poniedziałek, 26 października 2020

Koncert jesienny na ...

Przeglądając facebooka  natknęłam się na wiersz naszej noblistki Wisławy Szymborskiej KILKUNASTOLETNIA, który urzekł mnie i zmusił do refleksji. Wiersz jest spotkaniem ze sobą sprzed lat, pełną zapału, bezkompromisową, mało doświadczoną, otwartą na zmiany, nowości. Taką, która jeszcze niewiele wie o cierpieniu, trudach życia. Jeszcze nie zdążyła się rozczarować. Patrzy na świat krytycznie i widzi barwy czarno-białe. Jeszcze nie nauczyła się dostrzegać różnych odcieni szarości. Łączy ją ze mną data urodzenia i krewni, choć  w jej świecie większość z nich żyje, inaczej niż w moim. Ona ma niewielki zasób wiedzy ale broni swoich racji, jakby od tego miało zależeć jej życie. Ja wiem dużo więcej, choć nie jestem pewna, czy  aby na pewno. Ona jest dużo szczęśliwsza mając wokół siebie materialne dowody miłości bliskich, ale ich nie dostrzega, a przez to nie zawsze ceni. Mamy tyle ze sobą wspólnego a jednak jesteśmy tak różne i to nie chodzi tylko o pewną rękę, gładką skórę, sprawność.  Tyle poetka , a ja zastanowiłam się nad sobą. Popatrzyłam  na swoje szesnastoletnie zdjęcie. Próbowałam sobie przypomnieć, jaka byłam i co mam wspólnego z tą szesnastolatką z pszenicznymi włosami związanymi w koński ogon i skręconą w pierścionki grzywką. Szaloną romantyczką, popełniającą błąd za błędem, pozującą na bardzo rozsądną osobę. Miałam słomiany zapał i zwariowane pomysły. Pełna byłam skrajności i byłam przekonana o swojej racji. Dziwnie dobierałam przyjaciół. Przeważnie byli to ludzie, którzy z różnych powodów mi imponowali. Przyjaźnie te nie przetrwały, a teraz z perspektywy czasu uważam, że były dla mnie bardzo destruktywne. Miałam na tyle rozumu, że w pewnym momencie zadziałał instynkt samozachowawczy i pozwolił mi radykalnie odciąć się. Później dużo bardziej ostrożnie i starannie dobierałam przyjaciół. Te znajomości trwały długo, ale po wielu latach część z nich wyblakła, sprała się, bo nasze drogi poszły w całkiem innych kierunkach.  Jednak jestem długodystansowcem. Podtrzymuję znajomości, bez względu na odległość i czas. Wprawdzie nie należę do ludzi kolekcjonujących znajomych i traktujących przyjaźnie po łebkach, to niektóre trwają od kilkudziesięciu lat. W przyjaźnie wchodzę ostrożnie, ale dość głęboko. O ludziach, których mogę nazwać swoimi przyjaciółmi mogę powiedzieć, że są nimi naprawdę. Zawsze mogę na nich liczyć , a oni na mnie, bez względu na wszystkie okoliczności. Nie mam wielu, ale jestem ich pewna. Myślę , że i oni są mnie pewni. 

Po drodze wykruszyło mi się paru przyjaciół, albo może ja im się wykruszyłam, bo zaczęło nas więcej dzielić, niż łączyć. Wiem, że dziś z wieloma dawnymi przyjaciółmi nie zaprzyjaźniłabym się, a oni pewnie nie chcieli by mieć wiele wspólnego ze mną. Nie tracę więc czasu na podtrzymywanie tych relacji, choć czasem szkoda mi dobrych wspomnień. Patrzę w lustro i zastanawiam się, czy warta jestem swojej przyjaźni. Czy zaprzyjaźniłabym się ze sobą sprzed lat? Czy warta byłam mojej obecnej przyjaźni? I czy ja kobieta- babcia umiałabym żyć w przyjaźni ze sobą będącą dopiero na progu dorosłości? Co mogłabym tej dziewczynie powiedzieć? A może to, aby kierowała się sercem ale i rozumem.By kochała siebie i zawsze w siebie wierzyła. Żyła tak, by nikogo nie krzywdzić, zawsze była w zgodzie ze sobą i ze swoim sumieniem. Zdanie ludzi jest drugorzędne. I tak człowiek pozostaje z najsurowszym sędzią, którym jest jego sumienie. I dobrze jest, gdy mu to nie doskwiera.

Skąd te przemyślenia? Cóż, może dlatego, że zaczęłam kolejny rok życia? A może dlatego, że w Polsce wrze i mamy tak trudny czas, kiedy ludzie chorują, odchodzą... A wiersz był tylko pretekstem? 

Skłamałabym, jak bym powiedziała, że mnie to co dzieje się na świecie oraz w Polsce nie rusza. Nie potrafię tak jak Krystyna z zaprzyjaźnionego bloga żyć w tych czasach całkiem spokojnie i na luzie. Chciałabym ale nie potrafię. A im bardziej się staram, tym intensywniej świat wdziera się do mojej świadomości i odbiera mi spokój.  Jednak o tym już pisałam.          
 

   






Co w Wyluzowanej ? Wczoraj w nocy znowu padał deszcz. Jest dosyć ciepło, bo siedemnaście stopni  Berdo pięknie się wybarwiło i przybrało moje ulubione jesienne barwy. Ciepłe, przytulne. Wygląda jak piękna włóczkowa czapeczka. Poczerwieniały berberysy, pożółkły graby, poczerwieniały buki, wyłysiały brzozy. Łąka i trawnik pomiędzy chatami mają piękną, szmaragdową barwę. Przejażdżka bieszczadzkimi drogami, to prawdziwa uczta dla oczu. Korzystamy z niej, gdy nie pada. Jędrek objeżdża na rowerze swoje stałe trasy. Mnie kolano nie daje do woli spacerować, więc jedynie obchodzę Wyluzowaną. Dobrze, że jest tu gdzie chodzić. Za to na tarasie mam świetny punkt obserwacyjny łąki i zwierzęcej ścieżki. Podglądam lisy, łanie, ptaki. Mój ziołowy ogródek trochę zmarniał. Powinnam przygotować go do zimy.  Ku zdrowotności popijamy zakwas buraczany z czosnkiem. Kapusta się ukisiła i trafiła do słoików. Zebrane pod świerczkami  grzybki po troszkę trafiają do słoików. Dzisiaj znowu zebraliśmy kolejną partię. Będzie na dwa słoiczki. Chciałabym spróbować zakisić kapustę pekińską. Córka mówiła mi, że uwielbia kapustę kim-czi. Będzie to dla nas coś nowego. . 




Nie jedziemy w tym roku do Kędzierzyna-Koźla przed pierwszym listopada. Jędrkowi przesunięto termin badania. Bardzo smutno mi się zrobiło z tego powodu, że nie zobaczę bliskich memu sercu. Myślę, że  nasi zmarli leżący na kozielskim i kędzierzyńskim cmentarzu nie obrażą się, że na trawniku pomiędzy domami w ich intencji zapalę znicz. Po przyjeździe do miasta z pewnością ich odwiedzimy. Robimy to za każdym razem, gdy tylko zjeżdżamy do miejskiego domu. 

Nadal jestem w stałym internetowym  kontakcie z przyjaciółmi i rodzinką, jednak to nie to samo, co bliska obecność. Teraz mówię sobie; trudno!  Za to w ubiegłym tygodniu gościliśmy u siebie naszą starą serdeczną znajomą. Przyjechała na smaczny obiadek i ploteczki. Wcześniej przez dwa tygodnie była uwięziona w swoim miejskim mieszkaniu z powodu ciężkiej infekcji wirusowej. Teraz przechodziła rekonwalescencję. To był dla nas bardzo miły przerywnik . Do bezludnej wyspy przypłynęła łódeczka. Tak, najbardziej w tej naszej samotni brakuje mi normalnych kontaktów z ludźmi. Człowiek jest przecież istotą społeczną.   
 






4 komentarze:

  1. Odwiedzamy groby w tym tygodniu, w niedzielę zabraliśmy naszą 84-letnią babcię do Horyńca na groby jej bliskich pomordowanych przez UPA; właściwie to miałam obawy, czy jechać z nią w tym czasie, ale zobaczyłam w oczach żal, kiedy usłyszała, że może zostałaby w domu; jeszcze do moich roztoczańskich cmentarzy lada dzień, a weekend na Pogórzu, może pójdziemy do krypty dra Węgłowskiego, co stało się już naszą małą tradycją:-) widzę Bożeno, że macie na tarasie zabezpieczenie przed przeciągami, czy to gotowce czy sami coś zrobiliście? przymierzamy się również do takiej przesłony, przynajmniej na osi wschód-zachód; chyba nie ma nikogo, kto byłby obojętny na sytuację, u nas i na świecie, przejmuje wręcz grozą, a perspektywy wcale nie budujące; zdrowia dla Was; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na obydwu tarasach mamy plastykowe zabezpieczenie przed wiatrem. Może nie jest bardzo urodziwe ale solidne i sprawdza się. Już śnieg nie zasypuje nam połowy tarasu, a poza tym nawet w wietrzne dnie na tarasie jest dosyć spokojnie. W następnym poście zamieszczę specjalnie dla Ciebie zdjęcia pokazujące zasłony w przybliżeniu. Są wygodne, bo spokojnie można je zwijać w upały, a wtedy jest spory przewiew. Zasłony zamówiliśmy na wymiar w Sanoku. Czekaliśmy na nie chyba około dwóch tygodni. Pomyślałam sobie, że przed 1-wszym listopada odwiedzimy w Górzance grób Michała, a w Bóbrce grób Edka. To dawni znajomi. Edek był jednym z ludzi pomagających w budowie chat.Wprawdzie cierpiał na chorobę alkoholową ale był tzw. " dusza- człowiekiem", bardzo szarmanckim w stosunku do pań. A Michał to osławiony ordynans Berlinga, też niesamowity, dobry człowiek. Obydwaj już od lat na niebiańskich połoninach. A groby bliskich odwiedzimy po dwudziestym listopada. serdeczności

      Usuń
  2. Jak to dobrze, że mamy takie azyle, z dala od cywilizacji miejskiej. Bożenko, ja żyję spokojnie bo już niewiele oczekuję, nie boję się śmierci i cieszy mnie każdy dobry dzień. Ale to zdarza się dopiero po siedemdziesiątce, więc jeszcze masz na to czas.
    Od tak dawna Cię odwiedzam ale dopiero teraz zauważyłam, że lubisz zdjęcia w pionie czyli zupełnie odwrotnie jak ja. Brak uważności?

    OdpowiedzUsuń
  3. Krystynko, dziś gdzieś przeczytałam, że człowiek odważny umiera raz , a lękliwy wiele razy. Z pewnością coś w tym jest, choć trochę jednak mam w sobie lęku i to najmniej o siebie, więc jak widzisz różnimy się nie tylko preferencjami co do robionych zdjęć. Rzeczywiście wolę zdjęcia w pionie. Myślę jednak, że to dobrze, że ludzie bardzo różnią się od siebie, bo to wzbogaca nasze życie. Z prawdziwą przyjemnością Ciebie odwiedzam, bo ciekawa jestem, jak żyjesz. Gdybyśmy były bardzo podobne, to może byłoby to nudne? Myślę, że mamy też trochę wspólnego. I to tez jest fajne. Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń