I znowu w Koźlu! Wprawdzie jedynie na niecałe dwa tygodnie ale jednak w Koźlu. Kocham to miasto, pomimo iż unowocześnianie, liczne przebudowy, wyburzanie części kamieniczek, nie wyszło mu na zdrowie, a nawet zepsuło jego urodę.
W ubiegłym tygodniu moja młodsza koleżanka przysłała mi link do strony internetowej, gdzie pooglądałam stare zdjęcia Koźla. Niektóre obrazy uliczek gdzieś tam w pamięci mi majaczą ale chyba leżą na bardzo odległych półkach. Jednak kojarzy mi się, że je oglądałam w zamierzchłej przeszłości. Filmik ze zdjęciami można zobaczyć na You Toubie wpisując KĘDZIERZYN-KOŹLE- przedwojenny.
Chcąc skonfrontować stare zdjęcia z współczesnością wczoraj, wczesnym wieczorkiem byliśmy na pieszym spacerku po ulicach Koźla. Dotarliśmy do Rynku. Już jest świeżo po operacji plastycznej, bo niedawno ukończono jego remont. I jak to po operacji plastycznej, nigdy nie wraca się do tego, co było kiedyś, a często obraz daleki jest od ideału.
Z dzieciństwa pamiętam na rynku bardzo zielony skwerek, który otaczały piękne , stare kamieniczki. Może były nie tak kolorowe, niemniej miały swój urok. Pamiętam, jak wiele lat temu, w Lany Poniedziałek zostałam przez kolegów oblana niesamowitą ilością wody. Moja przyjaciółka , która właśnie wyszła ze mną na spacer, miała na sobie piękny, świąteczny, nowy płaszczyk. Po konfrontacji z kolegami też ociekała wodą i wyglądała, jakby przed chwilą została wyciągnięta z odmętów Odry. A że miała surowych rodziców, bała się taka mokra wracać do domu. Solidarnie wraz z nią obsychałam na rynku, właśnie na małej ławeczce schowanej w jakimś meandrze zieleni, bo chyba wtedy krzaki puściły pierwsze, nieśmiałe listki, a może były to zimozielone krzewy? Nie pamiętam dokładnie szczegółów. Teraz z tamtego obrazka nie zostało nic, oprócz niewyraźnego zapisu w mojej nieco sfatygowanej ścieżce kory mózgowej. Zoperowany kozielski rynek jest zupełnie czymś innym. To nowoczesna architektura urbanistyczna; wielkie płaszczyzny, linie proste, linie krzywe, oszczędność formy . Jedyną rzeczą, która mnie zachwyciła były małe wesołe koziołki, bo herbem Koźla od zawsze były koziołki.
W internecie na temat kozielskiego herbu znalazłam takie informacje;
Po połączeniu Koźla z Kędzierzynem i dołączeniu do nich okolicznych wiosek , które zostały dzielnicami nowego miasta Kędzierzyn-Koźle, pozostawiono herb Koźla, jako historycznie najstarszego.
Lada moment, a już wyjeżdżam do chaty. Wymieniamy się z Synem i Jego rodzinką oraz przyjaciółmi, którzy ponoć w chacie spędzili szalone ferie zimowe.
Ja w tym czasie też nie próżnowałam. Nadrobiłam zaległości towarzyskie, czyli spotkania z przyjaciółmi, powyganiałam pająki i kurz z naszego mieszkania. Pobyłam troszkę w mieście. Zaliczyłam fryzjera i ucywilizowałam się. Z powrotem przemieniłam z kobiety wiejskiej w miejską. Czas w miejskim domu minął jak jedna sekunda i już pootwierałam walizki aby pakować bagaże. Zbliża się wiosna, bo temperatura idzie w górę. Ponoć jednak ma przyjść kolejne ochłodzenie i atak zimy. W Koźlu tego nie widać. Za oknem bardziej jest przedwiośnie, niż zima. Pewnie w Bieszczadach teraz inaczej, bo zdjęcia pokazują niezłe pokłady białego puchu. Czyli jedziemy ku zimie. Powiozę ze sobą stare listy z mojego nastoletniego okresu. Koperty na nich postrzępione, papier pożółkły, a ja jak to babka, wracam do wspomnień. Przepadłam z kretesem! Od nowa poznaję swoją dużo młodszą wersję i konfrontuję moje minione życie z życiem wnuczek. Z Julą jesteśmy prawie równolatkami. Moje refleksje doprowadziły mnie do szalonego pomysłu. Postanowiłam zmierzyć się z książką młodzieżową. Piszę ją na blogu Baju baj. Jednak nie rzuciłam w kąt książki, nad którą ostatnio pracowałam, bo równocześnie zamykam jej wątki. Mam w niej parę spraw niedomkniętych i najwyższy czas wszystko wygładzić, zakończyć, wydać. Niby całość już ma jakiś kształt, początek, koniec i środek, ale parę wątków wałęsa się wolno, jak bezpańskie psy i nijak nie daje uładzić, ani uporządkować. A czas nie czeka, tylko gna jak szalony. Nie ma na co czekać.
Ale wypolerowany rynek kozielski!!! ja go pamiętam z zielenią. Czyli nasze Koźle nie oparło się modzie betonozy. Koziołki rzeczywiście sympatyczne. Jest bardzo prawdopodobne, że w tym roku ocenię te zmiany, kilka dobrych lat temu z braćmi zawitaliśmy w Kożlu, darzymy Koźle dużym sentymentem, chcieliśmy się napić kawy i nie znaleźliśmy żadnej kawiarni..wróciliśmy do Większyc, skrzyżowaniu była tak restauracja, chyba Ada i tam się ugościliśmy. Poleć mi jakieś miłe miejsce w Koźlu.
OdpowiedzUsuńWidzę ,że w Bieszczadach był niezły śnieg! Może jeszcze nacieszysz się prawdziwą zimą! pozdrawiam serdcznie
Teraz w dobie pandemii o fajne miejsce trudno. Fajna jest pizzeria na rogu Chrobrego z Piastowską. Chyba nazywa się Italia. Na rogu Rynku jest ciekawa Krukaffe. No i słynne Pod lwami ul. Piastowską 1, ale to bardziej taki pab z klimatem. Sporo młodych i nie tylko jest tam wieczorną porą. Nic nie zjesz. To knajpa bardzie na trunki i pogaduchy. W lecie w Sławiecicach Willa wanilia. Mają najlepsze lody i desery. Teraz na wynos lody. Działa hotel. Zawsze można tam było coś zjeść. Ja mało chodzę teraz po knajpach.Z przyjaciółmi spotykam się w Krukaffe lub Italii. Ze dwa razy byłam Pod lwami. Jak chcesz dobrze zjeść,to polecam w Kłodnicy U Freda. Na ulicy kłodnickiej za wiaduktem. Jedzenie jest regionalne i dobre. Mało ludzi.Przewaznie przyjeżdżają na weekend, jak to w takiej pipidówce. A kiedy bedziesz w Koźlu, bo ja będę pod koniec lutego. Chętnie spotkałabym się z Toba i wreszcie osobiście poznała. Serdeczności.
OdpowiedzUsuńJa też chętnie spotkałabym się Z Tobą ale w lutym na pewno w Opolskie nie pojadę. Może w kwietniu, mam zamiar odwiedzić koleżankę, która mieszka w Opolu i jest koleżanka praktycznie od urodzenia. Ale kiedyś może się spotkamy, bardzo bym chciała...
UsuńJeżeli będziesz kiedyś w Warszawie ro daj znać!
Ja w lutym też jestem w Bóbrce. Może w marcu zawitam do Koźla.Gdzie będę w kwietniu jeszcze nie wiem. Ale może kiedyś gdzieś się spotkamy, bo jak to w przysłowu" góra z górą się spotka ale człowiek ...." pozdrawiam cieplutko.
UsuńTo samo obserwuję w moim rodzinnym miasteczku. Pamiętam i mam sentyment do Starego Rynku gdzie zieleń, knajpki, kioski a teraz beton, kostka i fontanna.
OdpowiedzUsuńNiestety, mam takie wrażenie, że miejskim architektom brakuje wyobraźni albo mają za dużo betonu, kostki, czy granitu. A może nastąpił ogólnopolski pomór architektów terenów zielonych ? Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.
OdpowiedzUsuń