poniedziałek, 13 kwietnia 2020

Wielkanoc inna niż dotychczas

         Od paru dni jest coraz cieplej. Nasza Wyluzowana staje się coraz bardziej kolorowa. Zakwitła magnolia. Kwiaty ma wielkie, okazałe. Cieszą oczy. Szczątkowa forsycja też obsypała się żółtym kwieciem. Kwitną cebulice, pierwiosnki, zawilce... Na trawniku żółte i kremowe żonkile wystawiły swoje pomarańczowe trąbki w stronę słoneczka, wędrującego po błękitnym niebie, a obok nich stada stokrotek wygrzewają  się na coraz bardziej zielonym trawniku. Wyluzowana stroi się do Wielkanocy. Nasze przygotowania do świąt też rozkręciły się. Jeżdżę na szmacie, szaleję z odkurzaczem, czyszczę okna, trzepię, piorę, myję, glancuję... No bo tak mam. Dla mnie nie byłoby świąt, gdybym nie padała na twarz przez wszystkie wieczory Wielkiego Tygodnia. Tak było, gdy dzieci były małe, tak było przed wszystkimi świętami, kiedy to spodziewałam się dużej ilości gości i okazuje się, że tak mi zostało, gdy w tym roku święta będziemy spędzać tylko we dwójkę. Czasem, gdy wczytuję się w  "facebookowe mądrości " na temat nudnych i tępych  kobiet, które muszą mieć zawsze świetnie wyczyszczone i lśniące mieszkanie, a ponoć te super mądre i inteligentne z fantazją piją czerwone wino na stosie porozrzucanych ciuchów, a nad nimi wiszą firanki pajęczyn , to zastanawiam się kto takie teksty pisze i po co? Nie, żebym  miała jakieś straszne wątpliwości co do mojej  nudziarskiej natury. Być może taka jestem, a może jednak nie, bo  nie mnie oceniać, przecież  zawsze będzie to ocena bardzo subiektywna i zależna od mojego aktualnego nastroju. Natomiast nie przypuszczam abym była  jakoś nadmiernie intelektualnie poszkodowana. Nie cierpię także  na brak zainteresowań i raczej wciąż mam za mało czasu, aby zaspokoić swoje wszystkie potrzeby w zakresie czytania, pisania, malowania. Jednak nie potrafię niczego zrobić, gdy wokół mnie panuje straszny bałagan, nie wspomnę o brudnej podłodze, czy tumanach kurzu osiadłych na sprzętach. No tak właśnie mam i już! Czyste otoczenie jest moim priorytetem!  Ale o tym dosyć.
Przygotowaliśmy się z Jędrusiem do świąt nie tylko od strony zapewnienia sobie jak najlepszych warunków higienicznych ale również kulinarnych. Z początkiem tygodnia szyneczki zostały uwędzone i wysłane wraz z innymi własnoręcznie sporządzonymi wędlinami kurierem do dzieciaków. Na początku tygodnia zrobiliśmy zakupy uzupełniające i przygotowałam ćwikłę, nastawiłam zakwas na biały barszczyk, na chlebek. W Wielki Czwartek rozmroziłam mięso i w Wielki Piątek upiekłam pyszny domowy pasztecik. W sobotę było pieczenie drożdżowej baby, pieczenie mazurka . W tym roku była to pijana śliwka pod chmurką. Pyszności! Sparzyliśmy też szyneczkę i wywar przeznaczyliśmy pod biały barszczyk. Upiekłam chlebek z siemieniem lnianym i pestkami dyni, przygotowałam sałatkę jarzynową. 





 Jędrek przez cały tydzień budował kamienny mur przy górnej bramie wjazdowej. Mieści się ona przed górnym parkingiem. W przyszłości chcemy wysypać ten parking drobnymi kamieniami aby w okresach intensywnych i długich opadów można było parkować samochód bez obawy, że utopi się w błocie. Pod koniec tygodnia zostało mu tylko polewanie muru wodą i wygładzanie zaprawy. Przy budowli spędzał całe dnie.  Wieczorami schodził z wędką nad wodę i starał się coś złapać na haczyk. Niestety bezskutecznie . Przypuszczam, że nawet nie o to chodziło, a bardziej o spacer nad brzegiem zalewu i obcowanie z przyrodą. Za każdym razem po powrocie z wędkowania opowiadał o innych swoich spostrzeżeniach. A to o ptakach, a to o zwierzętach, które dostrzegł na stoku Berda. Przy okazji  zbierał porzucone na stoku śmieci. Posprzątał też  śmiecie w zatoczce autobusowej i zaraz zrobiło się tam inaczej. Miło było tamtędy przechodzić.

