wtorek, 24 stycznia 2017

Ambiwalentnie



      

        Nadal jestem w mieście, a  widoczek Berda mogę jedynie zobaczyć na archiwalnym zdjęciu.
Mam już dość zimy, chociaż moja niechęć nie jest zdecydowana z uwagi na lutowe ferie Julki, Kacpra i Kajetana. Chciałabym, aby doświadczyli zimowego szaleństwa na stoku ale z drugiej strony również chciałabym aby jak najszybciej przyszła wiosna. Taka prawdziwa z pachnącym ziemią powietrzem, grzejącym słoneczkiem  i świergotem ptaków. Pragnę kolorów, chociaż przyznaję, że różne odcienie bieli są urzekające.  Jednak mój świat to świat kolorów.







        Przeczytałam na blogu, na który od czasu do czasu zaglądam, w jaki sposób właścicielka radzi sobie z nielubianą zimą, a robi to fantastycznie; pachnące kąpiele, jasne oświetlenie, kolorowe dekoracje itd.. a przede wszystkim dobra lektura i aromatyczne herbaty.  Ja chyba aż tak bardzo nie cierpię z powodu zimowej aury, bo mam zdecydowanie mniejszy zasób sposobów na poprawę nastroju.  Wystarczy mi dobra aromatyczna kawa i książka.
Poza tym chyba też jestem w całkiem innej sytuacji. Ostatnio zaczęłam zastanawiać się nad tym, że w końcu zima wcale nie jest taka zła. W tym roku jest sporo dni z dużą ilością słońca, poza tym my babcie mamy swoje święto i dziadkowie również. W tym roku wnuczki przyniosły kwiatki, które zaraz ustawiłam na południowym oknie, aby miały więcej światła. Jędrek dostał nierozkwitnięty hiacent, aby sobie go dalej hodował, bo lubi bawić się w ogrodnika. Dostaliśmy również po czekoladzie. Czekolada trafiła na stół i bardzo dziewczynkom smakowała. Jędrusiowi również.  Ja musiałam obejść się smakiem. Moja dieta trwa. Idzie wiosna, potem lato, a ja od ubiegłego roku nieźle obrosłam w siebie. Ten ubiegły rok to był bardzo trudny czas, a ja zareagowałam jak zwykle, czyli osładzałam sobie stresy. Nawet nie zauważyłam kiedy zaczęło być mnie stanowczo więcej.
 Pewnego ranka, kiedy już wszystko wróciło do normy i moje życie uspokoiło się, dostrzegłam ,że  w ciuchach coś mi ciasno. Spojrzałam krytycznie na swoje lustrzane odbicie i powiedziałam;
        -- Basta! Nie ma co dalej sobie popuszczać, tylko trzeba się zabrać za siebie!
        -- Zbyt siebie lubisz, abyś dopuściła do tego, że przez drzwi będziesz przechodzić bokiem! -- powiedziałam i krzyknęłam z przerażeniem, bo wyobraziłam sobie, jak przechodzę przez drzwi wejściowe bokiem, a później staczam ze schodów i chcę przecisnąć przez otwór drzwiowy w moim kochanym autku, czyli kochanej Lady Blu, aby dostać się do kierownicy. A co dalej? Przypuśćmy, że odsunę fotel jak najdalej.
-- I co? Jak zamierzasz prowadzić, jak rączki nie dostaną do kierownicy, a nóżki do pedałów? -- zapytałam i włosy stanęły mi na głowie.  Pomyślałam sobie o tym, że niedługo pojadę do Bóbrki, a tam każde wejście na szosę, to niezła wspinaczka. I zasapię się na śmierć. Umrzeć z powodu zasapania na śmierć przy wyjściu z obejścia? To żałosne. Tragikomiczne!  Wnuki nigdy nie będą mogły przyznać się przyjaciołom, z jakiego powodu zmarła ich babcia.
        -- Przechodzę na dietę ! -- powiedziałam stanowczo do swojego odbicia. I odetchnęłam z ulga, że udało mi się podjąć odpowiednią decyzję. Znam siebie. Najgorzej to podjąć decyzję!



Prezentowe kwiatki na Dzień Babci


 Zaczęłam od razu! Ćwiczę silną wolę! Motywuję, czym mogę!  Przetrwałam już ;
1. Cudne domowe, własnoręcznie wykonane kruche ciasteczka z domowymi powidłami śliwkowymi.
Podobno były bardzo smaczne. Zginęły w przepastnych brzuszkach wnuczek oraz Jędrusia.
2. Wyjazd z wnuczkami do cukierni.

Może to niewiele ale już czwarty tydzień odważam produkty, przygotowuję zdrowe posiłki. I zaczyna mi się to nawet podobać. Motywacją jest zmniejszająca się oponka. Może to nie wyczyn bo mam do tyłu jedynie około 4 kg, ale jak długo wytrzymam, to może będzie więcej.  I nie jest to moja  próżność. To bardziej rozsądek i chęć dobrej sprawności fizycznej, odciążenia stawów.
Niedawno przeczytałam jakiś artykuł o umiejętności cieszenia się życiem i powiązanie tego z poczuciem własnej wartości. Autorka pisała o spotkaniu ze starszą kobietą, która powiedziała jej, że jako młoda osoba nie potrafiła się cieszyć z wakacji. Siedziała na plaży, ukrywając się pod ręcznikiem, zamiast korzystać z wody, słońca i cieszyć odpoczynkiem. Dopiero na starość, kiedy nie przejmuje się swoim wyglądem, dostrzega, jaką przyjemność może sprawić samo plażowanie. I pomyślałam, że tak to już jest. Zależy nam aby podobać się ludziom. Jesteśmy próżni. Jeśli dochodzi do tego niskie poczucie własnej wartości, które często powstaje wskutek krytyki osób, na których nam zależy, pielęgnujemy w sobie kompleksy, które zatruwają nam radość życia.
Pomyślałam sobie, że starszy wiek ma swoje zalety, tak jak i swoje zalety ma zima. Zima daje możliwość korzystania z uroków jazdy na nartach, sankach, lepienia bałwana, walki na śnieżki...
Babciowy wiek daje wolność. Pozwala na radość z samego przeżywania każdego dnia, bez stresu, czy wygląd tego dnia jest idealny. Moja decyzja jest troską o siebie, którą bardzo lubię, jako babcię. Niekoniecznie lubiłam siebie w przeszłości. Częściej byłam na siebie zła, niż z siebie dumna.
Nauczyłam się patrzeć na siebie z humorem. To pomaga w zaprzyjaźnieniu się ze sobą. O osobę, którą lubisz i dla której jesteś przyjacielem, zadbasz, aby nie chorowała. Dbam więc o siebie i śmieję się ze swoich wpadek. W końcu moje wnuki muszą mieć pogodną i zdrową babcię, aby chciały z nią przebywać. A zima niech będzie, kiedy wnuki zjadą na zimowisko i to w górach. W mieście już może być wiosna.



4 komentarze:

  1. Patrzeć na siebie z humorem! Świetna recepta!

    OdpowiedzUsuń
  2. Też tak myślę. W każdym razie mi bardzo pomaga. To co traktowane z przymróżeniem oka, nie może być nie do przezwyciężenia. :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię zimę, czas odpoczynku i sennej bezczynności. Tylko te pokusy żywieniowe, te pyszne smakołyki i słodkie lub wędzone pocieszajki.
    Decyzję podjęłam, tydzień wytrzymałam a od dwóch dni grzeszę. Słaba wola, choć zdrowie a właściwie jego brak biją na alarm. Babciowy wiek daje wolność ale niekiedy źle z niej korzystamy pozwalając sobie na to, co kusi i nęci ale - szkodzi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja na szczęście dalej trwam i opieram się pokusom. Za każdym razem mówię sobie, że to ja decyduję, jak będzie wyglądała dalsza moja sprawność. Nie wiem, jak długo wytrwam, ale wiem, że jak nawet odpuszczę sobie parę dni, to nic się nie stanie, bo wrócę do diety. Mam cel. I walczę ze swoimi słabościami.Na razie wyznaczyłam sobie termin do świąt. Później zobaczę, co będzie dalej. Trzymam kciuki za siebie i za Ciebie. Po prostu wróć znowu do zdrowego odżywiania. Głodowe diety są bez sensu. Jak to mówi przysłowie; wolniej jedziesz, dalej zajedziesz. pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń