czwartek, 16 lutego 2017

prawo natury

            Minęło pięć dni, odkąd jesteśmy w chacie. To szmat czasu. Wydarzyło się tak wiele, jakbyśmy chcieli nadrobić czas, kiedy chata czekała na nas. A więc jesteśmy już pięć dni, pięć słonecznych, radosnych dni. Dziś temperatura na naszym tarasie wzrosła do trzynastu stopni. Wydaje się to niemożliwe, biorąc pod uwagę kilkunastostopniowy mróz w chwili przyjazdu. Ale po kolei...
Przyjechaliśmy, gdy na zewnątrz były bardzo niskie temperatury. Parę dni wcześniej podobno nawet do dwudziestu dwóch stopni, oczywiście nocą.
Pomimo, iż z miasta wyjechaliśmy w południe, nie udało się nam dojechać do Bóbrki przed zachodem słońca i jak zwykle wjeżdżaliśmy na teren naszej posiadłości późnym popołudniem. Chata drzemała sobie  w zupełnych ciemnościach, a wjazd na górny parking był zasypany. Zastanawialiśmy się czy zdołamy wjechać, ale wysoki samochód, napęd na wszystkie koła był naszym sprzymierzeńcem. Zjechaliśmy pod górną bramę. Jędrek długo mocował się z  zamarzniętą kłódką. W końcu chuchanie i dmuchanie, rozgrzewanie w dłoniach, pomogło i zamek puścił.
        -- Hura ! -- krzyknęłam w duchu i z odetchnęłam z ulgą, bo już w tyle głowy pojawiała mi się wizja noclegu na stromej dróżce przed bramą. Oczywiście w samochodzie, a nie w małym jaskrawym namiociku, w którym nocują ekspedycje wspinaczy. A swoją drogą zawsze gdy oglądam w tv filmy z takich wypraw, zastanawiam się, jak to możliwe, że w takich małych namiocikach, często uczepionych do wyłomów skalnych na prawie pionowych ścianach, mogą sypiać normalni ludzie. Dla mnie to już wyczyn sam w sobie i  nie potrzeba chyba zdobywać szczytów, aby udowodnić sobie i innym ogromny chart ducha, niezłomny charakter oraz odwagę. Ja jestem bardziej z tych tchórzliwych zmarzluchów, więc zaniepokoiła mnie już sama wizja noclegu w samochodzie. Moja przeklęta wyobraźnia znowu starała się spłatać mi psikusa !
Wygramoliłam się z samochodu i  rozejrzałam wokół. W ciemnościach pod stopami  zobaczyłam białą płaszczyznę  i czarną ścianę naokoło nas. Nie było mowy, aby schodzić do chaty normalną drogą. Zamiast ścieżki mieliśmy wielką śnieżną zaspę. Pozostało nam  schodzenie zakosami po stromym stoku prowadzącym do naszej chaty. Śnieg był twardy, zmrożony. Skrzypiał. Jędrek miał lepiej, bo większy rozmiar buta powodował łatwiejsze utrzymywanie się na powierzchni. Mam małe stopy i chwilami zapadałam się wgłąb śniegu, który skrzypiał jak cięty styropian. Schodziliśmy w ciemnościach. Jak to zwykle bywa, moja latarka odmówiła współpracy, a komórka gdzieś zaginęła w czeluściach torebki. Niewiele widziałam, choć wytężałam wzrok. Macałam stopą podłoże i powoli stawiałam stopę.  Najgorzej było na nierównościach i skosach.
W końcu szczęśliwie dotarliśmy do chaty. W kuchni spojrzałam na termometr. Czerwona kreseczka wskazywała zero stopni. Po godzinie grzania stopni  było pięć.
-- Długi wieczór przed nami ! -- powiedziałam do Jędrka, który co kilkanaście minut podkładał do kominka. A piec pochłaniał polana jak wyjątkowy głodomór. Miał prawo. W końcu nie jadł przez długie miesiące. A w chacie wszystko miało temperaturę około zera.




Do północy rozgrzaliśmy chatę. Myślę, że i opiekuńcze anioły rozgrzały skrzydła, bo poczułam znowu dobrą aurę tego miejsca, a przed snem delikatny ciepły powiew, jak muśnięcie skrzydeł aniołów.
Rankiem było tak jak zwykle, czyli jakbym cały czas tu mieszkała. I nigdy nie wyjeżdżała.
        -- Znowu jestem wiejska babka ! -- zaśmiałam się w duchu i z uśmiechem oraz dobrym humorem poszłam zdobywać świat! Oczywiście zaczęłam od parzenia kawy, bo bez porannej kawy jestem jak ślepy nietoperz, nie nadaję się do zdobywania niczego poza łazienką....

Na dworze szarogęsiła się zima. Jędrek odkopał dolną bramę i mogłam wyjść zwykła drogą.


Słoneczko od rana świeciło ochoczo, jakby chciało nas ośmielić.  Zalew częściowo skuty lodem  był cichy i tajemniczy. Po chwili już wiedziałam, że zastygł w przerażeniu , bo na brzegu wydarzyły się mrożące krew w żyłach zbrodnie.



                                   Biada tym łabędziom, które wpadły w głodne paszcze ...
 
Idąc brzegiem odkryliśmy, że  to nie płaty śniegu leżały sobie na odsłoniętych przez słońce łachach. To resztki z wielkiej uczty! Niedojedzone ochłapy ze zwierzęcego stołu...



                                 Jacyś mordercy grasowali na brzegu.... Lisy ? Wilki?



To była solidna uczta, patrząc po porzuconych resztkach. Szkoda tych pięknych ptaków, ale i głód wśród drapieżników był wielki. Śnieg głęboki... No cóż;  prawo natury!


             Ale i bobry nie żałowały sobie. Ślady ich obżarstwa widać na korze drzew.

                                            Niektóre drzewa zostały nieźle ostrugane.
        Woda w zalewie perliła się w miejscach niezamarzniętych. Z dnia na dzień przybywało wolnej    od lodu powierzchni. Tam pływały stada łabędzi.



 Starym zwyczajem zajrzeliśmy też do Polańczyka. Plaża zasypana śniegiem na zdjęciu nie różni się od tej pełnej piasku. Słoneczko  przyświeca. Tylko Solina nadal skuta lodem, zaśnieżona.
Trzeba wielu słonecznych dni, aby odtajała.





          Za pryzmami śniegu tkwią w oczekiwaniu porzucone żaglowce. A słońce coraz wyżej!

             Przez parę dni naszego pobytu śnieg skurczył się, jak źle wyprany sweterek. Temperatura za wysoka! Jak tak będzie dalej, to niedługo stoki się zazielenią. I zima odejdzie. Takie prawo natury!

8 komentarzy:

  1. Przemrożoną chatę trzeba oswoić, pootwierać, niech ciepło najdzie w każdy zakamarek, bo nawet w kubku mróz:-) a potem to już tylko przyjemność; utrzymujemy naszą chatkę przez całą zimę, jeździmy z mężem na zmianę, a w weekend spotykamy się razem:-) ale co nasza odległość w porównaniu z Twoją, tylko 60 km; pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację Maryniu, zimno chowa się wszędzie; w szufladach, w pościeli. Pewnego razu bardzo zmęczona po podróży usnęłam w takim zamrożonym łóżku. Po dwóch godzinach zbudziło mnie lodowate biodro. Musiałam wstać , rozgrzać przy kominku koc, zawinąć się nim i dopiero mogłam dalej spać, owinięta w koc pod grubą kołdrą. Od tego czasu pierwszej nocy stosuję ogrzewanie koca. To dobry sposób na lodowaty materac.
      Po nagrzaniu chaty jest cudnie i nigdy tutaj nie marznę, inaczej niż w mieście, gdzie czasem jest mi chłodno. Mam nadzieję, że tym razem pobyt w chacie będzie dłuższy i w tym półroczu nie będzie powtórki z wyganiania zimna z chaty. pozdrawiam serdecznie:))

      Usuń
  2. Ja do swojej chaty zawitam dopiero na wiosnę i bardzo na to czekam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiosna chyba już powoli zdąża w naszym kierunku. Słoneczko grzeje jak szalone, przynajmniej tutaj w Bieszczadach. Myślę, że tak jest w całej Polsce.Ani się nie obejrzysz, jak i Ty zawitasz do swojej chaty.Ale wiem jak to jest czekać na coś przyjemnego. Czas się bardzo dłuży. Życzę Ci, aby ten moment nastąpił jak najszybciej. Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. O!!! jak bardzo lubie takie opowiesci i takie przygody, wyobrazam sobie Wasze szczescie! pozdrawiam i przesylam troche wiosny z Portugalii, tutaj juz jest wiec do Polski zawita niebawem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj w mojej chacie Grażynko! Cieszę się, że zainteresowało Cię nasze bieszczadzkie życie. Niby nic specjalnego się nie dzieje, a jednak nigdy się nie nudzimy. Lornetka jest pod ręką i podglądamy przyrodę.
      Dziś kruki kończyły resztki z wilczego albo lisiego stołu. Przyleciała ich cała chmara. Obsiadły szczątki łabędzi i ucztowały.
      Wyobrażam sobie , jak pięknie musi być u Ciebie w Portugalii, skoro już przyszła wiosna. U nas już też coraz cieplej i wiatr w południe pachnie inaczej niż zimą, więc pewnie od Was przypłynie wiosna. Oby szybko, bo świat stanie się radośniejszy. pozdrawiam;)

      Usuń
  4. Cudny, sielski czas, jak dobrze, że Wam się udało pobyć tam tyle dni, wypocząć, nacieszyć się, nachapać i naładować akumulatory

    OdpowiedzUsuń
  5. Ładowanie akumulatorów jest bardzo ważne. Trzeba mieć takie miejsce, gdzie człowiek regeneruje siły. Gdzie żyje z dala od zgiełku miast, obserwując przyrodę. Ja w chacie zawsze zwalniam. Na wiele rzeczy, na które brakuje mi czasu w mieście, znajduję czas tutaj i robię to z prawdziwą przyjemnością. Daje mi to wiele radości. pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń