poniedziałek, 12 października 2020

A u nas padato

 

       Od wczoraj, a w zasadzie od nocy z soboty na niedzielę rozpadało się na dobre. Temperatura spadła i jest mokro, zimno oraz depresyjnie. Wstałam dziś dosyć późno. Wprawdzie wcześniej parokrotnie otwierałam jedno oko i spoglądałam w stronę okna, ale płaszczyzna firanek wydawała mi się zbyt  ciemna, aby mogło być późno. A jednak, gdy zdecydowałam się na wypełźnięcie z łóżka, okazało się, że dochodzi dziewiąta. Jędrek jeszcze sobie smacznie pochrapywał. Przypomniało mi się, że jest niedziela i wystartowałam w dzień sama. Za oknem Berdo zasnute było grubą warstwą mgły. Gołe gałązki brzóz ociekały wielkimi przeźroczystymi kroplami łez. Z pewnością płakały za piękną, słoneczną  pogodą. Jeszcze wczoraj Wyluzowana kąpała się w ciepłych promieniach październikowego słoneczka. Było radośnie i cieplutko. Od soboty cały kraj stał się żółtą strefą. Czerwona linia na wykresie  danych statystycznych obrazująca  ilość zachorowań na covid ostro pięła się w górę, pomimo stosunkowo niewielkiej ilości wykonywanych testów. Nasz powiat był tak jak i inne podobne powiaty średnio zaawansowany w zachorowaniach, ale ilość wykrywanych zakażeń była coraz większa i niebezpiecznie szła się w górę, grożąc wątpliwym awansem do strefy czerwonej, a wtedy nie byłoby mowy, abyśmy owoce i jarzyny mogli kupić na targu, bo takowych nie będzie. Korzystając z tego, że na razie w sobotę mogliśmy się tam zaopatrzyć, pojechaliśmy na zakupy. Po drodze na skrzyżowaniu dróg w Uhercach Mineralnych zobaczyliśmy wielki stragan z wyrobami spod Zakopanego i kolorowy kierdel baranków i owieczek. Gdy zastanawiałam się, kto takie wątpliwe ozdoby kupuje, podjechał samochód z Łódzką rejestracją i jeden baranek wielkości sporego psa znalazł nabywcę oraz opuścił stadko.  Cena największego baranka to jedyne 220 zł, a najmniejszej owieczki 60 zł. Ja taką kwotę zdecydowanie wydałabym na coś innego, ale jak widać ludzie mają różne potrzeby, a i gusty oraz odczucia estetyczne też różnorakie. Wysłałam zdjęcie baranków swojej córce z zapytaniem, czy nie chciałaby zamienić swojej puchatej, zwariowanej kotki Ciri na bardziej statyczne stworzenie, bo ostatnio narzekała na jej nadmierny temperament. Odpowiedziała mi tylko emotikonem z uśmiechniętą buźką, co uznałam za odmowę.

  

Staramy się załatwiać wszelkie sprawy w Lesku od poniedziałku do piątku. W weekend jest zbyt dużo ludzi. Widzimy rejestracje z całej Polski. Bieszczady są teraz bardzo popularne. Pomimo iż minął okres wakacji, co weekend bieszczadzkimi drogami pomykają różne samochody, z rejestracjami z bliższych i dalszych regionów Polski. W naszych Bóbrczańskich Delikatesach Centrum jest zatrzęsienie turystów. Same obce rejestracje samochodów. Na parkingu nie ma miejsca dla miejscowych. Na dodatek mało kto do sklepu zakłada maseczkę, czy przyłbicę. Byłam świadkiem całkowitego braku reakcji ze strony obcej klientki, robiącej zakupy w naszych delikatesach. Kiedy kasjerka zwróciła jej uwagę, że powinna założyć maskę, zignorowała słowa kasjerki.  Nie trzeba było długo czekać i faktem stało się zakażenie personelu. Z musu przestaliśmy korzystać z tego sklepu. Wolimy jeździć do Leska lub Sanoka. Z całą pewnością ryzyko jest podobne, jednak świadomość, że turyści traktują lokalne sklepiki lekceważąco, działa odstraszająco. A stada turystów są u nas spore. Cieszę się, że mieszkamy na uboczu, w oddaleniu od wsi. Czujemy się u nas bezpieczniejsi.



