niedziela, 3 maja 2020

W zieleni im do twarzy

  


   Wracając z cotygodniowych zakupów, podziwialiśmy rozkwitłe drzewa i krzewy, które jasnymi plamkami rozświetlały młodziutką zieleń przyrody. Odświętnie wystrojone wzgórza pomiędzy Leskiem, a Glinnym oparte na pofalowanym szarym granacie Bieszczadów, chwaliły  się  bogatą paletą zieleni. Na horyzoncie śnieżne czubki gór muskały  pierzaste obłoki, przesuwające się po błękitnym niebie. Termometr w samochodzie wskazywał 21 stopni. W Uhercach Mineralnych zjechaliśmy z drogi głównej pierwszym zjazdem i pojechaliśmy w stronę Myczkowiec, po drodze podziwiając rozlewające się starorzecze Sanu. Jego wody opływające bujne kępy wiosennej trawy tworzą małe zwierciadełka, w których odbijają się białe obłoczki. Nieregularne błękitnobiałe plamki  do złudzenia przypominają porozrzucane kawałki nieba.
Minęliśmy Myczkowce, zaporę na Sanie i wzdłuż zalewu pojechaliśmy w stronę Bóbrki.  Uwielbiam ten okres, gdy drzewa przestają być smutne i już w proszalnym geście nie wyciągają swoich sękatych dłoni ku ciemnym chmurom. Teraz otulone delikatną mgiełką seledynu łagodnieją. Ich ruchy są płynniejsze i  bardziej  radosne, gdy kołyszą się na wietrze.









Minęliśmy tablicę z nazwą Bóbrka i za moment byliśmy w autobusowej zatoczce,  a później zjechaliśmy tyłem  na ścieżkę prowadzącą do Wyluzowanej i zaparkowaliśmy na górnym parkingu. Droga w dół biegła korytarzem świeżej zieleni. Bardzo lubię ten żółto-zielony kolor sklepienia tunelu , prowadzącego pod nasze chaty. Zresztą każdy odcień zieleni jest moim ulubionym, gdy podziwiam to bogactwo bieszczadzkiej przyrody. I jednakowo zachwycam się każdą z pór roku. Teraz jest mój czas zachwytu wiosną. Codziennie chodzę wokół chat i sprawdzam, jakie robi postępy, które drzewo zaczyna kwitnienie, a które się jeszcze ociąga.
Postawiliśmy samochód obok nowo wybudowanego murka. Kamiennymi schodkami zeszliśmy pod sosenkami, a potem zielonym stokiem aż pod chaty. Zakupy tym razem nie były jakieś specjalnie ciężkie, więc i spacerek był prawdziwą przyjemnością. Widok naszych chat niezmiennie mnie rozczula. I w tym momencie stwierdzam, że na wiosnę  chatkom w wiosennych kwiatach i sałatowej zieleni wyjątkowo jest do twarzy.