 W Wielką Sobotę wczesnym rankiem upiekłam bezy potrzebne do moich chmurek na polewie  mazurka. Wyszły rewelacyjnie. Z zewnątrz były chrupkie i szeleszczące. W środku okazały się miękkie i lekko ciągnące. Można ich używać nie tylko do mazurka ale też do lekkich deserów z sosem owocowym i całymi owocami  lub w wersji dla dorosłych z owocami i polewą ajerkoniakową, czy też z lodami, owocami i ajerkoniakiem.
Pogoda była piękna, więc uruchomiłam nasz taras i popołudniową kawę wypiliśmy na zewnątrz chaty. Przy tarasowym stole odpoczywałam pomiędzy kolejnymi pracami. Baba wielkanocna wyszła puchata, mało słodka więc nadająca się do moich  połączeń z masłem szynką i ćwikłą z chrzanem. Cytrynowa polewa dodała jej trochę słodyczy. Kontynuuję tradycje smakowe mojej babci, mamy, a córka naśladuje mnie i jako jedyna w taki sam sposób uświetnia swój wielkanocny posiłek z drożdżową babką.


W sobotni wieczór zmęczona lecz zadowolona z przygotowań padłam na kanapę i myślałam, że z niej się nie podniosę, taka czułam się zmęczona. Po północy zasnęłam jak kamień. Poranek przywitał nas słońcem . Niedzielne śniadanie było tradycyjne. Pięknie przystrojony stół, dzielenie się jajkiem, życzenia świąteczne ... Brakowało tylko dzieci i wnuków. I na stole w tym roku zabrakło pisanek. Nie dałam rady ich zrobić, a może smutny czas wygonił wenę, w każdym bądź razie za pisanki musiały wystarczyć przepiórcze, nakrapiane jajka. Po śniadanku dzieciaki przysłały filmy. Córka nakręciła swoją rodzinkę przy wielkanocnym stole. Po kolei życzyli nam wesołych świąt. Kornel dodatkowo zapowiedział dziadkowi, że jak już będziemy mogli się spotykać, to urządzą zaległą bitwę na jajka, czyje jajko mocniejsze. Jest to nasza rodzinna wielkanocna tradycja, taka batalia na jajka. W tym roku Jędruś musiał grać sam, bo ja jadam jajka przepiórcze. Na inne, niestety, mam alergię. Kornel musiał walczyć z braćmi i tatą oraz mamą, a pozostał mu najważniejszy przeciwniki- dziadek. Pożegnaliśmy się z rodzinką z Wrocławia, życząc im smacznego śniadania. Z koli synowa nakręciła na filmiku nasze wnuczki, szukające w ogrodzie prezentu od zajączka. Paczek szukali wszyscy; Maja , Jula , pies Tyson i kotka Maszka. Synowa kręciła filmik, a syn z okna pokoju śledził całą akcję i zastanawiał się, kiedy schowane przez niego prezenty zostaną odkryte. Nie powiem , kryjówki były przednie. Jedna w hamaku , a druga pod odwróconym pojemnikiem w pobliskich krzaczkach. Zabawa trwała dosyć długo. Pogoda była słoneczna, temperatura niezła, a więc i bieganie po ogrodzie było przyjemne.



 Zachęceni filmikami i my wyszliśmy do ogrodu.  A później powędrowaliśmy na spacerek wśród drzew. Na skraju sąsiedniej posesji zaczęła kwitnąć tarnina. Po drodze natknęliśmy się na niezapominajki. Ścieżka pomiędzy drzewami była mocno zarośnięta. Widać, że rzadko jest uczęszczana.







 Wróciliśmy na obiad. I do wieczora snuliśmy się po Wyluzowanej. Kawę wypiliśmy na tarasie.
I tak nam minął pierwszy dzień świąt.
Dziś już jest wieczór drugiego dnia. Pogoda zmieniła się, a nawet trochę popadało. Zieleń zintensywniała. Liście na drzewach rozwijają się jak szalone. Przypuszczam, że do jutra będzie nad zalewem będzie zielono. 


6 komentarzy:

  1. Ale calkiem fajna ta Wasza Wielkanoc. I od ostatnego razu zrobilo sie juz bardzo wiosennie i zazielenil sie swiat. Z przyjemnoscia poogladalam fotki. A Jedrek jeszcze posprzatal nad zalewem, bo rzeczywiscie jak pamietam z mojej stycznioej podrozy, tam gdzie jest parking to bylo duzo smieci. Mysle, ze o ten parking chodzi.
    Niezapominajki juz kwitna! ojej!
    Nigdy nie widzialam mazurka z bezami, bede musiala wyprobowac. JA zobilam z kremem cytrynowym zalanym gorzka czekolada i orzechami ..tez pycha. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grażynko, też tak myślę o naszych świętach. Obawiałam się, że będzie gorzej i brak bliskich przy świątecznym stole na tyle będzie odczuwalny, że przesłoni cała radość ze świat. Tym razem pomyliłam się. Okazuje się, że telefony i kamerki na tyle przybliżyły nam rodzinkę, że w niezłym nastroju spędziliśmy ten czas. Słoneczko i spacer pomogły. A pysznych mazurków mam w zanadrzu parę. Co roku robiłam orzechowy z miodem ( doskonały w smaku}, a czasem także kajmakowy ( troszkę za bardzo słodki), natomiast ta pijana śliwka pod bezowymi chmurkami jest rewelacyjna. Polecam! Mam nadzieję , że i Twoje święta były udane. Pozdrawiam;)

      Usuń
  2. To były okropne Święta, trzeba było siedzieć w domu, męczyliśmy się jak rzadko, bo zazwyczaj pakowaliśmy babcię do auta i ruszaliśmy w rejs po dalszej okolicy, nawet w deszczu i śniegu; a teraz trzeba było siedzieć w domu, w poniedziałek i tak cichymi wioseczkami przejechaliśmy; świat jak wymarły, nawet koło domów nie widać było ludzi, bardzo przygnębiające wrażenie; z wypieków to zrobiłam malinową chmurkę, taki lekki placek z bezą, a także wafel-blok, ten cieszył się największym powodzeniem:-) przewidująco zrobiłam dwa; nie chciałabym takich drugich świąt; dziś zimno, posypuje śniegiem, ot! jak w kwietniu; pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marysiu, przykro mi, że tak źle w tym roku odebrałaś ten świąteczny czas. Ja wiem, że trochę został ograbiony z pięknych świątecznych katolickich zwyczajów, jak np.święcenie pokarmów, czy też udział w mszy paschalnej, procesji, ale bezpieczeństwo w tym momencie było ważniejsze. Msze transmitowane przez tv nie są tym samym. Jednak tak sobie myślę, że w życiu zdarzają nam się różne rzeczy. Również choroby, wirusy... Stres tym spowodowany jest wbudowany w życie ludzkie. I my nie zawsze mamy na to wpływ, co nam się przydarza. Jednak mamy wpływ na to, jak podchodzimy do przeciwieństw losu, czyli co z tym robimy. Możemy narzekać, że jest paskudnie i do reszty sobie wszystko zepsuć. Możemy też starać się mimo wszystko cieszyć tym, co jest dla nas osiągalne. Nam w tym roku dano piękną pogodę pierwszego dnia świąt, zdrową rodzinkę, z którą mieliśmy kontakt telefoniczny, kawałek naszego miejsca na ziemi i wspólne świętowanie, bo jesteśmy we dwoje. Myślę, że i Ty znalazłabyś dużo pięknych momentów w czasie tegorocznego okresu świątecznego. Tylko na razie rozczarowanie przesłania Ci pozytywy. I rzeczywiście pogorszenie pogody i spadek temperatur mogą dołować. Pozdrawiam Cię i życzę jak najlepszych myśli. I zdrówka. :)

      Usuń
  3. Ja spędziłam Święta bez dzieci i wnuków czyli wstępnych ale nie sama bo z siostrą najmilejszą, szwagrem niekumatym i psinką ze schroniska która jest u siostry dopiero niespełna dwa miesiące i w dodatku dopiero po sterylizacji. Ale nie czułam niedosytu, wystarczyło mi, że reszta rodziny zdrowa i spokojna.

    OdpowiedzUsuń
  4. I to jest najważniejsze, że cała reszta jest zdrowa, a Ty również. Z czego bardzo się cieszę. Kochana Krysiu, jesteś bardzo dobrą siostrą, bo wspierasz i pomagasz opiekunce chorego. To bardzo trudne i uważam, że dopiero w takiej sytuacji weryfikują się nasze wartości. Myślę, że siostrzyczka docenia Twoje wsparcie. Pozdrawiam cieplutko! trzymaj się zdrowo. :)

    OdpowiedzUsuń