Wyluzowana zmienia koloryt. Prawie każdego ranka Berdo zasnute jest tiulem mgieł, a gdy wychodzi słoneczko i mgły fruną ku niebu, obserwujemy, że jego stoki coraz bardziej rudzieją. Popołudniami na niebie oglądamy klucze ptaków kierujących się na południe. Odlatują, robiąc miejsce tym, które przylatują na okres zimowy. Tak jak w znanej piosence bieszczadzkie szlaki próbują zamknąć klucze ptaków. Jednak obecni turyści nie zwracają na to uwagi. Co weekend jest ich tu pełno. Od sobotniego poranka słychać samochody, które przejeżdżają drogą powyżej chat. Oglądałam dziś na facebooku straszne zdjęcie przedstawiające leżącego na drodze konia, który padł na trasie do Morskiego Oka, bo wiózł " turystów", którzy na weekend oderwali się od czipsów, fotela i tv, aby z wozu pooglądać naturę i pochwalić się przed znajomymi, że byli w Tatrach. Wiem, że osoby niepełnosprawne, czy też w podeszłym wieku również mają prawo coś zobaczyć i to dla nich powinny być podwózki, ale na zdjęciu widać było prawie samych młodych ludzi. Przypomniało mi się również zdjęcie z tej samej trasy przedstawiające wóz przeładowany młodymi ludźmi, a obok prawdziwego turystę na wózku inwalidzkim, który pokonywał tę trasę korzystając z mięśni swoich rąk. Zastanawiam się, jakie refleksje goszczą w głowach tych pasażerów? Czy w ogóle cokolwiek w nich gości?

A co jeszcze u nas? Wieczorami wzdłuż ogrodzenia Wyluzowanej do Zalewu Myczkowskiego ze stoku Kozińca schodzi małe stadko dorodnych łań. Na skraju łąki, pod chaszczami  i zaroślami pasie się młody koziołek. Grasuje też tam lisia rodzinka, a młodzież uczona jest polowania na drobne zwierzątka mieszkające w norkach. Nad zalewem krąży bielik. A w Wyluzowanej pod sosenkami wyrosły maślaczki. Powystawiały z jesiennej trawy swoje mokre kapelusze. Pozbieraliśmy grzybki, zagotowaliśmy ze słoną wodą cały litrowy słoik na zimę. Przygotujemy w ten sposób wszystkie grzybki, które jeszcze zbierzemy. Tylko parę słoików z rydzami w zalewie octowej przeznaczyliśmy na prezenty dla przyjaciół. Na razie mało mamy suszonych grzybków, bo te, które znaleźliśmy w lecie były robaczywe, a teraz na grzyby do suszenia  posucha. Tylko są rydze, maślaczki i zaczęły się podpieńki. Ale w lesie jest teraz przepięknie. Można też  spotkać salamandrę , a i muchomorki czerwienią się w ściółce. 

Pod ścianą chaty leży drewno na zimę. W spiżarni kiszony czerwony barszcz stoi już odlany w słoikach. Kamienny gar został zwolniony. Będziemy kisili kapustę. Już czas.






  


10 komentarzy:

  1. Fajne kolorowe stadko baranków, dla mnie jednak cena zaporowa, na szczęście też bym odpowiedziała takim emotikonem.
    Bożenko, drewno pod ścianą, suszone grzyby, kiszonki - czas na zimę.
    Lenistwo turystów niesamowite, dobrze że ostatnio już mnie to osobiście nie dotyczy a więc i nie wkurza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krystynko, jakoś nie przemawiają do mnie wątpliwej urody pamiątki. Ich wielkość jest taka, że nie wiadomo, gdzie to postawić.Nawet, gdy ma się większe wnętrze, to trochę szkoda miejsca na takie "cudo". Ani na tym usiąść, ani się o to oprzeć, a kurz zbiera aż miło. Lubię tzw. " kurzołapki" lub inaczej " durnostojki" ale zdecydowanie mniejsze. Pozdrawiam Cię Krystynko serdecznie, zdrowia życzę.

      Usuń
    2. Nie wiem, co się dzieje z tym blogerem, bo przed chwilą odpowiedziałam na Twój komentarz i przycisnęłam " opublikuj, a wszystko zniknęło. Czytałam i to chyba na Twoim blogu, że też masz z tym nowym blogerem nienajlepsze doświadczenia. Może tym razem wszystko będzie w porządku i mój komentarz zostanie opublikowany.Przesyła Tobie serdeczne życzenia zdrowia i pogody ducha. Pozdrawiam

      Usuń
  2. Z zakupami to pewnie znowu przeniosę się do naszego, małego wiejskiego sklepiku w dolinie, chociaż ... nie wiadomo, gdzie dopadnie nas ten niewidoczny, mały wróg. Maślaki jak malowane, czy obierasz kapelusze ze skórek? Znalazłam przepis na kanie, panierowane i marynowane, kusi mnie, może choć słoiczek zdążę zrobić, na próbę smakową. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Marysiu, właśnie przeczytaliśmy, że powinno się obierać skórkę z kapeluszy maślaczków, bo jest ciężkostrawna. Próbowaliśmy i ze skórką i bez skórki. Są pyszne w każdej postaci.Najbardziej smakowały przed rokiem moim koleżankom i kolegom, którzy do mnie przyjechali na klasowe spotkanie do jajeczniczki. Rankiem było grzybobranie i zanim przygotowaliśmy śniadanie już obrane i umyte czekały na smażenie. Gdy wyjeżdżali, umawialiśmy się na spotkanie za rok w Pokrzywnej. Nawet nie przypuszczaliśmy, że los przygotuje światu taką " niespodziankę". Już w tym roku nie spotkaliśmy się. Masz rację Marysiu, że wszędzie można natknąć się na covid. Jednak w małym sklepiku chyba mniejsze prawdopodobieństwo, niż w dużym. To chyba kwestia pecha, losu, przeznaczenia...Myślmy pozytywnie i nie traćmy dobrej energii na zamartwianie się. Trzeba bardzo uważać , aby nie mieć do siebie pretensji, że kusiliśmy los i wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Tyle możemy zrobić. Reszta w ręku Opatrzności. Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę spokojnych myśli. Trzymaj się zdrowo :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Taki jesienny ten wpis, trochę tak miło nostalgiczny, trochę smutny gdy piszesz o ignorancji ludzi i "turystach". Ale cóż poradzić gdy myślą tylko o sobie i tak krótkowzrocznie. I u mnie przy domu rosną maślaczki, jutro znowu pozbieram i chyba zamrożę a może tak, jak Ty zagotuję z solą, a muchomorki piękne jak z bajki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Elaj, jesień ma wpływ na nastrój, bo tegoroczna nie rozpieszcza nas słoneczkiem.I ja czasem ulegam chandrze unyńskiej. Mimo iż nie lubię dołować siebie i innych, czasem wkrada się ona i do mojego blogu. A dziś przeczytałam gdzieś, że tak trudne czasy tworzą egocentryków, którzy widzą tylko czubek swego nosa. Ale jest to broń obosieczna, bo sami na tym tracą.Budują wokół siebie mur i gdy potrzebują pomocy nikt o tym nie wie. Mur za wysoki! Zdrowia życzę i pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  5. Fajnie to napisałaś. ech ta pogoda i wirus. 3majcie się zdrowo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Beatko,dzięki za ciepłe słowa. Szkoda dobrej energii na sprawy, na które nie mamy wpływu. Życzę Ci jak najwięcej powodów do radości, zdrowia i spokojnych myśli.pozdrawiam:)

      Usuń