środa, 10 stycznia 2018

Zmienność życia

                                                       Budzi się dzień nad Soliną.

         Niedawno w jakimś artykule dotyczącym badań fizyków, zajmujących się zjawiskiem  czasu przeczytałam, że czas przeszły, czy przyszły nie istnieje. Wszystko, co się dzieje, dzieje się na jednej płaszczyźnie tu i teraz.  Trudno mi to ogarnąć. Szczególnie, gdy spoglądam w lustro. Odbija się w nim twarz całkiem inna, niż parę lat wcześniej. Czasem zastanawiam się, czy to możliwe, abym to była ja?  Przecież czuję siebie inaczej, młodziej , piękniej... Nie dziwię się ludziom chorym na Alzheimera, którzy patrząc w lustro, widzą w nim kogoś obcego, bo w pamięci mają zupełnie inną podobiznę. Na przykład babcia mojej serdecznej koleżanki ze szkoły podstawowej, będąc w zaawansowanym stadium tej choroby, twierdziła, że ta stara kobieta, która podgląda ją w łazience, to jakaś wścibska sąsiadka. I za nic nie chciała wchodzić do tego pomieszczenia, w którym przy wejściu było zawieszone lustro.




Z kolei w tym czasie ubóstwiała swojego wcześniej nienawidzonego zięcia, mówiąc, że to jest fajny chłop od piwa. Zięć ten od czasu do czasu przynosił jej w tajemnicy przed innymi członkami rodziny  ten "rarytas".  Po kryjomu pili wspólnie po szklaneczce piwka w pokoju babci, która od czasu, gdy zachorowała, stała się frywolna i psotna, jak nastolatka.  Znałam ją z wcześniejszego okresu, w którym była wiecznie  klepiącą pacierze staruszką, zasadniczo podchodzącą do życia. Do przesady  lubiła ład i porządek. Miała mnóstwo zasad, które ją wręcz ubezwłasnowolniały.  Była nudna i uciążliwa dla otoczenia, które rozliczała z odstępstw od " normalności". Moja koleżanka cierpiała bardzo, bo babcia prawie ją wydziedziczała za zbyt krótkie spódniczki, puder na twarzy, czy malowane brwi. Złapały ze sobą wspólny język dopiero, gdy tamta zapomniała, że jest staruszką o żelaznych zasadach życiowych. Niestety trwało to zbyt krótko.  Staruszka zaczęła zagrażać innym członkom rodziny, np. paląc na dywanie ognisko, bo wydawało jej się, że jest harcerką i musiała zostać umieszczona w domu opieki. Tam zmarła.
Idąc śladem rozważań fizyków, mogłabym powiedzieć, że czas teraźniejszy babci koleżanki to bardzo złożona osobowość; dojrzała, a za razem infantylna.  A  babcia ta przez całe życie nosiła maski, które pomagały jej dobrze funkcjonować w społeczeństwie, a w środku cały czas była taka, jaką okazała się, gdy zapomniała o fakcie posiadania masek.  
Dlaczego te rozważania?  Może dlatego, że prześladuje mnie ostatnio temat starzenia się, utraty pamięci przez starszych ludzi, a nawet śmierci? Sama starzeję się, co naocznie stwierdziłam , gdy zoperowałam w obu oczach soczewki. Nowe protezy  ujawniły gorzką prawdę, a może bardziej nagą prawdę, że ta podstarzała paniusia w lustrze to ja i to moja twarz, moje zmarszczki... Kolejna moja koleżanka, również ostatnio doświadczyła podobnego stanu zaskoczenia, gdy okulista wreszcie dobrał jej odpowiednie soczewki kontaktowe. Po wizycie u okulisty, robiąc wieczorny demakijaż pomyślała, że ma w łazience złe oświetlenie. Rano przekonała się, że niestety to nie jest zła lampka, a rzeczywistość.  I na pytanie " czy to ja? " musiała w słoneczny poranek powiedzieć" niestety, to w całej okazałości ja". Co zatem z tym czasem, który nie jest ani przeszły, ani przyszły, bo wszystko toczy się tu i teraz? Kto lub co zatem robi nam psikusy zabierając młode odbicie? Parafrazując zdanie żony Krzysztofa Ibisza, pani Nowak Ibisz " ja tego nie kupuję." 


                                                         Droga stokiem Kozińca.

 Parę dni temu dowiedziałam się, że zmarła moja daleka krewna. Poznałam ją wiele lat temu, gdy byłam nastolatką. Bardzo lubiłam  ciocię Alę, mimo iż rzadko miałam możliwość spędzania z nią  czasu. Parę lat temu wyjechała z Warszawy z  opiekującą się nią  rodziną gdzieś w okolice Nidzicy. Była ciepłą, urokliwą kobietą, która uwielbiała dobre jedzenie i długie wieczorne rozmowy. Mówiła " proszę ja ciebie" i kochała życie. W zasadzie oprócz endoprotez obu kolan miała końskie zdrowie i doskonały apetyt. W tym  roku obchodziłaby 92 lata.
Gdy o jej śmierci zawiadomiła mnie kuzynka mojej mamy, powiedziłam do niej.
-- Cóż kończy się pewna epoka.  Takich ludzi, jak ciocia Ala już nie ma.
 Ciocia Ala była prawdziwą damą nawet wtedy, gdy wiele lat temu połamała ogrodowy, solidny fotel, w którym uwięzła. Fotel przywiózł mój mąż z Belgii na długo przed wprowadzeniem ich na rynek polski. I nie było to zwykłe, plastykowe krzesło z nogami, które pod wpływem temperatury zachowują się  jak plastelina i  wyginają na wszystkie strony. Fotel był gruby, błyszczący i rozkładany. Prawdziwy mercedes w grupie foteli ogrodowych. Biedna ciocia zakleszczyła się się w plastykowych szczątkach i wydostała z nich dopiero  za pomocą mojego taty i męża, wystraszonych zaistniałą katastrofą.  Po spionizowaniu ciocia poprawiła swoją letnią sukienkę, sprawdziła stan całej garderoby i dumnie ogarnęła wzrokiem cały taras, na którym miało miejsce zdarzenie, po czym powiedziała do mojej mamy.
         -- Wiesz Halu, współczesne przedmioty wydają się być robione z kartonu. Nie są  dla nas, prawdziwych kobiet.                                             


Już wtedy pomyślałam sobie, że ma niesamowitą klasę. Ja wówczas w tej sytuacji umarłabym ze wstydu. Pomyślałabym sobie, że jestem za gruba, niezdarna, pechowa... itp. Wracałabym w myślach do zdarzenia i katowała się wspominkami, odtwarzając każą sekundę wypadku. Umiejętność podchodzenia z humorem do potknięć była mi wówczas obca. Aby umieć być ponad to, czy posiadać umiejętność podchodzenia do siebie z humorem  musiałam nauczyć się. Robiłam to wiele , wiele lat.

                                                         Zalew Myczkowski.

Myślę, że dziś jestem zupełnie inną kobietą, niż w tamtym czasie. Ceną stabilności wewnętrznej były właśnie przeżyte lata, które jak paciorki  liczydła przesuwam wstecz, odmierzając kolejne dekady. W końcu tak nauczyłam się liczenia. Jestem dzieckiem z tamtych lat.
Nie wiem, czy dziś , w dobie kalkulatorów umieszczonych w telefonach komórkowych, które ma większość dzieci, obraz liczydła jest przekonujący, więc może powinnam upływający czas porównać do rzeki. W końcu ciągle gdzieś czytam " rzeka życia"... Rodząc się wsiadłam do łódki i popłynęłam, Tak więc płynę i płynę, a co parę metrów mijam inny kawałek brzegu. Wszystko się zmienia i ja na tej łódce również zmieniam się. Nawet zmieniają mi się preferencje wakacyjne. Jeszcze rok temu uważałam, że świata powinnam się " nachapać ". Lista moich planów wakacyjnych była długa i pod hasłem " koniecznie muszę zobaczyć " widniało mnóstwo pozycji. Gdy na początku stycznia pomyślałam o tegorocznych wakacjach i zastanowiłam się, gdzie ewentualnie chciałabym wyjechać, co zobaczyć, okazało się, że nie jestem pewna, czy aby na pewno chcę tego , co jeszcze przed rokiem. I nie chodzi o to, czy mi się chce, czy nie, bo zdecydowanie chce mi się poznawać świat, ale inaczej i nie za wszelką cenę. Polubiłam miejsce, gdzie spędzam teraz większość czasu, czyli Bieszczady. Staram się je odkrywać po kawałeczku i od podszewki. I tak chcę też zwiedzać świat. 



                                                     Wnętrze cerkiewki w Łopieńce.




 Zmieniłam się. Zmieniłam, bo odmienił mnie upływający czas. Teraz przezywam teraźniejszość i płynę ku przyszłości, ale moją bazą jest przeszłość.

6 komentarzy:

  1. wiesz mnie dotknelo drastycznie i strata pamieci (moj tata 1,5mca temu tak calkowicie z dnia na dzien) i mama od roku walczaca z alheimerem (niestety straszyla nozem i inne przygody wiec nie moglam jej wziac do siebie do malych dzieci) i powiedzialam ostatnio to samo pokolenie naszych dziadkow (jedyna nasza babcia ma 91l i mieszka sama w bloku) to jest zupelnie inne pokolenie. Oni byli nie do zdarcia :(

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest trudne. Zetknięcie się z objawem tej choroby u bliskich, którzy stają się emocjonalnie obcymi ludźmi.
    Moja mama też w trakcie postępów choroby stała się agresywna. Moja siostra doświadczyła jej agresywnego zachowania. Sprzeciw wobec irracjonalnego zachowania mamy spowodował to, że chciała ją uderzyć. Doświadczył tego również tata. Smutno mi było patrzeć, jak nie potrafił zrozumieć wielkiej zmiany w osobowości mamy, którą wiele lat bardzo kochał. Trudno jest oddzielić objaw choroby od człowieka. Nagle ktoś , kto był dla ciebie wszystkim z biegiem czasu staje się agresywnym obcym, przed którym musisz bronić siebie i swoje dzieci. Do tego dochodzi temat " woda brzydzi". ...
    Minęło parę lat i również tata ma kłopoty z pamięcią. Nie jest to Alzheimer, ale demencja i co? Okazuje się , że i on nagle unika wody i trzeba nieźle się nagimnastykować, aby skorzystał z prysznica. A jacy my będziemy w ich wieku? I jak nas będą postrzegać nasze dzieci? Ile my zrobimy kłopotu? Czas pokaże. Na razie staram się być cierpliwa i empatyczna. Staram się również ćwiczyć umysł i ciało. Nie poddam się bez walki, czego i Tobie życzę. Trzymaj się! Pozdrawiam bardzo serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Od ponad roku pomagam opiekować się szwagrem z A i podziwiam Siostrę, ile ma cierpliwości i zrozumienia. Często się zastanawiamy, dlaczego i po co to doświadczenie jemu i nam. Nie poznaje, zapomina o najprostszych czynnościach, jest zdezorientowany, żyje w jakimś równoległym świecie i jest coraz gorzej.
    Byłam w kapliczce w Łopieńce na koncercie i nawet kupiłam biało złotego Anioła który opiekuje się teraz moją chattą.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z moich doświadczeń wynika, że wszystko w życiu jest po coś. Nie zawsze od razu orientujemy się , po co nam ta lekcja. Dopiero z perspektywy dłuższego czasu odczytujemy powód tej lekcji. Piszesz, że siostra ma dużo empatii dla Twojego szwagra. Myślę, że powodem jest uczucie. To ono pomaga nam w trudnych chwilach.
      A co do powodu, to może to trudne doświadczenie pomoże Twojej siostrze na pogodzenie się z odejściem męża. Łatwiej nam godzić się na śmierć bliskich, gdy bardzo cierpią lub też już za życia z niego się wycofują. A może też choroba w rodzinie potrzebna, aby wzmocnić więzy między siostrami, czy też przekonać się, że zawsze na Ciebie może liczyć?
      Nam choroba mamy, a później ojca pomogła z powrotem odnaleźć bliskość, podobną jak w dzieciństwie, która się gdzieś zagubiła przez lata odmiennych dróg życiowych. Pozdrawiam cieplutko.

      Usuń
    2. A wiesz Bożenko, że i nam te powody przychodziły do głów i właściwie oba wystarczą by się pogodzić a nawet podziękować za taki 'dar'
      Mądrze godosz dziołcha

      Usuń
    3. I jeśli mogę jeszcze jedno.Szkoda, że głębsze, mniej powierzchowne myślenie przychodzi z czasem. Kupę błędnych decyzji nie podjęłabym, wielu głupstw nie zrobiła, gdybym za młodu inaczej podchodziła do różnych spraw. Mniej emocjonalnie, nie tak pochopnie. Ale i to nie jest moje odkrycie. Już w ludowych porzekadłach można tę życiową mądrość znaleźć.Miłego dnia Krystynko.

      Usuń