Mamy 2025 rok! Dziś 12 lutego. W tym dniu postanowiłam wrócić na " stare śmieci", czyli zajrzeć do chatoManii. Zajrzałam i na jakiś czas zostałam!
A chronologicznie to wyglądało tak;
Zaczął się rok 2024 i nadal byłam w tzw. niedoczasie. Coraz rzadziej pisałam... Chyba w tym czasie straciłam serce do swojego bloga. I zastanawiałam się, jak to się stało? Gdzie leżała przyczyna? Rozważałam różnorakie powody. Zastanawiałam się czy jest to wina jego nazwy, z której nie byłam już zadowolona. Wydawała mi się nieadekwatna do tego, w jaki sposób myślałam o wycinku mojej prywatnej przestrzeni, w której układałam myśli. I zaczęłam podejrzewać, że zdezaktualizowała się. Wyrosłam z niej, jak wyrasta się z niektórych poglądów, lektur, ciuchów. Pewnego dnia stwierdziłam, że już nie zaspokaja mojej wewnętrznej potrzeby rozmowy ze sobą i że powinnam zmienić sposób rozmowy. Poprzednia forma mi nie odpowiadała.
W tym momencie przestałam mieć potrzebę relacjonowania wydarzeń, które wokół mnie się dzieją, opowiadania o wszystkim co obok. Nasyciłam się codziennością chaty, jak nasyca się ulubionym ciastkiem. Przejadła mi się . Nie miałam już potrzeby opisywania upływających dni, tygodni, miesięcy. Nie potrzebowałam już tak często rejestrować upływający czas. Być może dlatego, że z biegiem moich upływających lat czas zaczął przyspieszać w kosmicznym tempie.Trudno mi teraz przypomnieć sobie jak o tym myślałam zaczynając prowadzić bloga. Może miałam nadzieję, że złapię i przytrzymam choć okruchy ówczesnego życia, zaklętego w wydarzeniach, bo z pewnością nie była to tylko chęć rejestracji naszych zmagań , czy dokumentacja aktu powstania miejsca, w którym chcieliśmy znaleźć swój azyl. W końcu każde działanie człowieka ma jakiś cel. Nie pamiętam co mi wówczas przyświecało, ale wkraczając w czas Chatomanii czułam się na swoim miejscu i opowiadałam o niej chętnie oraz z euforią. A teraz jest to dla mnie jakieś zakurzone, przestarzałe miejsce, jak stryszek z porzuconymi, niepotrzebnymi w tym momencie rzeczami. Doszłam do innego punktu życia. Od pierwszego wpisu dawno minęło półtora dekady.W tym czasie wnuki moje wyrosły, zmieniły się. Najstarszy jest już dwudziestoczteroletnim mężczyzną. Młodszy w grudniu 2023 roku wkroczył w dorosłość. Najmłodszy jest już dosyć rozumnym, inteligentnym chłopczykiem. Obydwie wnuczki są zwariowanymi nastolatkami. Relacje z nimi i relacje z różnymi ludźmi, których zaliczam do grona przyjaciół, bądź tylko znajomych też ulegają zmianie. Nawet moje wielkie przyjaźnie przeszły metamorfozę. A chata się postarzała. Potrzebna jej zmiana. Mnie też potrzebne były zmiany. Chciałam zacząć więc od Chatomanii. Długo zastanawiałam się, co zmienić. Czy zmienić tylko nazwę nazwę bloga, czy całość. Jednak po głębszym zastanowieniu i pochyleniu nad powodami mojej niechęci do wpisów wymyśliłam, że chodzi mi o coś zupełnie innego. Mój blog musi być taki, aby chciało mi się go prowadzić. Niech to będzie miejsce, które będzie moją "świątynią dumania" . Może to trochę śmieszne i przestarzałe określenie, ale chodzi mi o to, że dobrze jest mieć takie swoje ukochane miejsce, gdzie najlepiej przygląda się swoim myślom, gdzie człowiek czuje się na swoim miejscu, a czasem może puścić wodze fantazji albo też przemyśleć trudne tematy, które w danym momencie go dopadły. Tak myślałam jeszcze w styczniu 2024 roku i nie wiedziałam, czy to mi się uda, czy mój pomysł wypali, jednak dopuszczałam do siebie i taką myśl, że może się mylę. Zarazem pozwalałam sobie na luksusową myśl, że może mi z tego nic nie wyjść. Z czasem się wszystko wyklaruje, myślałam I przyszedł czas abym zmieniła tytuł mojego bloga, bo teraz rzadko przebywałam w chatce. A później usłyszałam chichot losu... Zachichotał i dał mi to co chciałam! Powód zmian, bo chyba za bardzo marudziłam i nie potrafiłam się zdecydować ! Poza tym sypnął czasem na zmiany i to szeroko pojęte, bo zmieniło się moje życie, więc i proporcje czasu, który dzielę pomiędzy chatą, a miastem.Teraz szukałam dziury w napiętym harmonogramie wyjazdów do Wrocławia, Gliwic i byłam szczęśliwa, gdy znalazłam możliwość i parę dni, by odwiedzić chatę. Do sierpnia 2024 roku w chacie byłam zaledwie trzy razy. Od września do końca grudnia dwa razy, wliczając w to pobyt świąteczny z rodzinką.
Mam za sobą bardzo trudny rok i mam nadzieję, że los przestanie chichotać i może się już tym wszystkim zmęczył. Ja też już jestem zmęczona, więc być może w drugiej połowie lutego mi odpuści. Zdrowieję! W połowie marca mam badania kontrolne i jestem dobrej myśli.Już mogę dziś siedzieć przy biurku i stukać w klawisze, więc inaczej być nie może.
To już koniec przydługiego wstępu. Wróciłam do pisania, bo za nim bardzo tęskniłam. I w miarę możliwości postaram się robić wpisy częściej niż jeden w roku.
Wracając do tytułu mojego bloga boję się zapeszyć, bo ilekroć coś przy nim manipuluję, nie wychodzi to mi na dobre. Jednak miniony rok bardzo dużo we mnie zmienił . Trochę przemeblował w mojej głowie i spojrzeniu na życie, na pobyt w chacie. Już zrozumiałam, że skończyły się takie długie pomieszkiwania. Nie będę w niej stale przebywać, tylko czasowo. Nie będę mogła tak często do niej przyjeżdżać. Pozostanie moją wymarzoną chatką w Bieszczadach pełną czekających na mnie na kalenicy Arniołów , które tęsknią i tańczą na czubkach drzew, gdy przyjeżdżamy. A" chatoMania" niech pozostanie "chatoManią do dumania".
Na dzisiaj kończę. I do kolejnego postu!
Dobrze Cię widzieć i słyszeć Bożenko, u mnie też dużo się zmieniło, bardzo dużo. Już nie mam Chatty na skraju i mieszkanka w B. Wróciłam do domu rodzinnego w M i mam teraz pokoik przy Rynku, gołębnik w dziedzińcu i działkę w RODos. Ale z czułością wspominam Twoją Chato Manię bo to moje niedościgłe marzenie.
OdpowiedzUsuńWitaj Krystynko! Miło mi, że jeszcze pamiętasz o mojej bieszczadzkiej chatce, z której i o której pisałam. Dalej ją kocham, ale już teraz dłuższe pobyty w niej są na razie niemożliwe. Ona też była moim i Jędrka marzeniem i dalej tęsknimy za nią. Niestety życie weryfikuje nasze plany, a ściślej nie tyle życie, co nasza biologia. Życiowa droga często nie jest gładka i przytrafiają się na niej wyboje, wyrwy i kamienie. Niektóre są tak wielkie, że obejście ich zabiera nam sporo czasu. Mi zabrało to rok i mam nadzieję, że na tym się skończy. Jednak nie był to dla mnie rok całkowicie stracony, bo myślę, że taka konfrontacja z życiem każdego wewnętrznie zmienia i pozwala docenić bogactwo, jakim został po drodze obdarowany. Ale nie o tym chciałam teraz Ci powiedzieć. Jeszcze nie zdążyłam zaglądnąć do zaprzyjaźnionych blogów, a więc i Twojego, bo dopiero od wczoraj mogę siedzieć przy komputerze. Wcześniej korzystałam jedynie z internetu na telefonie i to rzadko. Zaciekawiłaś mnie swoimi zmianami, więc spróbuję znaleźć chwilkę, aby zobaczyć Twoje wpisy , a także rodzinne miasto, Rynek i zaciekawił mnie ten gołębnik na dziedzińcu... pozdrawiam Cię serdecznie.
OdpowiedzUsuń