dodatkowego, to czasem tak bywa, że na chwilkę mnie otumaniają... serdeczności.

      Usuń