poniedziałek, 20 listopada 2023

Czasem potrzeba impulsu, więc może nasze morze- Pobierowo, MiędzyZdroje i Trzebiatów.

       


Minęło lato. Niewiele różniło się od ubiegłorocznego.W lipcu przyjechała Stella ze swoim mężem i chłopakami. Niestety nie przyjechali w komplecie, bo najstarszy wnuk kończył pisać swoją pracę licencjacką i dorabiał, pomagając swojemu profesorowi przy obliczeniach do jakiejś pracy badawczej.Umówił się z nami, że nadrobi swoją nieobecność pobytem w Bóbrce we wrześniu. W sierpniu część swoich wakacji w chacie spędziły wnuczki; Julia i Maja, które przywiózł ich tata, Lucjan. Z uwagi na małą pojemność chaty i dorastanie wnuków , moje dzieci dzielą się przyjazdem na wiejskie wakacje. Pobyt Kajetana i Kornela odbył się bez większych niespodzianek. Było tak, jak i przed rokiem. Kornel najwięcej czasu spędzał  na powietrzu i pomagał Jędrkowi przy ogrodowych pracach, a czasem wyjeżdżał z rodzicami do Leska do Słodkiego Domku lub do Sanoka do czekoladziarni. Kajetan też robił z nimi wypady na lody, słodkie desery, czy tortowe ciastka, ale większość czasu spędzał w swoim pokoju lub na hamaku wśród buków i grabów. Jak już pisałam moje wnuki są typowymi mieszczuchami i tzw. kanaponami.  Zięć, który ma zawód programisty intensywnie pracował na pięterku, ale późne popołudnia i wieczory spędzał ze Stellą, nami i swoimi synami.Graliśmy w gry , rozmawialiśmy do późna na tarasie.Były grille, ogniska, wspólne wypieki, wspólne wypady. W tym roku Kornel również uczcił z nami swoje 8 urodziny. Był tort, dmuchanie świeczek, prezenty...Upał wszystkim dawał się we znaki i nasza stara, niezbyt duża lodówka odmówiła posłuszeństwa. Cóż było robić? Zapała decyzja, że bez sensu jest naprawa i regeneracja naszej staruszki, bo jest mała i mało oszczędna. Potrzeba nam czegoś całkiem innego. Pojechaliśmy z Kajetanem do Sanoka i nabyliśmy na raty dużo większą piękną lodówkę. Chłodzi znakomicie i jest oszczędna oraz pojemna. Problem został rozwiązany! Sierpień spędziliśmy bardzo aktywnie, bo z usportowionymi wnuczkami. Prawie codziennie jeździliśmy na basen, popołudniami na spacery i odkrywanie nowych miejsc w okolicy. Wspólnie pichciliśmy, piekliśmy i odwiedzaliśmy znajome cukiernie, a potem staraliśmy w trakcie ćwiczeń fizycznych zgubić zbędne kalorie, bo wnuczki dorastają i zaczynają dbać o swój wygląd i kondycję. I tak minęło nam lato.Bawiliśmy się z rodzinką świetnie, ale i trochę poczuliśmy się tym latem zmęczeni.  Wpadaliśmy do Koźla, jak po przysłowiowy ogień. Doglądaliśmy ogródka, odkurzaliśmy relacje z bliskimi i przyjaciółmi, parę dni mieszkaliśmy i wracaliśmy, bo w naszej części domu trudno było wytrzymać. Mój siostrzeniec i jednocześnie aktualny właściciel drugiej części naszego rodzinnego domu zabrał się już wiosną za solidny i generalny  remont. Budziły nas stukania, wiercenia, kucia ... więc załatwialiśmy co ważniejsze urzędowe sprawy, ogrodnicze i porządkowe prace i uciekaliśmy z powrotem do chaty, a więc wiejskiego spokoju. Remont trwa do tej pory. I jeszcze długo nie będzie ciszy i spokoju. Gdy ciężkie prace skończą się, może wiosną będziemy musieli zacząć odnawiać nasze mieszkanie. Tymczasem aktualnie u sąsiadów remont trwa. Nasza miejska część ogródka przylega do wykopów i księżycowego krajobrazu. Jednak rozumiemy, że bez tego się nie da, bo siostrzeniec musi dobrze wyremontować swoją część domu, aby móc w niej jeszcze przez długie lata mieszkać. 

          A teraz wracam do naszego wyjazdu nad morze. To był wyjazd spontaniczny. Z końcem lata odwieźliśmy wnuczki do Koźla. Chciały jeszcze zrobić ostatnie zakupy przed początkiem roku szkolnego, a my chcieliśmy zająć się ogrodem, mieszkaniem i porządkami. Po tygodniu mieliśmy dosyć stuków i puków. Poczuliśmy się trochę wyczerpani i zatęskniliśmy za morzem i miejscem, gdzie tym razem to ktoś o nas zadba. W internecie zaczęły się pokazywać okazyjne pakiety pobytowe i w ten sposób trafiliśmy do Pobierowa do Linea Mare.  Zawsze kochałam morze. Jako nastolatka przeważnie jeździłam z rodzicami do domów wczasowych z tzw. FWP. Jeździliśmy przeważnie do Łaz, ale też Międzyzdrojów, Świnoujścia, czy Łeby. I w mojej nastoletniej głowie wakacje kojarzyły się z szumem fal, złotymi plażami nad polskim morzem i domkami kempingowymi. Tym razem było trochę inaczej, choć morze nas nie zawiodło. Było niesamowite, romantyczne długie spacery plażą o zachodzie słońca, spacery na molo w ciągu dnia, ale i plaża w pełnym słońcu. Początek września w Pobierowie oraz w tej części wybrzeża był gorący i niczym nie różnił się od upalnego sierpnia, który spędziliśmy w Bóbrce. Pobierowo tętniło życiem, plaże były zapchane paskudnymi kolorowymi płotkami, których  nie znoszę, a z którymi nie spotkałam się na zagranicznych plażach. Hotel był wygodny, pękał w szwach od nadmiaru gości, choć zaczął się już rok szkolny. Były baseny hotelowe, wewnętrzny i zewnętrzny, niestety też zapchane wczasowiczami, którzy już od wczesnego ranka rezerwowali i okupowali leżaki. Jędrek wyjeżdżał na rowerowe objazdy okolicy i w ten sposób odkrył prawie puste plaże w pobliskim Pustkowie. I tam pojechaliśmy, aby choć jeden dzień spędzić  na plaży. Okazało się, że dzień takiego lenistwa, gdy czuliśmy się jak naleśniki na patelni jest obecnie dla nas wystarczający. Dużo przyjemniejsze były długie spacery brzegiem morza, szczególnie pd wieczór lub zwiedzanie pobliskich miejscowości. I tak trafiliśmy do  Trzebiatowa, miasteczka w powiecie gryfickim, oddalonego w linii prostej o 8 km. od morza. Urzekło nas to małe, malownicze miasteczko, ze sporą figurką tańczącego słonia na płycie rynku, zaraz obok ratusza, muzeum w zabytkowym pałacu.Były też inne zabytki; Kościół Mariacki, który pochodzi z XIVwieku. Z dziewięćdziesięciometrowej wieży można tu oglądać panoramę miasta i okolic. Najstarszy dzwon z  tego Sanktuarium pochodzi z końca XIV wieku. Poza tym jest Kaplica Św. Ducha, która została wybudowana na przełomie XIV i XV wieku. Kaplica Św. Gertrudy - wybudowano ją w XV wieku w stylu późnogotyckim Kościół Św. Jana Ewangelisty - wybudowany w stylu neogotyckim. Okrągła Baszta Kaszana, pochodzi z początków XIV wieku. Zobaczyliśmy jeszcze fragmenty murów obronnych, wybudowanych w XIV wieku oraz XVI-wieczny Krzyż Pokutny.Przeszliśmy się bogato zdobionym mostem nad Regą, wybudowanym w 1905r. Pod nim spokojnie płynie wąska rzeka Rega, która wpada bezpośrednio do morza. W Trzebiatowie zjedliśmy też fantastyczne lody w lodziarni, znajdującej się obok pałacu

Trzebiatów
 
Piękny i wygodny hotel Linea Mare w Pobierowie




Oceanarium w Międzyzdrojach.





Plaża w Międzyzdrojach.
W pełnym słońcu.


Zejście na plażę w Pobierowie. Zachód słońca.

Uliczki Trzebiatowa.
Płyta trzebiatowskiego rynku.




                                                              Nasz pokój w Pobierowie.
                                                                              i łazienka
                                                                 Basen zewnętrzny
                                                                                  Parking



                                                           Molo w Międzyzdrojach.







Trzebiatów, wizerunek słonia z poganiaczem,  wykonany w XVIIw. techniką sgraffito, miejsce - boczna ściana kamienicy nr 26
                                                                        Kościół Mariacki

                                             Tańczący słoń na płycie przed Ratuszem.
                                      Pałac, w którym mieści się muzeum historyczne.
Ta część pobytu nad morzem była bardzo relaksująca.

poniedziałek, 13 listopada 2023

Zaczarowani impresjonistycznymi klimatami


Bliżej końca maja tego roku przeglądając internet zauważyłam  informację dotyczącą wydarzeń kulturalnych  we Wrocławiu, gdzie właśnie otwarto wystawę multimedialną obrazów z okresu impresjonizmu. W tym czasie przebywaliśmy w Bóbrce i do Wrocławia mieliśmy około 8 godzin drogi autostradą A4. Zadzwoniłam więc do Stelli z pytaniem, czy coś wie na ten temat. Córka nie tylko wiedziała, ale i załatwiała dla swojej grupy emerytów, którą to współprowadzi  przy radzie osiedlowej, bilety na to wydarzenie. Sama zamierzała pójść na wystawę ze swoim najmłodszym synem, jednak nie wiedziała, kiedy się jej to uda. Na razie na wystawę nie wybierała się, bo miała mnóstwo innych spraw , które w tym czasie były dla niej bardziej priorytetowe. Zaopatrzona w tą wiedzę, sprawdziłam do kiedy wystawa będzie otwarta i w przedsprzedaży internetowej zakupiłam bilety dla siebie, swojej przyjaciółki Eli i dla Jędrka. Obie z Elą chciałyśmy zobaczyć wystawę. Ja, bo uwielbiam obrazy impresjonistów, a nie udało mi się pójść na wystawę obrazów Van Goga, a Ela, bo tak się jej spodobała poprzednia wystawa, że postanowiła mi towarzyszyć. Nastąpiło to w połowie czerwca, kiedy to przebywałam przez trzy tygodnie w Koźlu i nadrabiałam zaległości  w relacjach z przyjaciółmi, wnukami i pozostałą rodzinką. Miałam też do nadrobienia trochę zaległych badań lekarskich, wizyty w kancelarii notarialnej, w urzędach itd. Prostowałam zaniedbania prawne poczynione przez moich zmarłych rodziców. Jędrek niestety tylko mnie przywiózł , poszedł na wystawę i musiał wracać do chaty, bo roślinki w foliaku i na grządkach nie chciały się same uprawiać. Ogarnął więc nasz miejski ogród, w czym mu bardzo pomagałam i po obejrzeniu wystawy pojechał, aby wrócić na 4-go lipca. A wtedy trafił na niespodziankę! Ale o tym pod koniec posta. Teraz wracam do wystawy, która mnie urzekła i poczułam się częścią epoki impresjonistycznej, a w zasadzie to tak, jakbym weszła w świat tańczących kolorów w malarstwie Toulous Lautreca, Dagasa,Moneta, Pierra Auguste Renoira, Gaugina, Siseleja, Camille Pissaro, Van Goga, czy Picasso...Świat słońca, barw, ruchu , lekkości i radości. Była to dla mnie prawdziwa uczta duchowa. Przeżyłam tę wystawę pełna wzruszenia kolorami i pozostała mi ona w pamięci na zawsze.Ciarki na skórze, które u mnie  pojawiają się w chwilach wyjątkowych, gdy np. usłyszę wyjątkowo piękną muzykę, cudny wiersz itp. i tym razem towarzyszyły mi do końca trwania seansu z malarstwem impresjonistycznym. Dobrze dobrana muzyka, tańczące kolory i fluidy zachwytu,  w których zatonęliśmy pojawiały się w mojej głowie jeszcze wiele razy, gdy zamykałam oczy przed snem. Teraz zostało tylko wspomnienie i nie przypuszczałam, że wróci do mnie echem w Heliosie, gdy namówiona przez wnuka oglądałam nową filmową wersję "Chłopów", gdzie przedstawiono wieś w klimacie naszych, polskich impresjonistów, np. Podkowińskiego, Chełmońskiego, czy Wyczółkowskiego. Ale to zdarzyło się dopiero w listopadzie! A teraz parę zdjęć z wystawy wrocławskiej. 










 





To tylko kilka zdjęć, które w żaden sposób nie zastąpią wystawy, ale dla mnie zostaną jako taka mała przypominajka. Niemniej wystawa ta pomogła mi wewnętrznie znieść trudny okres prostowania różnych spraw, okres tęsknoty, wzmocniła mnie i zaopatrzyła w zapas energii na czas lata i jesieni. Czerpię z niej do dziś. Czwartego lipca wrócił Jędrek i wraz z dziećmi , Jędrka siostrą i Elą pojechaliśmy do Komorna aby wspólnie świętować okrągłe urodziny mojego męża. Jędrek nie wiedział o tym, że przygotowałam mu taki urodzinowy prezent. Cieszył się gronem najbliższych, życzeniami, serdecznością i dobrym jedzeniem. A następnego dnia pojechaliśmy do Bóbrki.