czwartek, 8 marca 2018

Myśli śniegiem zasypane

       Hura !  Przedwiośnie przyszło we wtorek. Czekałam na nie, jak na zbawienie. Mimo, iż do tej pory zima w górach mi nie przeszkadzała ( co innego w mieście), a wręcz rozkoszowałam się zasypanymi śniegiem krajobrazami. Jednak w tym roku miałam już wyżej dziurek w nosie wszelkich odcieni bieli. Dostawałam mdłości od bieli błękitnej, różowej, fioletowej, a najbardziej od całej gamy bieli szarej i burej, która pojawia się w pochmurne dnie. Wysysała moją energię życiową i wszelkie przebłyski entuzjazmu. Będąc w chacie, starałam się przebywać w pobliżu kominka i żyłam losem bohaterów kolejno pochłanianych książek. Czekałam na koniec mrozów, starając się odgonić od siebie depresyjne myśli. Niskie temperatury spowodowały uczucie uwięzienia. Czułam się uwięziona w wielkiej, białej klatce. Mroki myśli na moment rozwiewały rozmowy telefoniczne z bliskimi i wizyty na basenie. Chciałam do miasta i taty, który ciągle niedomagał. A tu trzeba było palić w kominku w obu chatach i czekać na koniec mrozów.
Już w sobotę  słoneczko grzało. Kiedy w niedzielę temperatura w ciągu dnia powędrowała w górę, to w górę powędrowały moje emocje, zasypane śniegiem, przymrożone 26 stopniowym mrozem. Otrząsnęłam się z marazmu, spojrzałam przez okno na zasypany śniegiem krajobraz.
        -- Przecież wcześniej jeździliśmy na co niedzielne wypady w plener! -- powiedziałam do Jędrka i olśnieni wspomnieniem pojechaliśmy na wycieczkę.
Zauważyłam, że śnieg jakby delikatnie skurczył się i opadł niżej. Wprawdzie Zalew Soliński nadal tkwił nieruchomo, skuty grubym lodem, ale śpiewał. Pod grubą warstą lodu słychać było jakieś dziwne dźwięki, trzaski, jakby na dnie akwenu grały tantamy i śpiewały delfiny.
        -- Ocho! Ogłaszają koniec zimy, pewnie w końcu nadejdzie wiosna i uwolni nas z tych kajdan! -- powiedziałem wesoło. I uwierzyłam, że tak będzie. Poczułam oddech wolności.
       
        -- Zobacz, nawet najcudowniejsze miejsce może stać się znienawidzonym więzieniem, jeśli musisz tkwić w nim nie ze swojej woli.-- powiedziałam do męża. Tkwiliśmy tutaj od czasu gdy usłyszeliśmy o fali mrozów, które miały spłynąć na Bieszczady. Jednak teraz , gdy spoglądaliśmy na ośnieżone stoki gór okalających zalew, gdy brnęliśmy przez lodowe piękno opustoszałych plaż ozłoconych promieniami południowego słońca,nie czuliśmy się już w potrzasku, a wizja szybkiego końca zimy stała się bardzo realna. Rozochoceni postanowiliśmy wydłużyć wycieczkę i powędrować na Żuków. Podjechaliśmy do zatoczki z zielono-białym szlabanem. Zostawiliśmy samochód i poszliśmy w górę. Uszliśmy może 3,5 kilometra pustą drogą, po bokach której widać było jedynie ślady saren i czasem pojawiał się pojedynczy ślad wilka. Słońce świeciło. Moja puchowa kurteczka okazała się prawdziwie zimowa. Myślę, że spokojnie mogłabym w niej pojechać na wyprawę na biegun. Droga była szeroka, gładka, bo przypuszczalnie udrożniona została przez pług. Po bokach sterczały głębokie zaspy. Pomiędzy wysokimi świerkami rozciągała się cudna panorama Bieszczadzkich dolin. Im wchodziliśmy wyżej, tym piękniejsze widoki radowały nasze oczy. Niestety nie doszliśmy na szczyt. Rozbolało mnie kolano, a konieczność drogi powrotnej oraz rozsądek zawróciły nas do samochodu. Słońce lekko zniżało się. W domu czekało mięso na niedzielny obiad. Spacer przewietrzył nam mózgi i emocje. Wyciszył , a słoneczko dodało optymizmu. Zadowoleni, zmęczeni i przewietrzeni wróciliśmy do chaty. Niestety w jej wnętrzu, przy sztucznym świetle wyszedł na jaw nasz brak doświadczenia. Okazało się, że trochę prześwietliliśmy oczy, bo nie zaopatrzyliśmy się w okulary przeciwsłoneczne. Cały wieczór męczył mnie czerwony, a później różowy odcień wnętrza chaty. Po dwóch dniach objawy naświetlenia zniknęły , a my wróciliśmy do miasta.











Tutaj króluje wiosna.Według prognoz pogody taki stan ma utrzymać się przez następne dwa tygodnie.Myślę, że zima już nie wróci. Teraz planujemy, co nowego posadzić w miejskim ogródku. Z uwagą śledzimy informacje z Bieszczadów, gdzie również znika śnieżna pokrywa. Wokół chat wiosna powinna sama dać sobie radę. Ptaki wydziobują resztki słoninki, zawieszonej na lipce. Mam nadzieję, że tym razem lisek chytrusek, który regularnie odwiedza naszą posiadłość, nie pozrywa tego przysmaku, jak to już kilkukrotnie zrobił. Pożegnaliśmy go na drodze do wioski. Mimo trudnej, mroźnej zimy miał się dobrze. Jego puszyste futro lśniło. I nic sobie nie robił z faktu, że wokół posiadłości widać było slady samotnego wilka, szukającego, jak i on szybkiego, łatwego posiłku.

4 komentarze:

  1. ale super mieliscie wyprawę - taką biel to ja lubię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyprawa fajna,jednak już moje tęsknoty biegną w kierunku wiosny. W mieście mam już jej przedsmak. Miło mi Cię znowu gościć w Chatomanii. Pozdrawiam wiosennie.

      Usuń
  2. W marcu różnica między miastem a wsią to jakieś trzy, cztery tygodnie, znam to od lat. Można nawet się przemieszczać i cofać czas. Ja narazie nie odczuwam efektu więzienia bo ciągle jeszcze nie muszę ale chcę. Jestem szczęściarą i jestem wdzięczna nieustannie. Serdeczności Ci Bożenko ślę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Masz rację Krystynko! I to zarówno w sprawie różnic wiosennych pomiędzy regionami Polski, jak i odczucia uwięzienia. W tym roku zima w Bóbrce trochę mi dojadła. Myślę, że spowodowały to liczne opady śniegu, który od paru miesięcy nie chce zniknąć, jak i doskwierające niskie temperatury. Drugą sprawą jest dla mnie oddalenie od wielu ludzi, przy których jest mi dobrze. Może zbyt krótko jestem emerytką i w pracy zostawiłam zespół wyjątkowych kolegów, a wśród nich i przyjaciół.Bardzo mi ich brakuje. Znajomi na nowym terenie są zbyt "świeży". Zresztą w naszym wieku bardzo bliskie relacje nawiązuje się rzadko. Są to raczej znajomości, koleżeństwo. Z przyjaciółmi zjadłam beczkę soli i przeżyliśmy bardzo różne chwile.Znamy się dogłębnie. To wiąże. Poza tym , jak piszesz, Ty nie musisz, tylko chcesz!
    Jestem w mieście i czekam na ten moment, kiedy zatęsknię. Na razie znowu " muszę " być tu, w mieście i pewnie długo będę musiała. No, cóż... TATA! Kocham go, ale nie zawsze opieka jest sprawą lekką. Zresztą sama doskonale o tym wiesz. Najgorsze w tym jest znowu poczucie uwięzienia. Mam nadzieję, że wiosna pomoże popatrzeć na wszystko bardziej optymistycznie.Wszystkiego dobrego Krystynko!

    OdpowiedzUsuń