Gdy wracaliśmy późnym popołudniem do domu, chaty nadal rozpływały się w ostrym słońcu.I przez kolejne czternaście dni grzało, prażyło, paliło. Aż chciało się zacytować wiersz " Małpa w kąpieli". ( "ciepło, miło, niebo , raj, małpa myśli w to mi graj... ale ciepła aż za wiele...") Też miałam momenty, że chętnie dałabym drapaka. I to nie tylko do chłodnego wnętrza chaty, a na biegun! Ale mogłam tylko jak w Kubusiu Puchatku odnaleźć biegun drewniany. Pod stosem ciemnej folii, gdzie czeka na spalenie.Wolałam jednak tam nie zaglądać, bo już nieraz żmijki zaskakiwały nas i z sykiem informującym, że nie mają żadnej przyjemności z wizyty, pełzły pomiędzy kamienie, trawy.
Ja też nie mam żadnej przyjemności w takim spotkaniu. Co do tego jesteśmy zgodne.
Ale wracam do wakacji. Tym razem obyło się bez niefortunnych spotkań.Za to troszkę pławiliśmy się na płyciznach Sanu. Obserwowaliśmy rybi żłobek.
Kacper uruchomił swoja naturę dociekliwego badacza. |
Kajetan z Jędrkiem sondowali dno Sanu. |
Moczyli nogi i ręce |
Żmijki pilnują swojego. Ja też im profilaktycznie schodzę z drogi
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Wolałabym, aby pilnowały ociupinkę dalej. Najlepiej po drugiej stronie zalewu, ale widać tam im za nudno. U nas ciekawiej. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń