niedziela, 21 lutego 2016

Walentynki inaczej

         Walentynki w tym roku spędziłam nietypowo. Niedziela już od poranka była słoneczna. Postanowiliśmy, że czas aby zrobić sobie prezent i pojechać na wycieczkę. Planowaliśmy wyjazd trochę dalej, niż stało się to rzeczywiście, ale jak to w życiu. Plany zmieniają się w zależności od okoliczności. I tak było tym razem.
Gdy już byliśmy gotowi; buty wyczyszczone, a my pełni ambitnych planów, ubrani, zadzwonił telefon. To dzwonił krewny, który przed rokiem stracił żonę. Zapytał, czy może przyjść. Jak można w takim dniu odmówić?  Pewnie czuł się bardzo samotny.
I rzeczywiście przyszedł z ciastem do kawy i bukietem kwiatów. Spędziliśmy w trójkę trzy godziny na miłej pogawędce przy kawie. Gdy gość nas opuścił, postanowiliśmy zmienić plany, bo czas jakoś bardzo skurczył się. Wyjechaliśmy z domu i pojechaliśmy tam, gdzie nigdy dotychczas nie byliśmy, choć znajduje się zaledwie około 40 kilometrów od naszego miejscu zamieszkania, czyli stosunkowo  blisko. Może to nienajlepsze miejsce z okazji "Dnia zakochanych", ale  niedawno nasz wnuk przypomniał nam o zaległościach w poznawaniu miejsc, naznaczonych ręką historii.
Tak więc pojechaliśmy poznawać miejsce, gdzie między innymi zaczęła się II wojna światowa, czyli Radiostację Gliwice.
 Mieliśmy trochę problemów ze znalezieniem radiostacji. Aby do niej trafić pytaliśmy pracowników
stacji benzynowej w Gliwicach oraz przechodniów. I tu zaskoczyła nas niewiedza historyczna  ludzi i brak znajomości swojego miasta. W końcu trafiliśmy na miejsce.

 Całkiem inaczej wyobrażałam sobie budynki radiostacji,  które nad ranem opanowali niemieccy żołnierze.
  Niemniej jest miejscem pięknie zagospodarowanym pełnym ławeczek, na których można
przysiąść, włączyć wi-fi, pogadać ze znajomymi...Pełno tu młodych ludzi, matek z dziećmi. Patrząc na puste, ale zagospodarowane grządki przypuszczam, że na wiosnę , latem i jesienią jest tu przepięknie. Można podumać o historii naszego kraju i Europy wśród zieleni.

Szkoda tylko, że znowu wiele złego dzieje się na świecie, w Europie i Polsce.W takim pięknym dniu, który przypomina, co tak naprawdę ważne jest w życiu, a więc drugi człowiek i bliskość oraz najpiękniejsze uczucie, jakim jest miłość tego typu refleksje, jak aktualna sytuacja polityczna są nie na miejscu. Odgoniłam smutne refleksje i zadzwoniłam do tych, których kocham. Jędrka miałam obok, więc zrobiliśmy to wspólnie, po czym pojechaliśmy na walentynkowy obiad do małej knajpki na rynku Sośnicowic. Nigdy dotychczas tu nie byliśmy. Zachęcił nas napis " domowe jedzenie".
W środku przyjemnie, czysto, lawendowo. Jedzenie rzeczywiście domowe i niedrogie. Parę stoliczków, mała lodówka z niedzielnymi kompotami. Miła pani za kontuarem z uśmiechem przyjęła zamówienie. Nigdzie dotychczas nie jadłam tak dobrej greckiej sałatki...Wracaliśmy syci i zadowoleni. Nie pamiętam wszystkich Walentynek, pomimo , iż zawsze staramy się spędzić to święto uroczyście, ale przypuszczam, że tegoroczną wycieczkę zapamiętam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz