Czekamy, aż rana całkowicie się zagoi, a wygolona na brzuchu sierść odrośnie. Jak twierdzi przemiła pani weterynarz, brzuszek kotki niedługo pokryje się sierścią i będzie mogła wrócić do swojego domku na tarasie. Teraz tęsknym okiem patrzy na świat przez szybę w drzwiach tarasowych. Obserwuje ptaki wiszące na płatach słoninki, czy wydziobujące ziarenka z karmika, który Jędrek powiesił na młodej lipce. Czasem przystaję obok kotki i wspólnie obserwujemy ptaki. Rozśmiesza mnie kowalik, który przylatuje na słoninkę. Czepia się pazurkami gładkiej powierzchni tłuszczu i po paru dziobnięciach zastyga w bezruchu, pilnując słoniny.
-- Popatrz -- mówię do Jędrka -- jaki skąpiec. Sam nie zje, ale drugiemu nie da. Czasami tak bywa z ludźmi. Wolą wyrzucić, niż podzielić się z innymi. Fajne są uruchomione w okresie około świątecznym specjalne numery telefonów. Mając nadmiar jedzenia można zadzwonić i przyjeżdżają wolontariusze, którzy zabierają takie produkty. Później rozdają żywność pomiędzy tymi, którym jej brakuje. Szkoda, że przez cały rok nie ma takich akcji. -- westchnęłam.
-- A wiesz, że ostatnio czytałem o akcji, która rozpoczęła się na zachodzie Europy,chyba we Włoszech, ale i do nas trafiła. Może obejmie nasz kraj. Jest to tak zwana " zawieszona kawa". Zaraz ci wyjaśnię o co chodzi. Przyjeżdżamy na kawę do jakiejś kawiarni, która dołączyła do tej akcji i zamawiamy kawę. Płacimy za nią, ale dodatkowo płacimy za jedną, dwie, trzy " zawieszone kawy". Z takiej kawy później mogą bezpłatnie skorzystać ci, których nie stać na filiżankę kawy. W internecie piszą, że rozszerza się to na inne posiłki. Ponoć już sieć Mc Donalda do tego dołączyła, tylko nie pamiętam, czy już na terenie Polski.
Zamyśliłam się nad tą różnorodnością natury ludzkiej. Tyle się słyszy o cudownych akcjach i zbiórkach pieniędzy na ratowanie ludzkiego życia. Ale też przeraża bezmyślne ludzkie okrucieństwo, skakanie sobie do gardła, aby zagarnąć jak najwięcej po zmarłych . Aby sobie wydrzeć każdą jedną złotówkę. Dlaczego przez pieniądze rozpadają się rodziny, ludzie zabijają?...
To trudny temat. Nie jestem w stanie zrozumieć takich ludzi. Jakimi pokrętnymi drogami muszą chodzić ich myśli. ale też jacy muszą być nieszczęśliwi, trwoniąc życie na pogoń za kasą. Tak jak przestępcy nie mają na twarzy wypisanego hasła " jestem oszustem, złodziejem, pedofilem, ...." tak i człowiek pazerny nie ma tego wypisanego na czole. Czasem nawet poznając takiego typu ludzi, wydaje nam się, że są to ludzie głębocy, wrażliwi, troskliwi, mili. Nawet zaprzyjaźniamy się i nagle po paru latach znajomości okazuje się, że potrafią oszukać, wykorzystać materialnie, okłamać. Z czasem tacy ludzie przestają się kontrolować i zdejmują maskę dobrotliwego, przyjaznego. Wtedy dostrzegamy jak bardzo krzywdzą innych. Często są to ich najbliżsi, mniej chytrzy, bardziej opiekuńczy. Wykorzystują ich dobroć. Jak trudno nadal takim ludziom ufać, szanować ich. Ale teraz o czymś przyjemniejszym.
Wczoraj byłam na cudnym koncercie w Cisnej. Zaprosiła nas współorganizatorka tego międzynarodowego festiwalu kolęd i pastorałek. W małym kościółku w Cisnej po raz siódmy pojawiły się amatorskie zespoły ludowe, chóry. Przyjechali z Ukrainy, Słowacji, Polski, by zaśpiewać swoje kolędy, pastorałki. Koncert był niesamowity, ale wszystkich zaszokowała mała siedmioletnia dziewczynka Weronika, która przyjechała z Białej Cerkwi położonej w obwodzie kijowskim. Dziewczynka rozpoczęła koncert swojego zespołu. Stanęła przed ludźmi i acapella zaśpiewała pieśń o Ukrainie. Wszyscy oniemieli! Niesamowitym darem obdarzyła ją natura. Wnętrze kościoła napełniło się głosem, który brzmiał jak dzwon. Był tak mocny, że wydawało się, iż wyparł całe powietrze, a za moment powypadają szybki w kościelnych oknach.... Ciarki chodziły po plecach, a do oczu cisnęły się łzy!
Festiwal po raz pierwszy zaistniał siedem lat temu z inicjatywy poprzedniego proboszcza, który podobno był uzdolniony muzycznie. Po jego odejściu zwykła mieszkanka Cisnej, a może i niezwykła, bo chętna i bezinteresowna pani Halinka, przejęła organizację festiwalu. Następny proboszcz nie był zainteresowany jego organizacją.
Pani Halinka skrzyknęła parę innych osób, poszukała sponsorów i zaprosiła amatorskie zespoły, a te bezpłatnie dały cudowny koncert. Dzieci z Białej Cerkwi jechały do Cisnej 900 km. Ile pracy trzeba włożyć w organizację takiego festiwalu, ile poświęcić czasu wiedzą tylko ci, którym zdarzyła się organizacja jakiegoś wydarzenia. Mnie zachwyca taka bezinteresowność, energia, chęć upiększenia życia sobie i innym, bo nie samym chlebem człowiek żyje.
Każdy, kto raz był w Cisnej orientuje się, że to niewielka miejscowość. W niewielkich miejscowościach przeważnie niewiele się dzieje, ale nie powiedziałabym tego o Cisnej i wielu innych miejscowościach w Bieszczadach. Zachwycona jestem tym, jak wiele wzruszeń można tu doświadczyć i nie tylko sprzyja ku temu cudna przyroda. (Często w niższych partiach panuje jesień i jesienna aura, a wystarczy podjechać wyżej i zaskakuje nas zima. )
Jadąc na festiwal obserwowaliśmy cuda natury w świetle zachodzącego słońca, które barwiło górskie szczyty na różne odcienie różu, rudości i bordowej czerwieni. Jednocześnie złoty reflektor muskał nurt strumyków, grzebień szarych buków, porastających szczyty po przeciwnej stronie gór. Wydawało się, że cudniej być nie może, a jednak było. I nigdy bym takich wzruszeń nie doświadczyła, gdyby nie inicjatywa mieszkanki Cisnej. Bo ludzie potrafią być wspaniali, dobrzy i mają wielkie serca. I jak tu nie kochać ludzi? Jak nie kochać Bieszczadów?
Jaki optymistyczny wpis:-)
OdpowiedzUsuńTyle serca i dobrej ludzkiej woli w małej bieszczadzkiej Cisnej, która jest nam doskonale znana; dlaczego takich ludzi nie pokazuje się jako przykładu, tylko epatuje zakapiorstwem; dziś wieczór rozjarzony, będzie mróz jak licho:-) pozdrawiam serdecznie.
Tak jakoś we współczesnym świecie dzieje się, że ludzi przyciąga sensacja, dziwność życia , siermiężność, przygoda... bo cóż ciekawego w normalności, staraniach na rzecz innych? Do tego trzeba wysiłku, pomysłów, czasem samozaparcia. Ludzie nie lubią się męczyć. Dużą oglądalność ma w tv np. " Przystanek Bieszczady". Życie ludzi prezentowanych w tych programach, jest inne od tego, które na co dzień pędzą rzesze miłośników serialu. To program o wolnych ptakach żyjących po swojemu, często ich chleb powszedni to różnej maści trunki. A Polak lubi fantazję ułańską, wolność, niezależność. To się sprzedaje. Myślę, że dlatego "zakapiory" tak przyciągają. Ja tam wolę jednak Promowanie takich " pań Halinek". Pozdrawiam ;)
UsuńNie dziwię się Kizi, umywalkę cudną macie, jak ja lubię owale i zaokrąglenia, prawie secesja. O tej akcji zawieszonej kawy czy herbaty słyszałam ale kiedy ona trafi pod strzechy? Cisnę znam i ona wielce interesująca kulturalnie i rozrywkowo, tam nawet piwko w kultowej Siekierezadzie to przygoda a herbatka w Bacówce pod Honem to atrakcja niezapomniana. Natura ludzka wieloraka, nie tylko czarno biała. Tyle tam kolorów i odcieni, nikt nie jest całkiem zły albo całkiem dobry, no może oprócz psychopatów ale tych oby nigdy nie spotkać.
OdpowiedzUsuńA te rowery to Wasze?
Też lubię swoją umywalkę, chociaż wyszła inaczej, niż to sobie wyobrażała. Jednak tak jest z budowaniem na odległość. Panowie robili to, co im w duszy śpiewało. Miała być okrągła umywalka pasująca do wiejskiej chaty, a tu wyszło coś innego. Zresztą i tak było z kominkiem. Jednak mimo wszystko kocham tę swoją dziwną chatę. Co do roweru, bo na fotce jest jeden, Jędrusia, to rzeczywiście nasz własny. Ja w ziemie nie jeżdżą na swoim. Mój jest inny, bardziej spacerowy. Czeka na lepsze czasy. Pozdrawiam serdecznie:)
UsuńTakie koncerty są cudne..samo spotkanie z ciekawymi i zdolnymi ludźmi,którzy przekazują nam swoje emocje podnosząc nasze:)
OdpowiedzUsuńŁadne krajobrazy a kotka cudna:)
Pozdrawiam
Koncerty kolęd i pastorałek są niesamowite. Kościółek malutki i można wykonawców dotknąć, bo siedziałam w odległości dwóch kroków. Atmosfera prawie rodzinna.A różnorodność łączy, a nie dzieli. Później wszyscy biesiadowali w pobliskim GOKu. Tak, to bieszczadzki klimat. Pozdrawiam
Usuń