 Teraz siedzę na tarasie i patrzę tęsknie na naszą Wyluzowaną. Zdjęcia nie oddają jej urody. A tak bardzo chciałabym podzielić się moim widokiem z najbliższymi, zobaczyć wnuków biegających po stoku, czy też najstarszego czytającego na hamaku. To niemożliwe, bo takie mamy czasy. Staram się przystosować do tego co przynosi życie, jednak mimo różnych życiowych doświadczeń czasem  bywa mi trudno... Ciężko pogodzić się z tym, że rodzinka tłoczy się w mieście w ciasnym mieszkanku w bloku, a tutaj tyle przestrzeni i korzystają z niej tylko dwie osoby. Często weekend majowy był tym czasem, gdy chata tętniła życiem, śmiechem, energią. Tym razem tak nie będzie. Niewiele się zmieni, pomimo iż staramy się urozmaicać sobie życie i przygotowaliśmy się na grillowanie. Wiem, że inni mają dużo gorzej, a ja w takich pięknych okolicznościach przyrody marudzę, choć z natury nie jestem malkontentką. Ale to jedynie taki chwilowym moment słabości.  I już go odganiam . Wracam do minionej niedzieli i naszej wycieczki. Pogoda była dobra, poluzowano ograniczenia, choć ilość zakażonych i zgonów z powodu pandemii nie zmalała. Zniesiono najgłupsze z możliwych ograniczeń, czyli  pozwolono korzystania z lasów. Przygotowaliśmy obiad poprzedniego dnia i około południa  pojechaliśmy w stronę Lutowisk. Zjechaliśmy drogą w dół do wsi i mijając plażę spojrzałam na stok Berda i widoczne na nim wielkie, kamienne serce. Po prostu z kamiennych płytek na wielkiej łące ułożony jest chodnik w kształcie serca. Podobno właściciel jednego z ośrodków, który wraz z żoną chciał zagospodarować stok Berda i zrobić tu wyciąg, a który zainwestował w to niemałe środki finansowe, nie dostał zgody na to przedsięwzięcie. Bardzo kochał swoją żonę , a gdy ta niespodziewanie umarła, to uczcił jej pamięć właśnie tym kamiennym sercem na stoku Berda.  Dla mnie to jest taki bóbrkowy mini Tadź Mahal - pośmiertny pomnik miłości .  I na prowincji zdarzają się melodramaty.









Z Bóbrki pojechaliśmy jak zwykle w stronę  Łobozewa. A później  zjechaliśmy drogą w stronę Ustrzyków Dolnych, gdzie odbiliśmy w prawo i przez Równię, Hoszowczyk, Zadwórze, Rabe, Żłobek, Czarną Górną, Lutowiska, Smolnik, Procisne, pojechaliśmy do Stuposianów. W Stuposianach  odbiliśmy w lewo w stronę Mucznego, mijając po drodze plenerowe Muzeum Wypału drewna i Pokazową Zagrodę Żubrów. Zagroda niestety była zamknięta. Wiele osób skorzystało z poluzowania ograniczeń i wybrało się, tak jak i my w Bieszczady. Na parkingu stały cztery samochody. A nawet zdarzyli się tacy, którzy nie patrząc na kłódkę, bokiem weszli na teren zagrody. Teren jest chyba monitorowany, bo niedługo później podjechały służby leśne i delikwentom kazano opuścić teren, strasząc mandatem.  Pojechaliśmy dalej w Bieszczady. Temperatura spadła o dobre 5 stopni. Nawierzchnia drogi zaczęła być w bardzo złym stanie. A wiosna zdecydowanie przygasła. Jechaliśmy drogą wzdłuż ścieżki Przyrodniczej Krutyjówka. W pewnym miejscu na poboczu zaparkowaliśmy samochód i poszliśmy obejrzeć teren zagospodarowany przez bobry. Teren był podmokły, zarośnięty kaczeńcami. Urokliwy. Przysiedliśmy na ławeczce  w chatce służącej do obserwacji przyrody. Zapatrzyliśmy się na ścianę lasu, rozświetloną słońcem i kaczeńcami łąkę, wodne oczka, po których przepływały białe obłoki. Podumaliśmy, porozkoszowaliśmy się ostrym, górskim powietrzem i pojechaliśmy dalej, mijając Muczne z drewnianym małym kościółkiem oraz kolejną ścieżkę przyrodniczą biegnącą wokół Mucznego.










Przejechaliśmy kamienne ruiny mostu i zaraz za nim zobaczyliśmy parking i stojący na nim  jeden samochód osobowy. Jakaś rodzinka zrobiła sobie przystanek na drugie śniadanie. Dorośli popijali wodę, dzieci biegały z kanapkami w ręce, piesek biegał z dzieciakami. Za moment na parking podjechał jeszcze jeden samochód z parą ludzi w naszym wieku.  Wyszliśmy z samochodu. Tabliczka na słupie informowała, że szlak prowadzi do punktu widokowego, który oddalony jest o godzinę drogi. Pomyślałam , że to akurat spacerek odpowiedni  dla nas. Na drodze było pusto, więc postanowiliśmy pójść do punktu widokowego. Wzięłam kijki, które woziliśmy w bagażniku aby pomagały mi w podchodzeniu pod góry i ochraniały kolano, które , co tu dużo mówić, nieźle daje mi czasami popalić. Pomagając sobie kijkami poszłam z mężem w górę. Droga wspinała się łagodnie, ale nieustępliwie. Powiał przejmujący wiatr. Szczelnie zapięłam kurtkę. Słonko czasem wyglądało zza chmur i próbowało zagrzać stoki gór,  ale wiatr nie dawał za wygraną.  Szliśmy w górę około  półtorej godzinki. Widać, że ci, którzy określają odległości na wędrownych szlakach, są zaprawieni w wędrówkach i bardzo młodzi. Staraliśmy się iść równo i nie ociągać się.  Godzina szybko nam minęła, a punktu widokowego nie było widać. Gdy byłam nastolatką i uczestniczyłam w obozach wędrownych,  spotkałam się z  z fenomenem   dowolnego określania odległości, np.  kilometra z hakiem. Gdy na szlaku pytaliśmy górali o odległość do miejsca , do którego chcieliśmy dotrzeć, słyszeliśmy, że to niedaleko,  " a będzie to z jakieś pięć kilometrów z hakiem", mówił pytany góral. Hak zazwyczaj okazywał się większy niż te pięć kilometrów.
Tym razem hakiem było dla nas dodatkowe 30 minut. Szliśmy drogą biegnącą powyżej doliny, dnem której płynęła górska rzeka Roztoka. Płynęła po kamieniach i skałach i co jakiś czas widzieliśmy  białe firanki małych wodospadów. Myślę, że w późniejszym okresie, np. pod koniec wiosny lub w lecie, czy jesieni trasa musi być przepiękna. 






Punkt widokowy usytuowany jest na szczycie Kiczerki. Stamtąd rozciąga się cudny widok na ośnieżone szczyty Krzemienia, Kopy Bukowej i Bukowego Berda. W drodze powrotnej słońce ogrzewało nasze plecy, ale wiatr wiał nam prosto w twarz i wdzierał się pomiędzy napami kurtek, przeszywał na wylot nasze lekko spocone ciała. Zwolniliśmy tempo marszu, aby nie dopadło nas zapalenie korzonków.  Minęliśmy po drodze wchodzącą jakąś parę naszych równolatków. Widać ludziom izolacja i kwarantanny nieźle dały do wiwatu, bo spragnieni są obcowania z naturą.  Napiliśmy się wody i pojechaliśmy dalej, w stronę Tarnawy Niżnej. Dziurawa droga  wjeżdżała na teren Bieszczadzkiego Parku Narodowego, a w Tarnawie skręcała i biegła skrajem granicy z Ukrainą. Z samochodu widać było biało-czerwone i żółto- niebieskie słupki. W Tarnawie widzieliśmy tabliczki z informację, że jest tu stadnina konia huculskiego. Na łące pasło  się parę koników. W Tarnawie jest też wejście do Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Wiele lat temu wychodziliśmy stąd na szlak biegnący do Grobu Hrabiny. Powspominaliśmy naszą piękną wycieczkę z Jean Marc' iem i Brygitte, widziane wtedy po raz pierwszy ślady wilka, ogromną lipę rosnącą nieopodal cmentarza i żałowaliśmy, że  jest tak późno i nie możemy powtórzyć wycieczki. Że niestety musimy wracać. Nie dojechaliśmy więc do torfowiska Tarnawy. Zawróciliśmy w połowie drogi i pojechaliśmy do domu. Po drodze przyrzekliśmy sobie , że wrócimy tu i jakiegoś ciepłego słonecznego dnia ponownie przejdziemy szlak do Grobu Hrabiny.
















 To była niesamowita i wyjątkowo piękna niedziela, a spóźniony obiad smakował wyśmienicie.
 




6 komentarzy:

  1. A gdzie deszcz w niedzielne popołudnie? u nas padało; wysoko w górach jeszcze nie widać za bardzo wiosny, leży śnieg, a nas zaskoczył czosnek niedźwiedzi; siedział taki mały, siedział, a deszcze i dwa dni ciepła spowodowały, że już zakwitł:-) kamienne serce na stoku Berda, to bardzo rozczulająca historia, nie znałam jej; pamiętam akcję w tv lata temu, kiedy chciano zabudować Bieszczady wyciągami narciarskimi, zbudować stacje, ośrodki, sprzeciwiono się takim planom; taki zakątek do mieszkania to skarb w dzisiejszych czasach, szkoda, że bez najbliższych; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Marysiu, jestem w niedoczasie. Nie piszę o minionej niedzieli, tylko o niedzieli sprzed tygodnia, która u nas była śliczna i słoneczna. U nas też kwitnie czosnek niedźwiedzi. Wcześniej narwałam trochę czosnku, który rośnie niedaleko Wyluzowanej i zamroziłam. Do czego używasz? Czy do chleba na zakwasie nadaje się? Doceniam nasze miejsce na ziemi, bo sama je wybrałam. Nikt nie wierzył, że w takich chaszczach można zrobić działkę. To były zarośnięte nieużytki i dlatego stać nas było. Cena była stosunkowo niska. Kocham to miejsce. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak najbardziej, można zrobić masło czosnkowe, wrzucam do gulaszu, pierogi ruskie z dodatkiem onego, a synowa robi makaron z pesto czosnkowym, do zupy tez dodaję, a moja teściowa najbardziej lubi na surowo, położone liście na kromce chleba:-) My tez kupiliśmy dżunglę, tylko my wiemy, ile pracy i potu to kosztowało, a przecież to nie koniec, trzeba kosić, dbać o opał na zimę, plewić grządki; ale ta praca sprawia mi radość, miasto okrutnie mnie męczy.

      Usuń
    2. Marysiu,roboty u nas ciągle mnóstwo i myślę, że nie zabraknie jej dokąd będziemy mieszkać w Wyluzowanej. To nasza " bułka odrostka". Mamy coraz to nowe pomysły na jej zagospodarowanie, ulepszenie, posadzenie nowych roślinek... A jeszcze co rusz ( cyklicznie co parę lat) zwierzyna leśna trochę nam dewastuje i zaczynamy dużo rzeczy od nowa.Ale wszystko robimy sami i tak jest cudnie. Cieszę się, że do mnie zaglądasz i zawsze zostawisz mądre słowo. Pozdrawiam Cię serdecznie, życzę zdrowia:)

      Usuń
  3. Bożenko, mnie też się mylą te tygodnie, niedziele, wtorki ... może dlatego, że nie pracuję. My mamy dobrze, że mamy takie azyle, gdzie da się schować przed zarazą i jeszcze mieć z tego radość.
    Piękna wycieczka i cudny pobyt

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to już chyba jest, że dnie się ze sobą zlewają, gdy domowe obowiązki narastają. A jeszcze jak chcę uszczknąć trochę czasu tylko dla siebie, okazuje się, że czasu teraz mniej, jak wtedy, gdy pracowałam zawodowo. A jeszcze tutaj tak mi się cudownie pisze. I ciągle nie wiem, czy w wolnej chwili dalej pisać książkę, czy opowiedzieć, co u nas nowego w Wyluzowanej. Poza tym godzinami gadam z dzieciakami, wnukami, przyjaciółmi, siostrami. Nie chcę wyskoczyć z ich życia. Dziękuję Ci za dobre słowa i wizytę . Bardzo się cieszę , gdy zaglądasz, a niepokoję, gdy długo jesteś nieobecna. pozdrawiam serdecznie, bywaj zdrowa.

      Usuń