piątek, 2 listopada 2012

faites de adeux vacances; miód, patchworki i szabelki

Kolejne dnie  w Belgii  przyniosły nam wiele wrażeń. W małej miejscowości o wdzięcznej nazwie Ruette zorganizowano lokalny wernisaż. W każdym domu artyści wystawiali swoje prace. Czego tam nie było; obrazy różnej maści i wykonane  różnymi  technikami, rzeźby, fotografie, ilustracje do bajek, rękodzieło, biżuteria. Najbardziej zaskakująca wystawa, to patchworki  zdobiące ściany, miejscowego kościoła.
Ruette jest przepiękną miejscowością, tonącą w kwiatach.
Kościoły w Belgii często stoją puste. Mało jest praktykujących katolików.Ozdobne patchworki  wisiały obok figur świętych, Myślę, że to im  nie przeszkadzało.
A to piękna ozdoba muru, pochodząca z bardzo dawnych czasów.
Domki na Belgijskiej wsi są urocze. Szczególnie te z kolorowymi okiennicami. Przypuszczalnie ten dom to jeden z rzeszy staroci pięknie odnowionych przez  nowych właścicieli. Z dużą ciekawością obserwowaliśmy, jak ze starych ruin powstają mieszkalne, wygodne cudeńka. Tu w zasadzie wykorzystuje się każdy stary dom.
Zza zielonego bluszczu grubym kożuchem okrywającego ściany domów, wystają słodkie, lazurowe okiennice.
W Belgii jest bardzo dużo zieleni, klombów z rozkwitłymi kwiatami. Większość właścicieli odnowionych, starych domów stara się upiększyć je , jak tylko może. Miło jest przespacerować się taką uliczką.
 Szkoda, że przepiękne kościoły pustoszeją i są przeznaczane na restauracje, magazyny itp. Ten na szczęście został przeznaczony na wystawę rzeźby nowoczesnej.
Wczesny, pochmurny poranek. Habay la Vieille jeszcze śpi. Jedynie z kościelnej wieży stary zegar wygrywa godziny.
W takim gąszczu miłe i bezpieczne mieszkanko dla tych co latają i śpiewają.

Belgowie lubują się w rzeźbach  w plenerze, które nazywają instalacjami. Ta zatopiona wielka balia , to jedna z tzw. instalacji. Autorką jest podobno Polka.
A to lokalna kompozycja Jean Marc,a  z ważką
W Habay la Vieille jest letnia rezydencja bogatych potomków właścicieli ziemskich. Jest to przepiękny pałac, umieszczony w starym parku.
Obok pałacu jest stadnina koni. Niedzielne spacery na koniach, to prawdziwa przyjemność.
Belgowie doskonale przyrządzają mule. Odpowiednia dekoracja stołu jest obowiązkowa.
Niektórzy kochają zbiory starych garnków, inni dzbanków, mis, a czasem trafi się grający krasnal, lub może Mikołaj.
Miód z Achy jest doskonały i niczym nie przypomina polskich miodów. Jest biały i aksamitny. Na starej ramce plaster  miodu wygląda smakowicie. Aż trudno się oprzeć, aby  nie połasuchować, przy obcinaniu wosku.
Wirówka do miodu jest stara i przechodzi z pokolenia na pokolenie.
A to jeszcze jedna z prac na kolejnej wystawie plastycznej. Grafika twórcy przedstawia San Michelle umieszczoną w zaskakujących miejscach, np. w Paryżu, , na belgiskiej wsi, Londynie itp.
A tak wyglądało niebo nad Polską, gdy wjeżdżaliśmy do kraju. Pobyt skróciliśmy, aby pobyć w chacie.

Udało się pobyć w chacie jeszcze 7 dni. Jeden z nich spędziliśmy w Sanoku nad Sanem.

Z ciekawością oglądaliśmy stado pływających kaczek .Wyszły z wody dwie kaczki dziwaczki, strasznie ciekawskie.

Za chwilę było ich coraz więcej i więcej. Nie wiem, co je w nas zaciekawiło.

A  na tej linie zjeżdżali sobie odważni ludzie na drugą stronę Sanu. Niektórzy strasznie piszczeli i krzyczeli.

Nie byłam przez jakiś czas w skansenie.  Zdziwiona oglądałam piękny nowy, stary  Rynek Galicyjski.

Każdej niedzieli są tu targi staroci. Można nabyć takie cudeńka.

A nawet szabelkę i medale.

Mojego wnuka Kajtusia zauroczył ten obraz.

Czyż  nie piękności?  Szkoda, że  portfel świeci pustkami. Nie mam w chacie obrazu z Żydem , pewnie dlatego forsa się mnie nie trzyma.















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz