poniedziałek, 13 lutego 2023

Idzie luty, podkuj buty...

 

        Znowu za nami bardzo trudny okres. Zaczęło się, jak to zwykle bywa, niewinnie od informacji, że Jędrek wychodzi w tzw. teren, czyli na zimowy obchód Wyluzowanej, a później na stok Kozińca. Było wczesne popołudnie. Zostałam w domu, bo od rana śniegu nasypało co niemiara. A ja staram się nie narażać swoich sfatygowanych stawów kolanowych. Pomyślałam, że powędruję , gdy drogą pojeżdżą pługi i odgarną śnieg, a Jędrek przeleci łopatą naszą dróżkę na parking. Pod kominkiem buzował ogień, śląc w stronę kuchni i pokoju błogie ciepełko.Było przytulnie i dobrze. Początkowo trochę pisałam, później, po szybkim odkurzeniu podłogi zabrałam się za przygotowanie obiadu. Gdy spod pokrywek  garnków unosiły się obłoczki pary i smakowitych zapachów, usłyszałam, że mój mąż wchodzi do domu i kieruje się w stronę łazienki. Po jakimś czasie zjawił się w kuchni. Gdy podszedł do mnie, trzymał się za oko. Na moje zaniepokojone pytanie, co z okiem, stwierdził, że boli go jak wszyscy diabli, bo w lesie jakaś gałązka, która pojawiła się znikąd, walnęła go z całej siły. Obejrzałam dokładnie gałkę oczną. Była cała, ale obok tęczówki biegła ciemna , drobna kreseczka. Było już późne popołudnie, zmierzchało.Jędrek zbagatelizował sprawę , twierdząc, że wprawdzie oko bardzo go boli, ale nie ma co panikować. O tej porze w Lesku nie było żadnego okulisty. W szpitalu brak oddziału okulistycznego, co przećwiczyliśmy, gdy córkę w oko zadrapał pazurek malutkiego Kornelka.Szukaliśmy wtedy pomocy najpierw w Sanoku, a potem w Krośnie. Pozostało oczekiwanie do następnego dnia. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam sobie, że trochę czuję się bezradna i uwięziona w naszej zasypanej śniegiem samotni. Najbliżsi znajomi, z których pomocy moglibyśmy skorzystać, daleko. Na dodatek obydwie moje koleżanki były złożone chorobą. Ja nigdy nie prowadziłam auta z automatyczną skrzynią biegów. Może w lecie odważyłabym się  na jazdę w sytuacji kryzysowej, ale w zimie na śliskiej drodze mogłabym narobić nam jeszcze większego ambarasu.

Noc była koszmarna. Przechodziły jakieś fronty atmosferyczne i mój pesel dawał o sobie znać, a do tego doszła obawa. Usłyszałam, że mimo usilnych starań Jędrek nie może zasnąć, a gdy już przysypiał, po krótkiej drzemce budził się.Rano zaczęliśmy poszukiwanie okulisty. Na NFZ nikogo nie było w pobliżu. Najbliżej, bo w Sanoku znaleźliśmy prywatnego okulistę. Początkowo  usłyszeliśmy, że kolejka pełna, ale po dokładnym naświetleniu sprawy postanowiono przyjąć mojego męża jako ostatniego. Pojechaliśmy do Sanoka na godzinę piętnastą. Czekaliśmy do siedemnastej. Ja w samochodzie na parkingu, a Jędrek ze mną do szesnastej, a później czekał w poczekalni. Wizyta była długa. Niepokoiłam się. W końcu się doczekałam jej końca. Postawiona diagnoza nie była zbyt optymistyczna. Uderzenie gałęzi spowodowało pęknięcie naczynka krwionośnego wewnątrz gałki i zaćmę pourazową.Następnego dnia czekała nas wizyta w szpitalu w Krośnie i kolejne liczne badania na urządzeniach medycznych , zaglądających w głąb gałki ocznej. I zaczęło się leczenie, jeżdżenie do szpitala w Krośnie, na kolejne badania, kolejne usg i inne, by sprawdzić postępy i wykluczyć komplikacje. Niestety następna wizyta jest po 20- stym lutego. Potem, gdy wszystko będzie dobrze i oko zaleczone, czeka nas kolejne oczekiwanie. Podróże i pobyty w szpitalu pochłaniają nam wiele godzin. Dobrze, że powroty odbywają się  w ciągu dnia, bo aż mi się nie chce wspominać pierwszego powrotu około osiemnastej od okulisty z Sanoka. Jechaliśmy z duszą na ramieniu w ciemnościach, oślepiani przez przejeżdżające samochody i siekące opady, rozpraszające światła aut. Teraz jestem Jędrkowym drugim okiem, bo na jedno niewiele widzi. Po skończonym leczeniu czeka go wymiana soczewki. I jak na ten moment tyle o trudnych sprawach. Do lepszych wieści należy wiadomość, że syn na pewno przywiezie do nas wnuczki, za którymi się stęskniliśmy. Trochę odsapniemy psychicznie zajmując się nastolatkami. Czeka mnie towarzyszenie im na krytej pływalni, na lodowisku i w Słodkim domku. Niestety dziewczynki będą tylko przez tydzień. Jednak dobre i to. Jutro czeka nas wyjazd do Krosna, więc walentynki spędzimy w drodze. Tęsknię za Koźlem, za spotkaniami z przyjaciółmi i rodziną. Muszę zrobić trochę badań lekarskich, załatwić sprawy urzędowe. Już umówiłam się z przyjaciółką, że dużo czasu spędzimy razem. Może poplotkujemy w kawiarni, może przejdziemy się po galerii. Jak zatęsknię za Wyluzowaną, to wrócimy.





.






 







7 komentarzy:

  1. Oj, Bożeno, współczuję przeżyć, czasem małe nic urasta do sporego problemu, zwłaszcza gdy trzeba włączyć w to nasz system służby zdrowia, kolejki, czekanie; może jak wrócicie do Koźla, uda się leczenie oka jakoś sprawniej poprowadzić, bez konieczności długich dojazdów w zimowych warunkach. Wiem, że kiedy ma się zasłonięte oko, inaczej ocenia się odległość od innych pojazdów na drodze, mężowi kiedyś wbił się opiłek żelaza w gałkę oczną i miał wrócić tylko 2 ulicami do domu. Zima jest ładna, ale niesie z sobą trudy dnia codziennego, kiedy zjeżdżamy od siebie w doliny, tam nie ma śniegu, i wtedy sobie myślę, co oni tu wiedzą o zimie:-) pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odczułam to teraz, gdy oglądałam zdjęcia kwiatów, kwitnących we Wrocławskich parkach. Tam już wiosna, a u nas jeszcze leży śnieg. Lubię tutaj zimę, bo w mieście jest mniej urocza, ale tu trudniej zadbać o siebie. I już tęsknię za bliskimi ludźmi. Serdecznie pozdrawiam i zdrówka Ci życzę.

      Usuń
  2. Kiedyś mały wnusio, wywijając zabawką z gumowymi wąsami, uderzył mnie w oko i też jakieś pęknięcie, jakieś odklejanie siatkówki, długie leczenie ale skuteczne, został mi na pamiątkę tylko mały rogalik poruszający się w kąciku oka.
    Bożenko, dziękuję ci za wyraźną fotkę, bardzo lubię widzieć z kim piszę wirtualnie, to mi przybliża blog i posty.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też lubię oglądać osoby, których blogi mnie zainteresowały, choć przyznaję, że ostatnio mam bardzo mało czasu, by gdziekolwiek zaglądać. Przygotowuję chatę do przyjazdu wnuczek i intensywnie uczę się języka francuskiego. Poświęcam na naukę 2 godziny dziennie. Poza tym godzinkę jeżdżę na rowerku stacjonarnym, bo to pomaga mi unikać bóli przy schorzeniu stawów kolanowych. Gotuję, 2 razy w tygodniu piekę chleb. Codziennie też dużo czytam. Kocham książki. Malo mam czasu na swoje pisanie.Na obce blogi zaglądam raz w tygodniu , lub rzadziej. I mam ich niewiele. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie. Zdrowia Ci życzę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja mam teraz też bardzo intensywny czas, wielkie zmiany i idzie nowe. Ale dla spokojności zaglądam do Twoich starych postów w Wyluzowanej

    OdpowiedzUsuń
  5. Krystynko, przepraszam Ciebie i wszystkich, którzy teraz do mnie zaglądają, że nic nowego nie publikuję. Mam dosyć trudny czas i bardzo mało czasu na pisanie. Jak wszystko wyprostuję i pozałatwiam, to napiszę, co mi tak mocno zaprzątnęło czas i głowę. Na razie pozdrawiam Ciebie serdecznie i wszystkich gości. Do kolejnego postu!

    OdpowiedzUsuń