środa, 29 listopada 2017

bieszczadki pop-art



         Nasz czas w listopadowej Wyluzowanej jest  biało czarny, jak staromodna fotografia. W domu mam całe pudełko takich fotek, bo kiedyś tylko takie dokumentowały nasze życie. Niektóre tylko miały odcień sepii, to te jeszcze starsze. Ale całe moje dzieciństwo zamknięte jest w takim właśnie, biało- czarnym obrazie. A że było ono wesołe i beztroskie, to nigdy odcienie czerni i bieli nie kojarzyły mi się z czymś złym, smutnym, czy strasznym. Teraz czas listopadowej mozaiki też nie widzę jako smutny, nudny, czy dołujący.  Po prostu biały puch zasypał nam kolory, jakby bieszczadzkim aniołom  w szale przedmikołajowych porządków rozerwała się wielka poducha z pierzem. I mam za drzwiami chaty wielki obraz w stylu czarno-białego pop-artu. Jako dzieciak , a w zasadzie już podrostek miałam taką pop-artowską szałową sukienkę, której zazdrościły mi koleżanki.
Ale to był już świat " w całkiem innym stylu", jak śpiewała  Urszula Sipińska, bożyszcze wielu ówczesnych nastolatków. Chyba zdecydowanie starzeję się, skoro wracam do tak wczesnych  wspomnień. Zresztą powiedziała mi to dziś moja ździebko młodsza koleżanka, pytając co słychać. Gdy jej powiedziałam o szaleństwach moich kociaków, skomentowała.
-- Wiesz, ty już chyba rzeczywiście jesteś stara, bo już jak moja teściowa mówisz. Ona to tylko w kółko gada o swoim kocie.  Twierdzi, że kota trzeba brać na kolana, aby rozgrzał stawy kolanowe, że kot to najmilsze stworzenie.itp. bzdety.
-- Moja kochana-- przerwałam jej, choć wiem, że to nieelegancko -- z moich kociaków nie radziłabym korzystać , jak z elektrycznej poduszki. Bardziej przypominają podsufitowy wentylator.  Ale, że jestem już nie najmłodsza, to sama doskonale wiem.Przypominają mi o tym właśnie stawy kolanowe.  Ciebie, jak pamiętam też łupią kolana.
Wracając do aury. Tu jest w kratkę. Raz słońce złoci resztki jesieni, koty wylegują się na ciepłym tarasie, a raz jest jak na załączonej fotce.

 Tak jest w Wyluzowanej, a w mieście? Właśnie wczoraj rozmawiałam z siostrą, która powiedziała mi, że nie może doczekać się śniegu, bo miasto stało się brzydkie, brudne i przygnębiające.

 Ma rację, bo w tym okresie najbardziej widać śmieci, błoto. Dnie są krótkie i szare. A jeszcze tak daleko s do wiosny.
Ja zaczęłam myśleć o Mikołaju i prezentach pod choinkę. Staram się robić zakupy starannie, z namysłem. Nie lubię przypadkowych prezentów. Nie robię prezentowych odwalanek.
Lubię, gdy obdarowani cieszą się. konsultuję więc prezenty z członkami rodziny i siedzę w sklepach internetowych. Później jeżdżę do skrytek inPostu i odbieram, składam, pakuję...
Mimo mieszkania w chacie, jakoś sobie z tym radzę.  Gdy mnie znuży pisanie, czytanie, zakupy chodzę na spacery, 
 Zaglądam w różne miejsca niekoniecznie widoczne w czasie, gdy świat zalewa powódź zieleni. I cieszę się, że mogę tu choćby przez chwilę mieszkać.
        -- Co ty widzisz w tej chacie? Nie tęsknisz za miastem? -- pytają koleżanki. W głosie ich słyszę naganę. Za miastem, czyli za prawdziwym życiem emeryta. Zajmowaniem się na okrągło wnukami,
życiem cudzymi kłopotami, rozwiązywaniem cudzych problemów. Bo przecież życie dzieci nie jest moim życiem. Ja im tylko mogę kibicować. Dawać wędkę, bo nie jestem zwolennikiem dawania gotowej ryby i to już przyrządzonej. Znajomi inaczej widzą swoje życie w przyszłości na emeryturze. Chcą czuć się niezbędni, móc decydować za swoje dzieci, bo oni najlepiej wiedzą. Najlepiej też potrafią wychowywać... A ja?  Czy powinnam się czuć winną, że chcę żyć inaczej? Że w środku nie czuję się stara. Mam swoje plany, marzenia. Czy emerytura musi zawsze oznaczać margines życia?
Wiem, że wszystko ma jakiś kres. I dla mnie kiedyś skończy się  podróż do chaty. Są przecież choroby, niesprawność...samotność. Jednak nie chcę o tym myśleć, tak jak o tym nie myślą ludzie młodzi.

Miło mi, że dawni współpracownicy o mnie pamiętają, zapraszają na wspólne małe obchody świąt, okrągłych rocznic.  Jednak wiem też, że już jestem tylko gościem, mimo iż chciałabym czuć się jak koleżanka. Ale czy rzeczywiście?  Przecież zamknęłam drzwi. Żyję innym życiem. Życiem , które świadomie wybrałam, mimo niewiedzy ile lat tak będę mogła jeździć 400 km w jedną stronę.




4 komentarze:

  1. Witaj ! Bardzo ciekawie napisalas o zyciu na emeryturze ....Chcialoby sie powiedziec "temat rzeka " ile ludzi tyle zdan "... Ja tez juz od wiosny w domku siedze ..chociaz do emerytury jeszcze 2 lata ..posypalo mi sie zdrowie ,wystraszylam sie i zwolnilam ... Jestem w domu i jest mi naprawde dobrze !Dbam o siebie i rozpieszczam ,narezcie ! I co w tym dziwnego ? ano nic ! Mam kolezanki ,ktore tak mowia jak Twoje ...a ja mysle ,ze to poprostu zazdrosc ! Pokolenie naszych rodzicow bylo biedne .My z kluczami na szyji i z odgrzewana przez sasiadke zupa ...ganialismy do wieczora po podworku ...Nasi rodzice i my jakos musielismy se poradzic ...Dzisiaj chuhaja ,dbaja,bo to bo tamto ,bo trzeba mlodym pomoc .Dobrze piszesz "dac wedke " ,a ze ciezko mlodym ? ,a nam bylo lekko ? Moje znajome bardzo wtracaja sie do zycia swoich dzieci ...synowa paskudna ,ziec do szalu doprowadza ...wnuki biedne ,bo sie musza uczyc :( Gotuje sie we mnie jak slysze te gadki ...i tylko jak probuje mowic tak jak Ty od razu slysze oburzenie wiec nic nie mowie juz ...Nasze dzieci musza zyc wlasnym zyciem ,bo my juz swoje przezylismy i nalezy nam sie odpoczynek ! Pomoc owszem ,ale bez przesady ! Cudna masz ta swoja chate ,pomimo tych 400 km ! a moze i dobrze ,ze tak daleko ;) Pozdrawiam i zycze dobrego i spokojnego czasu i pieknej pogody :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj Magdo! Zdrowa miłość do siebie jest dziś mało popularna. W naszym społeczeństwie ciągle pokutuje obraz Matki Polki i nic nie byłoby w tym złego, gdyby nie to, że za hasłem stoi zmęczona podstarzała kobieta, która " robi bokami" i ma bardzo niskie poczucie własnej wartości. Nie ma czasu na zadbanie o swoje zdrowie, wygląd i samopoczucie. Musi "wypruwać flaki", aby zasłużyć na miano super matki, super żony, super babci. Nie szanuje siebie i ma wyrzuty sumienia, gdy np. musi odmówić z powodu niedyspozycji zdrowotnej spędzenia kolejnego weekendu ze swoim wnukiem, bo jego rodzice chcą spędzić go samotnie w górach, czy na balandze. Nie mam nic przeciw spędzania czasu z wnukami, ale gdy wiem wcześniej o tym, że mam zaplanować sobie ten czas i nic mi z tym nie koliduje. Pewnie, że jeśli zdarza się sytuacja podbramkowa typu " czerwony alert", czyli pomoc niezbędna, bo dziecko chore, a rodzice również ulegli zarazie, bądź mają inny koniec świata, to nie zastanawiam się nad swoimi potrzebami. Jednak w innym wypadku uważam, że moje życie jest tak samo ważne, jak innych członków rodziny.
    Może dlatego nie należę do tych wiecznie skwaszonych i niezadowolonych z życia. Mam nadzieję, że do późnej starości starczy mi tej " pary" w sercu, a wnuki będą mnie dobrze wspominać. Na razie z przyjemnością do mnie przyjeżdżają, choć najstarszy ma prawie 17 lat. A ja bardzo lubię ich towarzystwo, bo mam ich wtedy, gdy mam na to czas i ochotę.
    Jak widzę, myślisz podobnie i wydaje mi się, że trochę nas , takich " innych" jest. Dopieszczaj siebie, bo dla siebie jesteś najważniejsza. Nikt inny tak dobrze nie wie, co Ci naprawdę potrzeba. Pozdrawiam i życzę miłego okresu oczekiwania na zasłużoną emeryturę. Dziękuję za odwiedziny. Cieszę się, że podoba się nasza chatka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Idzie świat czarno, szaro, biały ale pełen uroku. Lepiej wygląda w realu niż na fotografiach.
    Też często słyszę to pytanie; co ty tam robisz sama w tej chacie na skraju lasów i łąk? Bez internetu i telewizji? Czy Ci nie zimno, czy się nie boisz? Czasem mi zimno, czasem się boję ale nigdy sie nie nudzę, bo samo gapienie się przez okienka gdy w kominku huczy ogień to film przyrodniczy 5 lub nawet 6D.
    A kociaczek na kolanach to musi być przyjemność nie lada :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda, że ten czarno-biały świat jest piękny? Właśnie to mówiłam dziś do swojego męża. Zasypało nas nieźle, ale w chacie buzuje ogień i maluje ciepłym złotem wszystko wokoło. Za oknem bajkowy krajobraz. Szkoda, że od czwartku ma przyjść odwilż, bo taki lekki mrozik jest zdrowy, a spacer w bajkowej scenerii przyjemny.
      Rozrabiające kociaki, to sama radość, mimo iż łapią za pięty i palce.;-)

      Usuń