sobota, 24 września 2016

iskiereczka mruga

        Chciałoby się zaśpiewać; " na Wojtusia z popielnika iskiereczka mruga..." , gdy wieczorem płoną polana w kominku. Dnie kurczą się. Coraz szybciej zapada zmrok. Chłód znad zalewu wygania nas wieczorem do chaty, mimo iż w ciągu dnia bywa ciepło. Już nie przesiadujemy do późnej nocy na tarasie. Zrobiło się jakoś nostalgicznie. I zatęskniłam za przyjaciółmi, rodzinką, miastem...

Parę dni temu na chwilę wróciłam do miasta. Po pierwsze, aby z tatą pojechać do hematologa na badania kontrolne, spotkać się z przyjaciółmi i odkurzyć stare przyjaźnie, a także wzmocnić więzy rodzinne.
"Odgruzowuję" miejskie mieszkanie, bo szyby straciły blask, na regałach stoją zakurzone książki, zszarzałe firanki smętnie zwisają z karniszy... Jędrek robi porządek w ogrodzie.  Powoli wszystko wraca do normy. I jest tak jakbyśmy w ogóle nie ruszali się z miejsca.
Jednak wiem, że za chwilę znowu znajdę się w chacie i poczuję się również tam na swoim miejscu.
Może zobaczę kolejnego bobra nurkującego w chłodnej wodzie? Niedaleko od naszej posiadłości wybudowały wielkie żeremia i pracowicie znoszą gałązki. Może też szykują się do zimy.
Ja w tym roku bardzo powoli przygotowuję przetwory. Usmażyłam śliwkowe powidła, zrobiłam parę słoików z grzybkami. Ususzyłam prawdziwki, część borowików zamroziłam. Kupiłam wiele litrów miodu. Będę po dwa litry sukcesywnie  podrzucała dzieciom.
Łąki płowieją. Drzewa zmieniają barwę  na cieplejszą, wielobarwną. Jarzębiny, dzikie róże chwalą się czerwienią korali...
Tylko krety pracowicie kopią swoje kopce, szukając pędraków. Jędrek walczy z nimi jak może. Wypowiedział też wojnę nornikom i nornicom. Nie wiem dlaczego uwzięły się na nasz stok i wygląda on jak szwajcarski ser. Gdy chodzę poniżej chat, trawnik jest pofałdowany, grząski od krecich kopców i mysich korytarzy. Łatwo o skręcenie stopy.


Za to znowu odezwały się ptaki. Przez większość letnich dni nie słyszałam ich. Nie wiem, czy było zbyt gorąco, czy nie miały czasu na trele, zajęte wychowywaniem swoich pociech. Myślę, że większa część ptasiej ekipy wymieniła się. Jedne odleciały, za to inne przyleciały na zimę. Zwykła wymiana turnusów. Tak jak i turystów. Teraz nastał czas na grupy studentów  wędrujących po górskich szlakach oraz emerytów. W końcu i jesień ma swój urok. Dla mnie jest wyjątkową porą roku. Urodziłam się jesienią.
Przez ostatnie dnie pobytu w chacie w nocy towarzyszył nam koncert jelenich ryków. Trzy jelenie urządziły sobie popisy na pobliskim Berdzie. Czasem nawet odgłosy rykowiska budziły nas nocą ze snu. Budził nas też księżyc żniwiarzy. Niesamowicie jasny reflektor księżyca. Nazwa ta pochodzi stąd, że kiedyś przy tak jasnym świetle żniwiarze zbierali na polu kłosy pozostałe po zwiezionych snopkach zboża.
 Jednak nadal najpiękniejsze są poranki, wyłaniające się zza mgły, rozzłocone wstającym słońcem.
Za parę dni znowu rankiem zobaczę Berdo w białej szlafmycy mgły. I do tego widoku tęsknię. 


2 komentarze:

  1. Znam to, znam. W chacie tęsknię do mieszkania a w mieszkaniu do chaty. Ale do chaty bardziej. Ale za to mam dwa życia, podwójne szczęście i dubeltowe emocje.

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie! Czyli nie tylko ja. W mieście zaspokajam swoje potrzeby społeczne, bo bardzo lubię ludzi, a na wsi swój związek z przyrodą.Bardzo długo nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo potrzebuję wtopić się w pozorny spokój łąki, wsłuchać w śpiew ptaków, brzęczenie pszczół i poczuć, że jestem małą cząsteczką tego wspaniałego świata. Odkryłam to wędrując samotnie na Biskupią Kopę w Górach Opawskich. I już wtedy nie byłam bardzo młodą dzierlatką.Z roku na rok coraz bardziej czuję, że bez różnych cud techniki i elektrotechniki można żyć, ale bez przyrody nie. Miło mi, że do mnie zaglądasz.

    OdpowiedzUsuń