niedziela, 19 kwietnia 2015

czas nadziei

Za oknem słońce ogrzewa chłód niedzielnego poranka. Rozkwitły sady. Mój ogródek kipi różem magnolii, czerwienią tulipanów, których cebulki jesienią Jędrek dostał w prezencie od swojej siostry dorabiającej sezonowo w Holandii.Z kamiennych murków spływają kaskady fioletu i bieli.Sikorki wiercą się w swoich nadrzewnych jednorodzinnych domkach, przygotowanych specjalnie na ten sezon. Kosy wyśpiewują dziękczynne pieśni... Jeszcze dosypiam, choć już dwukrotnie otwierałam oczy i spoglądałam nerwowo na zegarek.Sobota. Lucyna nie idzie do pracy.Tej nocy był jej dyżur. Mam jeszcze parę minut drzemki. Jestem na granicy snu , gdy słyszę przytłumione dźwięki kobiecego głosu. Śpiewa piękną kołysankę.Nigdy jej nie słyszałam. Zza zasłony snu słyszę przepiękny sopran. Otwieram oczy. Kołysanka cichnie. Mimo, iż usilnie wyczekuję na dźwięki pieśni, zza okna dobiega jedynie śpiew ptaków. Pośpiesznie myję się, czeszę, ubieram i gnam do Taty, aby zmierzyć poziom cukru, zrobić zastrzyk insuliny i toaletę. Stare oczy uśmiechają się do mnie. Kąciki ust idą do góry. Wąska, pomarszczona dłoń, powoli wpełza do mojej dłoni i po chwili czuję lekki ucisk. Spojrzenie niezabudkowych oczu jest przytomne,rozumne. - Witaj tatku! - mówię wesoło i widzę , że kiwa do mnie przysypaną bielą puchu głową. - Widzę, że masz dobry dzień! - dodaję i rozpoczynam rutynowe prace poranne.Gdy już kończę ubierać stare, częściowo bezwładne ciało, znowu chwyta moją dłoń, która przed momentem gładziła jego policzek. - Ubierz mi skarpetki. - prosi cicho. Słowa wymykają się ze spierzchniętych warg, które co rusz są ranione przez dolne zęby. - Już ubieram.- odpowiadam i pytam-Po co ci skarpetki? - Uśmiecha się w przestrzeń i mruży jedno oko. - Jeszcze tylko ancug i będę mógł iść na batiarkę. - Wybucham śmiechem. Nigdy nie słyszałam, aby mówił gwarą śląską, bo przecież jest upartym, jak sam mówi, krakusem. I skąd u niego lwowskie słowo " batiar"? Widać choroba miesza gwary, zasłyszane gdzieś słowa. Tak bardzo chce chodzić, a nie potrafi sam usiąść. Jest uparty ! Może wygra jeszcze parę dni, miesięcy? ... Może o tym śpiewał anielski sopran?....

3 komentarze:

  1. Czas nadziei to dobry czas, oby trwał jak najdłużej; pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś dobrą córką, Bożenko. Życzę Wam jak najwięcej wspólnych dobrych chwil. Dużo siły i nadziei, Wam obojgu. Uściski ślę ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Marysiu- Jest takie powiedzenie, że " nadzieja umiera ostatnia" i tego się trzymam.
    Cieszę się każdym postępem w zdrowiu taty. Wiem, że każdy zyskany dzień jest skarbem. Zdobyliśmy wózek inwalidzki i będziemy mogli za jakiś czas zawozić go na taras. Niech cieszy się słońcem i wiosną razem z nami. A więc "chwilo trwaj" !
    pozdrawiam serdecznie. Dzięki za wsparcie:))

    Inkwizycjo- Trudno być złą córką, kiedy było się całe życie kochaną przez rodziców.
    Tata jest bardzo dobrym człowiekiem. Zasługuje na wszystko, co najlepsze.Staram się, aby przynajmniej nie zaznał z naszej strony jakiegokolwiek zaniedbania. Wystarczy, że cierpi z powodu choroby. Jednak jest bardzo cierpliwy i z pokorą stawia czoła temu, co przynosi każdy dzień. Pozdrawiam i dziękuję za dobre słowo.:))

    OdpowiedzUsuń