środa, 4 maja 2022

Rozdwojenie czasu

 

rozdwojenie czasu


dziś moje wzruszenia mają 

kolor wiosennej trawy

zapach czeremchy 

bzów i fiołków

dźwięczą 

ptasim koncertem zza

ażurowej kurtyny pierwszych listków 

chodzę po swoich śladach i 

dawnych ścieżkach

są nowe i 

takie same jak dawniej

jestem młoda i dojrzała

takie rozdwojenie czasu

szmaragdowe cienie 

układają się w ślady 

naszych stóp za pniami 

dawne marzenia grają w chowanego

wiatr szeleści liśćmi 

szeptanymi tajemnicami o tym

co będzie a już przecież  było

na spotkaniu z czasem

zakochałam się we wspomnieniach

zawsze wiedziałam

że kocham je nad życie


Sławięcicie 01.05.2022r.

Przyjechaliśmy na parę dni do Koźla. W piątek wszyscy jechali w góry, czyli Tatry, Beskidy, Bieszczady, Sudety, a my w przeciwnym kierunku. Kędzierzyn-Koźle wyludnił się. Kto żyw podążał na majówkę. Ci, co z różnych powodów pozostawali w mieście, umawiali się w ogródkach na wspólne grillowanie. A my z resztkami żywności i zerem planów podążaliśmy w kierunku domu. Dojechaliśmy z Bóbrki wczesnym wieczorem. Po drodze podjechaliśmy pod warsztat syna, ale i tu zastaliśmy zamknięte drzwi i weekendowy nastrój. Zahaczyliśmy o restaurację, aby zjeść spóźniony obiad i pojechaliśmy pod mieszkanie syna. Przywitaliśmy Julkę, Karolinkę i naszego syna. Maja podobno spała w swoim pokoju. Cała rodzinka była  właśnie w ferworze przygotowań do grilla. Sprzątali, gotowali, kosili trawę. Czyli początek weekendu zawitał w ich rodzince. Zostawiliśmy dla wnuczek babeczki z owocami, wyściskaliśmy rodzinkę i po wstępnym szybkim umówieniu się na następny dzień z Julką, pojechaliśmy do domu. Ogród przywitał nas otwartymi ramionami bramy i bukietami kwiatów. Był jak rajska kraina, wprost bajkowy. Po skąpym pięknie, jakie dawkowała nam bieszczadzka przyroda, doceniliśmy bogactwo śląskiej przyrody.

Tu zdecydowanie jest łagodniejszy klimat i wiosna przychodzi dużo szybciej. Sobotę spędziliśmy na zakupach i z Julką. Niedziela wstała cieplutka, słoneczna i radosna. Od razu nabraliśmy ochoty na bliski kontakt z wiosenną zielenią. Pojechaliśmy w kierunku Sławięcic. Zaparkowaliśmy w bocznej uliczce o nazwie Sadowa, prawie na wyjeździe do Zalesia. Wjazd uliczki jest vis a'vis zabytkowego gotyckiego kościoła. Poszliśmy wzdłuż  ulicy w kierunku wejścia do parku, mijając po drodze widoczny w dali odrestaurowany  mały pałacyk. Ulica była w przebudowie.  Minęliśmy niewielkie osiedle, zbudowane przy Sadowej i doszliśmy do parku. Po lewej stronie zaczynały się parkowe alejki, a po prawej stronie zobaczyliśmy różowe cudo. Przed zniszczonym budynkiem starego żeńskiego internatu zespołu szkół średnich kwitła właśnie dorodna magnolia. Na budynku wisiała tablica z informacją, że jest to już budynek prywatny i trwa w nim remont. Za moment na naszej drodze pojawił się mostek. Mijając magnolię przypomniałam sobie, jak wiele lat temu odwiedzałam to miejsce, przy okazji spotkań z koleżankami. Jednego roku w okresie ferii zimowych nawet mieszkałam w nim parę dni, gdy mieliśmy zgrupowanie przed wyjazdem naszego szkolnego zespołu pieśni i tańca do Białego stoku i Augustowa. Braliśmy tam udział w festiwalu zespołów ludowych. Ja należałam do zespołu tanecznego, a koleżanki różnie. Jedne tańczyły, inne śpiewały w chórze prowadzonym przez pana Bogusława Październego. W 1965 r. wszystkie te zespoły połączono w Zespół Pieśni i Tańca. Włąśnie w tym roku zaczęłam naukę w klasie pierwszej. Zespół osiągnął wtedy bardzo wysoki poziom artystyczny. Liczył w swoim szczytowym okresie 130 osób.Występował nie tylko na szkolnych uroczystościach i akademiach, ale także na wielu uroczystościach w Kędzierzynie, Koźlu, Opolu. Średnia ilość występów w roku wynosiła 40 do 50, z czego 3/4 to były wyjazdy. Zespół miał repertuar różnorodny i bogaty: pieśni i tańce ludowe, wyjątki z operetek, utwory chóralne z repertuaru klasycznego, współczesne pieśni. Atmosfera w Zespole była zawsze wspaniała. W 1966 r. Zespół odbył turnee z występami w Łomży, w Białymstoku i w Suwałkach. W 1972 r. reprezentował powiat kozielski na koncercie jubileuszowym w Czeskim Cieszynie, a w 1975 r. reprezentował województwo opolskie na panoramie XXX- lecia w Warszawie oraz na II Harcerskim Festiwalu Kultury Młodzieży Szkolnej-Kielce 75 i na Święcie Prasy Młodzieżowej i Sportowej w Rzeszowie. Ja zakończyłam wcześniej edukację. Nie znam więc ostatnich lat świetności zespołu, ale pamiętam jego cudowne początki.W 1977 r. nagle umarł Prof. Październy i praktycznie był to koniec świetności zespołu.

Miałam to szczęście, że uczyłam się w okresie, gdy moja szkoła była placówką bardzo nowoczesną , szczególnie jeśli chodzi o podejście do sposobu nauczania. Przede wszystkim pozwalała młodym ludziom na indywidualne myślenie, co w czasach, gdy na tapecie była "urawniłowka", a model nauczania była pamięciowy i schematyczny, pozwalało nam na szerokie spojrzenie na świat, indywidualne zainteresowania, podążanie za zamiłowaniami. Wiele z moich koleżanek i kolegów mogło więc rozwinąć swoje zdolności. Mimo iż szkoła miała profil typowo techniczny, a w zasadzie chemiczny, rozwijała też humanistyczne zdolności. Tam nauczyłam się samodzielnie wyrażać swoje poglądy, pisałam artykuły do gazetki szkolnej, pisałam wiersze, malowałam ilustracje. Wiem, że nie tylko ja skończyłam humanistyczne studia. Kolega z równoległej klasy został dentystą, koleżanka farmaceutką inna ekonomistką... Kochałam tę szkołę i jej otoczenie. Przez wiele lat wracałam w myślach do młodzieńczych wspomnień z dużym sentymentem. Pamiętam alejki parkowe rozśpiewane ptakami, pachnące bzem, konwaliami, czeremchą. Tu starodrzew zasadzony w parku pałacowym nad brzegiem przepływającej przez niego rzeki wyglądał jak puszcza na obrazach Grottgera. Stare, zniszczone drzewa zwisały nad wodą, kwitnąca  czeremcha przeglądała się w lustrze wody, paki koncertowały w gałęziach drzew. I teraz w trakcie naszego spaceru poczułam się dziwnie, jakbym doznała rozdwojenia czasu. Byłam  jak tamta nastolatka, która dopiero stara się układać pierwsze swoje marzenia o przyszłości, dopiero projektuje jak będzie wyglądało jej życie, a zarazem ma świadomość całego przeżytego dotychczasowego życia. Czyli już wie, co zrealizowała i jak daleko wypełniła szeptane w duszy przysięgi oraz zaklęcia. A jednocześnie zdałam sobie sprawę z tego, że jednak miałam dużo szczęścia, że ocaliłam w sobie tą świeżość spojrzenia, radość, którą co roku daje wiosna, pierwsze kwiaty, kolory, szepty przyrody... udało mi się dotychczas nie nasiąknąć goryczą dotychczasowych rozczarowań, bo przecież nikomu życie nie płynie po różach. Ciągle jeszcze marzę, planuję i cieszę się drobiazgami. I chyba dlatego życie obdarowuje mnie takimi cudownymi momentami, kiedy mając furę doświadczeń, których mapa wyryta jest poprzez zmarszczki na moim ciele, potrafię spotkać siebie świeżą, naiwną, jak to nastolatka. Mam własny wehikuł i aby przenieść się w czasie nie potrzebuję do tego nawet wielkiego kominka, w który mogłabym sypnąć, jak Harry Potter proszek fiu-fiu.. 

Gdy już byłam w domu, spróbowałam ten moment odzwierciedlić w wierszu i myślę, że mi się udało. A kontynuując temat niedzielnego spaceru i wspomnień, to odnalazłam ścieżki, na których mój tata nabierał kondycji,po pierwszej chemii, wędrując ze mną od ławki do ławki.  Pomiędzy drzewami wydawało mi się nawet, że widzę jego zgarbiony cień, podparty na laseczce. Nawet powiedziałam do Jędrka, ze powinnam tę alejkę nazwać alejką Dziadka Kazika. Obeszliśmy cały, wielki sławięcicki  park. W nagrodę zafundowaliśmy sobie kawę i porcję pysznych lodów w Willi Wanilia, po czym wróciliśmy do domu. Julia już na nas czekała. Spędziłam z nią kolejną godzinkę, a później  rozstałyśmy się. Jula popędziła do drugiej babci, Jadzi. Potem czekało ją spotkanie z kuzynami.













4 komentarze:

  1. Znowu nasza mała ojczyzna, co prawda Sławięcice mało znam ale to jednak Kozielszczyzna. Wiosna bucha z Twoich zdjęć , jestem już w Warszawie i tez się zachwycam wiosną polską, jest inna niż ta portugalska, bardziej uderzająca, bardzie "dotkliwa" bo nagle robi się zielono i kolorowo, wszystko się budzi po okresie absolutnej szarości, w Portugalii zima nie pozbawia się całkowicie zieleni więc nie ma takiej mocnej zmiany w kolorze przyrody.
    Wiersz cudowny, ciepły i przemawiający bardzo do mnie.
    Podejrzewam , w drugiej połowie maja będę w Opolu i pewnie w Wiekszycach i Kożlu.
    Pozdrawiam serdecznie Bożenko

    OdpowiedzUsuń
  2. Sławięcice to teraz jedna z dzielnic Kędzierzyna-Koźla. Za moich szkolnych czasów to była wioska. Cieszę się, że już jesteś w Polsce. Szkoda, że znowu się rozminiemy, bo wracam do Bóbrki. Do czerwca będę w Bieszczadach. Roślinki nas kotwiczą w jednym miejscu. Teraz jeżdżą z nami w obie strony , ale ciężko to znoszą. Teraz czas aby poszły do tunelu foliowego. Gdy na dłużej będziemy wyjeżdżali, musimy załatwić kogoś do doglądniecia. Na pierwszą połowę lipca mamy Stellę z rodzinką. Cieszę się, że wiersz trafił do Ciebie. Miło być właściwie odebraną. Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiem, Bożeno, o czym piszesz w wierszu, odczuwam świat podobnie:-) a już ta pora roku przynosi takie roztkliwienie w sercu nad każdym cudem przyrody, że aż żal, że czas płynie tak szybko. Zadziwiają mnie takie urokliwe zakątki w miastach, wśród murów zaciszne oazy zieleni, kwiatów, tajemnych ścieżynek, i w mieście można stworzyć swój malutki zielony kącik. Teraz pora zadziwienia nagłą zielenią, drzewa i krzewy kwitną na wyścigi, łany mniszków złocistych, że żal, jak widzę człowieka z kosiarką:-) ale i wiele pracy przed nami, na grządkach, przy rozsadach, pilnowania, czy nie będzie przymrozków w nocy, ale lubię to nade wszystko. Nasze majowe dni to przede wszystkim praca w obejściu, ale i też wychodzimy na łąki, bo takie widoki jak teraz raz w roku się zdarzają, widziałam lochę dzika z warchlakami, zza górki wyszliśmy na siebie z jelonkami i w zaskoczeniu zamarliśmy na chwilę, to mój świat:-) Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam to szczęście, że dwukrotnie przeżywam okresy wiosennego zauroczenia. Napatrzyłam się na wybuch wiosny w moim rodzinnym mieście i regionie, nazachwycalam, a teraz pora na bieszczadzkie oczarowanie. Wracamy do chaty, by powtórzyć wzruszenia.
    Ogródek w Koźlu ogarnięty, nowe roślinki posadzone, a teraz będziemy wsadzać te, które od dwóch miesięcy z nami podróżują. Może już w Bóbrce przymrozków nie będzie. A co do Twoich zadziwień, to miłośnicy przyrody w każdym miejscu są w stanie stworzyć raj, bo dla uczucia można pokonać wszelkie przeszkody! Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń