wtorek, 24 kwietnia 2012

cudne i niecudne święta

 Jak już wspominałam w poprzednim poście, ranek przywitał nas słoneczkiem.  Bardzo byłam ciekawa, jak to jest z zawilcowym stokiem. Korzystając z pięknej pogody , w nieodzownych gumiaczkach, pognałam na skarpę. Stok delikatnie zaczynał się bielić, ale to nie ten obrazek, który miałam gdzieś w pamięci z poprzedniego roku. Dopiero gdzieniegdzie widać było rozkwitające zawilce.Szkoda. W tym roku ominie mnie biały kobierzec!


 Pobuszowałam wśród drzew i na skraju łąki. Warto było. Odkrywałam różne " cuda"; a to rozkwitłą śnieżyczkę pod spróchniałym pieńkiem...,


 a to pozwalane drzewa, które już obrosły gruba warstwą mchu...,


 a to przecudnej urody oset...w stercie liści i gałązek,


 a to ślady po bobrach, które wloką swoje ołówki w dół stoku i płyną z nimi daleko do swoich żeremi.
Szalałam sobie chodząc w górę i w dół, jak młody psiak, który nie może nacieszyć się spacerem.

 Gdy już z wywieszonym ze zmęczenia językiem dotarłam do chaty, okazało się, że Jędrek musi pojechać do urzędu do Polańczyka, bo ma do odebrania dowód osobisty z nowym stałym adresem zamieszkania, właśnie w Bóbrce.(Od tej pory mamy w dowodzie różne adresy.)
Zaprosił mnie na krótką przejażdżkę. Po drodze przywitałam się ze starymi kątami;
dostojnymi figurami, strzegącymi plaży...

 Kozińcem... itd. A swoją drogą, to przez zimę powstała cała masa domków kempingowych na pobliskich stokach i w dolinach. Zrobiło się tłoczno i ogarnął mnie smutek. Potrafię zrozumieć, że każdy szuka dodatkowego źródła zarobkowania, ale robi się żal. Gdy te tłumy ruszą w czasie wakacji, to zadepczą, zaśmiecą... ech!
Po przyjeździe z urzędu, gdy już przywitałam się na dobre z cudnym krajobrazem , zaczęłam przygotowywać się do świąt.  Szalałam z ozdobami i malowałam pisanki. Jeszcze nie wiedziałam, że nie będziemy gościć w chacie syna z  wnuczkami. Dopiero następnego dnia zatelefonowali, bo małym przydarzyła się angina i nici z tak dalekiej drogi do " dziadostwa".
 Szkoda, bo część pisanek malowałam właśnie dla Julki i Majki. Zrobiło mi się trochę smutno, ale szybko zaprosiliśmy zaprzyjaźnionego Leona. Po co sam ma spędzać święta. Mimo wszystko przygotowałam świąteczne potrawy , jak zwykle. No może okroiłam ich rodzaje z uwagi na minimalną ilość osób. Ale był i biały, chrzanowy barszcz z białą kiełbasą i jajkiem i chrzan z jajkiem i sos tatarskim i mnóstwo wędlin . Na obiady oprócz różnych mięs, kluski śląskie i parę surówek. Jedynie ograniczyłam się z wypiekami. Był tylko mazurek orzechowy. No bo kto by to zjadł?
Trochę mi tylko smutno, że nikt nie oblał mnie w lany poniedziałek. Jędrkowi się nie chciało( ?) .Moje wnuki były 500 km ode mnie. Do domu z powrotem zabraliśmy całą masę jedzenia.

 I było spokojnie, świątecznie, choć trochę żal...
 Byliśmy prawie tydzień. Podsumowanie pobytu;
odpoczęliśmy, przeczytałam parę książek, pomyłam wszystkie okna w chacie i przygotowałam na majowy przyjazd. Zaczęliśmy trochę ogarniać przestrzeń wokół chat. Powstała już jedna kwiatowa wyspa.Posialiśmy na niej różne gatunki kwiatów . Ciekawa jestem, jak będą wyglądać wśród łąki.  Czy nie będą kolidować
z dziko rosnącymi, jak np. pierwiosnki, śnieżyce, przylaszczki...
 
 Zimowy siarczysty mróz  dał nieźle do wiwatu bukszpanowi. Wiele krzaków przymroził. Nie wiem, czy odbiją od korzenia. Wyjątkowo dobrze za to  przechowała się irga.

 Udało mi się namalować jeden obraz. Nie jestem z niego specjalnie zadowolona. Może trochę go jeszcze poprawię, ale niech choć on przypomina nam Bieszczady, gdy jesteśmy tak daleko.

 Przy wyjeździe było jak zwykle trudno. Pojechaliśmy okrężną drogą, aby jeszcze raz  spojrzeć na góry,

                                                               przydrożne kapliczki,

                                 Wyjechaliśmy późno, więc szybko słońce zaszło za górami.
                                               W domu byliśmy nocą.
Teraz tylko od czasu do czasu mogę powspominać i pomyśleć, że już niedługo znowu pojadę i to z całą
" Bandą" ( Lucyna, Hania, Stella, Kamil, Kacper, Kajtek , no i ja z Jędrkiem). Mamy w planach pieczenie prawdziwego( z zakwasu )chleba. Stella już próbuje zrobić zakwas. Eksperymentuje w swojej wrocławskiej kuchni. Będziemy sadzić, uprawiać, grabić, gotować, piec, malować, pisać i czytać. A przede wszystkim cieszyć się swoja obecnością. Szkoda tylko, że Lucjan z Karolą i dziewczynami przyjeżdża jedynie do naszego, wtedy pustego domu. Gdy dokupię do chaty  jeszcze dwa łóżka , to się wszyscy zmieścimy .
Może więc na kolejne święta?

2 komentarze:

  1. Bożeno, zaglądam, tylko mam teraz bardzo mało czasu. To na pewno będzie cudowny weekend z przyjaciółmi, mimo, że będzie odrobinę chłodniej. Udanej majówki z przyjaciółmi, smacznych wypieków, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marysiu! Przepraszam, że dopiero dziś odpisuję, ale nie byłam na blogu od chwili, gdy go napisałam. Byłam w Bóbrce. Było ekstra poza jednym, ale o tym napiszę. Miło mi, że zaglądasz. Bardzo cieszę się z każdej wizyty, z każdego gościa, a z Twojej wizyty szczególnie. uściski

      Usuń