środa, 4 czerwca 2025

Majowe powroty i spotkania

Po krótkim pobycie w krainie bieszczadzkiego mokrego i zimnego piękna przyszedł czas na powrót na Opolszczyznę. Chaty pożegnały nas kokieteryjnie, bo zajaśniały ceglanymi dachówkami. Jeszcze trochę wilgotne od męczących deszczy,  wyzierały spośród soczystej sałatowej zieleni, przepraszająco mrugając taflami okien .  A bieszczadzka pogoda złośliwie puszczała na drogę zajączki promyków dawno wyczekiwanego przez nas słoneczka. Po błękitnym niebie snuły się leniwie kłębiaste obłoki. Bieszczady wyraźnie dawały nam do zrozumienia, że cierpliwość popłaca. 
-- O nie! Nie nabierzecie mnie na swoje sztuczki! Za chwilę pewnie lunie deszcz, a mizerna temperatura jeszcze bardziej opadnie.Ja nie piszę się na takie warunki. To wytłumaczalne w listopadzie, ale nie pod koniec maja! Do zobaczenia , gdy przejdą wiosenne dąsy! -- krzyknęłam w dół stoku do wiosny, zalewu, szumiącej czupryny Berda i zmarzniętych aniołów.  I nie myliłam się, bo dojeżdżając do Leska, w bocznym lusterku, za sobą zobaczyłam nadciągające ze wschodu czarny, gruby kożuch deszczowych chmur. 
-- I dobrze! -- W moich myślach  wykiełkowało ziarenko złości. 
-- A kiście się nadal w tym zimnym i mokrym sosie mgieł. My podziękujemy! Jedziemy się trochę zagrzać do Koźla. -- mruknęłam cicho do siebie, aby nie rozpraszać kierującego naszym samochodem Jędrka. I tak się stało! W Koźlu temperatura była dużo wyższa, a słoneczko częściej zaglądało w nasze okna. Jakbyśmy trafili do innej strefy klimatycznej i tak jest chyba do tej pory, bo w Koźlu na temperaturę nie narzekam. Parę dni było wręcz upalnych. 
Kozielski ogród przywitał nas gąszczem kwiatów, a nawet czerwieniejącymi się truskaweczkami oraz wysypem ogrodowych poziomek. W Koźlu spędziłam Dzień Matki. Tradycyjnie dostałam przepiękny bukiet i życzenia .
 

Pokłosiem naszej mokrej bieszczadzkiej przygody jest ten obraz. "Nasz deszczowy maj w chacie". Zawsze pisanie i malowanie pomaga mi przetrwać moje gorsze życiowe chwile, czy też kaprysy aury. Gdy wena ma mnie w nosie lub ma leniwszy okres, przerzucam się na czytanie. Uważam, że książki to jeden z najwspanialszych wynalazków ludzkości. Pozostawiają wielki margines dla własnej wyobraźni. Można samemu kreować postacie, dopasowywać do naszych wyobrażeń, czy gustów. Czytanie to świetna i wciągająca  rozrywka. Obecnie czytam piękną książkę " Tam gdzie kwitną cytryny" o paru pokoleniach włoskich kobiet. W chacie, jak pisałam,  w ostatnim okresie przeczytałam " Zraniony stół" o Fridzie Kalo i trochę lżej było mi na duszy. 
 
 
Teraz w Koźlu mamy wiele różnych spraw do załatwienia. Jedne są milsze, drugie trudniejsze.Część spraw jest urzędowych, a część prywatnych. A przede wszystkim mam trochę miłych spotkań. Do takich należy całe popołudnie spędzone ze starszą wnuczką; na lodach i pogaduchach w naszej ulubionej cukierni, oraz sobotni obiad w restauracji Nasz dworek w Dziergowicach, gdzie jest świetne jedzenie. Wszystko to w ramach prezentu z okazji Dnia dziecka. Młodsza wnuczka odmówiła wspólnego spotkania, bowiem przechodzi obecnie trudny czas dojrzewania i czasami ma taki nastrój jak ten maj bieszczadzki. W związku z faktem, że była obrażona na starszą siostrę, a przy okazji na cały świat,  zrezygnowała ze wspólnego wypadu na lody i obiad. Zadowoliła się prezentem, po który musiała przyjść sama. Spędziła więc z nami popołudnie trzy dni później. Rozmawiałyśmy przy truskawkach ze śmietaną na naszym domowym tarasie. Inne spotkanie odbyło się w ubiegłym tygodniu w  kawiarni. Byłyśmy we trzy z moimi serdecznymi przyjaciółkami. Jedna z nich następnego dnia wyjeżdżała z mężem do Włoch i zakomunikowała nam, że wraca do K-Koźla już po moim wyjeździe, a więc przez dłuższy okres nie będziemy się widziały. Ten argument ostatecznie przyklepał termin. I było jak zwykle wesoło oraz bardzo miło. Długoletnia przyjaźń jest czymś wyjątkowym i wymaga stałej pielęgnacji, aby nie zardzewiała. I chyba wszystkie trzy o to dbamy. 
Do kolejnego spotkania doszło w ubiegłą niedzielę we Wrocławiu. Było to spotkanie z koleżankami z mojej szkoły średniej. Wiele lat nie utrzymywałyśmy ze sobą kontaktu. Pierwszy raz spotkałyśmy się wspólnie 1996 roku na zjeździe absolwentów. Od tego czasu co parę lat widzimy się. W 2019 roku gościliśmy je w naszej chacie w Bieszczadach. Minęło 6 lat i znowu zapragnęłyśmy się spotkać. Niestety starzejemy się, dochodzą choroby. W ostatniej chwili ze spotkania musiała zrezygnować jedna z nas, bo w przeddzień trafiła do szpitala. Druga w tym terminie otrzymała miejsce w sanatorium , gdzieś na wyspie na Morzu Północnym., a dwie inne z powodu przewlekłej choroby nie były w stanie dotrzeć do Wrocławia. Spotkaliśmy się więc w cztery pary, czyli cztery koleżanki i ich mężowie. Spędziliśmy cudny dzień we Wrocławiu. Kocham to miasto , które ma wiele zabytków i cudów architektonicznych, ponad sto mostów i bardzo młodą duszę. Za każdym razem pobyt w nim dodaje mi mnóstwo pozytywnej energii. Tym razem energia była podwójna, bo doszła  energia serdecznej atmosfery spotkania.  




























6 komentarzy:

  1. Jesteś bardzo talentosa, że się wyrażę po hiszpańsku. Pięknie piszesz, pięknie malujesz...
    Ale masz gąszcz w ogrodzie kozielskim!!! tez taki lubię.
    Byłam w Koźlu 24 maja, zajrzałam do miłej kawiarni w rynku, byłam na obiedzie w zamku większyckim, kilka dni byłam w Opolu...czyli mogłyśmy się spotkać. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Oooo!... Szkoda, że nie napisałaś, że jesteś. Chętnie z Tobą zobaczyłabym się, choć na chwilę. Teraz już wracam w Bieszczady. Też na chwilę, bo tylko na dwa tygodnie. I tak będę jeździła w te i we wte, jak ten bumerang. A swoją drogą, to śliczne określenie " talentosa". Kiedy już lepiej opanuję język francuski, bo zawzięcie się uczę tego języka, to może spróbuję nauki hiszpańskiego? Kto to wie, co mi w przyszłości do głowy przyjdzie? Pozdrawiam serdecznie Krajanko. Może nasze drogi znowu się kiedyś przetną...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez bardzo lubię to słowo i używam kiedy sytuacja tego wymaga, a Ciebie podziwiam , talentosa jesteś.
      Hiszpański chyba łatwiejszy niż francuski, poza tym jest drugim językiem świata...😊

      Usuń
  3. Serdecznie dziękuję za ciepłe słowa. Dobrego weekendu życzę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja spotkanie koleżeńskie miałam w Krakowie, trzy dni z dziewczynami i chłopcami po 55 latach od skończenia studiów. Było nostalgicznie i sentymentalnie, słodko i gorzko ....
    Piękny obraz Bożenko, jesteś artist.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Krystynko! Cieszę się, że mój obraz podoba się. Wykorzystałam deszczowe dnie na wyrzucenie z siebie na płótno zachwytu nad naszą Wyluzowaną, bo w tym zimnym i deszczowym czasie tylko ona pozwalała nam zachować optymizm. Skrawek stoku Kozińca, który przygarnęliśmy , a w zasadzie kupiliśmy, odwdzięcza się nam urodą, zaglądając w okna o każdej porze roku. Pozdrawiam Cię i życzę miłego dnia.

      Usuń