niedziela, 23 sierpnia 2020

Wakacje w Wyluzowanej ; tyrolka , pracownia malarska i obóz artystyczny.

         Dwa dni temu, gdy robiłam zakupy w nowo przebudowanej Biedronce, stojąc na parkingu zauważyłam kołujące ogromne stado bocianów. Przypuszczalnie odlatywały. W pierwszej dekadzie sierpnia sejmikowały na stoku góry  w Orelcu. To znak, że lato nieubłaganie zbliża się ku końcowi. Westchnęłam i aby rozweselić myśli wróciłam do wspominania minionych dwóch miesięcy.

          Dziś 20 sierpnia. Sezon wakacyjny zbliża się ku końcowi. Ostatniego sierpnia chcielibyśmy pojechać do Koźla. Czekają wizyty w urzędach, u lekarza, fryzjera i kosmetyczki, a także uściski bliskich; dzieci, wnuków i przyjaciół. Mamy za sobą piękne lecz niesamowicie pracowite lato w Wyluzowanej. Najpierw odwiedziły nas wnuczki i przez dwa tygodnie miałam obóz malarsko - cukierniczy. Oczywiście wraz z dziewczynkami świetnie bawiliśmy się. I o tym będzie dzisiejszy post.

Ostatnie pół roku nieźle dało nam popalić, tak jak i reszcie społeczeństwa.W związku z potrzebą zachowania odstępu, bo pandemia coronawirusa nadal ma się dobrze, Jędrek przygotował w Wyluzowanej  " tyrolkę". Jest ona prawie "profesjonalna". Co to znaczy? Otóż pod dębem, naszym Królem Maciusiem Pierwszym zbudował i zainstalował drewniany podest do wsiadania na siodełko zwisające na uprzęży ze stalowej liny. Od dębu przeciągnął wspomnianą linę aż do brzozy Małgosi.  Małgosia rośnie dużo niżej niż dąb i jest od niego oddalona kilkanaście metrów, więc na tyrolce pędzi się w dół. Aby było bezpiecznie, jest przywiązana do brzozy- Jasia tzw. linka hamująca. Julia i Maja były testerkami tyrolki. To ich pierwsze przejazdy były wskazówką przy doskonaleniu funkcjonowania urządzenia. Jędrek dodał parę zabezpieczeń. Teraz świetną zabawę mają nie tylko dzieci ale i dorośli. I przez całe lato była ogromną atrakcją dla rodzinki.
 




 

Wnuczki przyjechały zaraz po zakończeniu roku szkolnego. Przygotowaliśmy im dwa pokoiki aby miały komfortowy wypoczynek. Pomimo iż na codzień różnie bywa z ich relacjami, to jednak postanowiły, że będą miały wspólną sypialnię.  Drugi pokój zaadaptowały na pokój zabaw.To tam wieczorami odgrywałyśmy na gorąco wymyślane skecze, scenki rodzajowe, opowiadałyśmy sobie kawały, rozmawiałyśmy " o życiu". Na nowo poznawałam wnuczki, a one mnie.W związku z kilometrami, które teraz nas na codzień dzielą, trochę pozapominaliśmy siebie. Dawało się to nam bardzo we znaki na samym początku pobytu dziewczynek. Jesteśmy inni niż ich rodzice. Trochę inaczej wychowywaliśmy nasze dzieci. Myślę, że przed laty, gdy byliśmy młodymi rodzicami, pomimo natłoku zajęć poświęcaliśmy dzieciom sporo czasu. Gdy sama układałam swój dzienny grafik zajęć zawodowych, mogłam poświęcić dużo więcej czasu na długie rozmowy z dziećmi, wyjaśnienie problemów, pokazywanie w jaki sposób radzić sobie z życiem. Mąż, który pracował na trzy zmiany i co czwarty dzień miał wolne, jeszcze więcej czasu był w domu. Nasze dzieci nie chodziły z kluczem na szyi , bo zawsze ktoś był w domu. W dodatku piętro wyżej mieszkali moi emerytowani rodzice.Obecnie świat wygląda zupełnie inaczej. Rodzice dziewczynek dużo pracują i dopiero późnym wieczorem rodzina jest w komplecie. Dużo trudniej im w natłoku zajęć wygospodarować czas dla pociech. Weekendy to odgruzowanie mieszkania, zakupy, spotkania ze znajomymi i mnóstwo innych ważnych spraw. Myślę, że obecnie większość młodych rodziców ma ten sam problem.

Wracając do końcówki czerwca i pierwszej połowy lipca myślę sobie, że pięć pierwszych trudnych dni pokazało obu stronom, że musimy się do siebie przyzwyczaić i dostosować. Trzeba tak ułożyć nasze relacje, aby obie strony były zadowolone. Pogoda nie rozpieszczała. Była w kratkę i często padało. Dziewczynki przyjechały do nas z konkretnym planem, który postanowiły od razu zrealizować. Obydwie są bardzo ekspresyjne, głośne.  Przyzwyczajone są do dużej ilości koleżanek i bardzo aktywnego spędzania z nimi czasu. Zamierzały pojeździć na koniach, malować na płótnie obrazy, malować na szkle, piec ciasta... Julia miała w planie park linowy, basen, kino, wyjścia do galerii. I zderzyła się z zupełnie inną rzeczywistością. W Wyluzowanej jest cicho i spokojnie. Babcia i dziadek są ruchliwi ale niekoniecznie mają ochotę w okresie pandemii na buszowanie po galeriach handlowych. Pobliskie stadniny koni nie były zainteresowane dwoma niedoszłymi dżokejkami bez umiejętności jeździeckich. Park linowy na Solinie był zamknięty, na basenie pławiły się w wodzie grupy kolonijne. Pozostało wesołe miasteczko, wędrówki po mniej zatłoczonych szlakach i Słodki Domek.  Niestety muzea i prawdziwe artystyczne galerie nie interesowały dziewczynek. Kino było zamknięte. Zaczęły się dąsy. Powiem szczerze, że nie było mi do śmiechu, szczególnie, że tyrolka stała się miejscem, o które nasze panny zawzięcie się kłóciły. Zjazdy na niej atrakcyjne były dla Julci w momencie, gdy jeździła na niej Maja. W tym właśnie momencie Julia postanawiała zjechać i wyrzucała z krzesełka Maję. Gdy z kolei Julia jeździła, Maja też chciała zjeżdżać w tej samej chwili. Propozycje ustalenia kolejności nie wchodziły w grę. Zmęczona działaniami rozjemczymi zabrałam dziewczynki do sklepu plastycznego. Kupiliśmy małe podobrazia, dodatkowe farby, antyramy, farby do malowania na szkle. Pół nocy układałam tygodniowy plan zajęć i to był strzał w dziesiątkę. Okazało się, że obydwie bardzo wycisza malowanie. Kryzysowym dniem wnuczek okazał się piąty dzień pobytu. Było to po paru dniach pełnym deszczu i burz, a więc uwięzienia w chacie. Doszła tęsknota za rodzicami. Jednak już wtedy docieraliśmy nasze relacje. Wieczorem bardzo długo rozmawiałam z dziewczynkami, pokazując im, że i mnie w tym momencie nie jest do śmiechu, choć je bardzo kocham i chciałabym aby miały cudne wakacje. Pomogło. Ustaliłyśmy zasady ich wzajemnego funkcjonowania, wybrałyśmy zajęcia . Okazało się, że dnie wypełnione po brzegi różnorodnymi zajęciami są tym, co pomogło nam rozwiązać kryzysową sytuację. I przez kolejne półtora tygodnia miałam w chacie regularny dwuosobowy obóz malarski. Powstało mnóstwo ciekawych i pięknych prac. Uczyłam je warsztatu , czyli w jaki sposób się maluje różnymi technikami. Poza tym piekłyśmy ciasteczka i ciasta. Czasem wspólnie gotowałyśmy. Uczyłam Julcię piec ciasto drożdżowe, pizzę , biszkopt. Ona mnie nauczyła robić ciasto rafaello.  Byłyśmy też na długiej wycieczce w pokazowej zagrodzie żubrów, a także w stadninie koni huculskich , gdzie dziewczynki wreszcie dosiadły koni. Zwiedziłyśmy mini zoo w ogrodzie Caritasu. Jeździłyśmy na lody i do wesołego miasteczka. Chodziłyśmy na piesze wycieczki i szukałyśmy na ścieżkach śladów zwierząt, które Jędrek uczył rozpoznawać. Gdy przyszły upały, wielki dmuchany basen stanął na trawniku i nawet zadowolił tęsknotę za kąpielą i plażowaniem. Poza tym było tak jak na wakacjach, czyli piekłyśmy kiełbaski, przygotowywałyśmy występy artystyczne, śpiewałyśmy w trakcie jazdy samochodem. Wieczorami rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się, od nowa poznawały, oraz rozwiązywały bieżące konflikty . Gdy po ponad dwóch tygodniach po dziewczynki przyjechali rodzice, okazało się, że nasze panny nie mają ochoty wracać do domu.

Wakacje poprawiły nasze relacje , bo znowu o sobie wiemy dużo więcej. Odległość  rozluźnia więzy. Trzeba bardzo starać się aby uczestniczyć w życiu innych ludzi, których kochamy, z którymi się przyjaźnimy, bo życie nas zmienia. Odzwyczajamy się od siebie. Nasze ścieżki się rozchodzą. I może okazać się, że już nie nadajemy na tych samych falach. Tak sobie myślę, że pomimo tylu przeżytych lat znowu życie mnie czegoś nauczyło. Bo nie wystarczy być babcią, aby być w dobrych relacjach z wnukami. Jak w każdą relację, tak i w relację z wnukami trzeba włożyć trochę  wysiłku. Nic samo się nie  zrobi.

 


4 komentarze:

  1. Jestem pewna, że dziewczynki mile będą wspominały ten czas spędzony z Wami, przede wszystkim dlatego, że różnił się od ich oczekiwań z jakimi przyjechały. A na końcu chęć dziewczynek do pozostania w Wyluzowanej mówi sama za siebie. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj ponownie. Myślę, że mile wspominają, bo często dzwonią i dopytują o różne sprawy. Jula już w domu stworzyła jeden obraz, więc coś w niej zostało.Pozdrawiam Cię serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze to znam, te myśli jak atrakcyjnie zapewnić czas wnukom. Jak wiosna to drobne prace na skraju a potem zostają namacalne dowody w postaci skrzyneczki na narzędzia, utwardzonej ścieżki, stelażu na winogrona, listewek na tarasie... Jak jesień to grzybobranie a jak wakacje to wodne atrakcje w dzień i wieczorne ogniska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z tak dużym opóźnieniem, niemniej bardzo szczerze Ciebie pozdrawiam. Niestety nie zabrałam do miasta zasilacza od komputera i dopiero dziś mogę mieć wirtualny kontakt. Znowu jestem na wsi, po miesięcznej nieobecności.

      Usuń