środa, 1 czerwca 2016

Gdzie sypialnie aniołów

 Mój dzisiejszy post, już wspomnieniowy, bo wróciłam z chaty, będzie o magii. Moja magia w chatach, to tajemnicze chwile towarzyszących mi poranków i wieczorów.
W tym pośpiesznym poście nie będę pisała o całym pobycie, bo wiele wydarzyło się. Tym razem chciałabym powspominać jedynie o czasie wieczornym, gdy chaty zapadały w wieczorny sen.

Tym razem z uwagi na towarzyszącego nam ojca, mój własny czas w chacie dzieliłam na poranne obserwacje drozdów i ich walki terytorialne, kiedy to z kawą w ręce zasiadałam rankiem na tarasie, a wieczorne spacery, na których napawałam się niesamowitym spektaklem przyrody przygotowującej się do snu. Moje spacerki owocowały w  barwne zdjęcia, nawet jeśli słońce już układało się do snu. 
Wyobraźnia podsuwała mi kolorowe piernaty aniołów, zalegające ogromne sypialnie nieboskłonu. Czyż te chmury nie wyglądają, jak poduchy wykończone złotą koronkową falbanką?

Urok chowającego się za górkę słońca jest niesamowity. Przyciąga wzrok, jak ogień trzaskający na kominku. Tworzy magiczny nastrój. Brzozy wydają się być oblepione zielonymi aniołami, które kołyszą się na gałęziach. Nie ma wiatru, a gałęzie kołyszą się, szeleszczą... Taka kołysanka aniołów.
 Ostry reflektor  światła wydobywa z kępy kwiatów całą gamę odcieni. I ogród zdaje się bajkową krainą. Tylko usiąść i cichutko opowiadać dzieciom bajeczki o tajemniczych ogrodach, krainach. Wsłuchana w ostatnie świergoty ptaków, oczarowana bajkowym światłem lubię zapadać w lawendowy nastrój wieczoru. Myśli odlatują daleko, ogarnia mnie spokój. Odpoczywam od całodziennej krzątaniny. Jest miło i sennie.

Nie każdy wieczór kończyłam nieśpiesznym momentem na tarasie. Starałam się też spacerować. Spacer na zaporę w Myczkowcach jest miłym akcentem kończącym dzień.
     Tata starał się chodzić rankiem, zaraz po śniadaniu. Miał wtedy najwięcej energii i siły.
 Lubię obserwować chatkę z daleka, jak wyziera zza kępy drzew. Nawet z drogi widzę, jak tam dobrze, zacisznie i cicho. Czekam na moment, gdy światło dnia zaniknie. W mroku  widać jej oczy błyszczące toczącym się wewnątrz życiem. Około północy zasypia.
Na koniec mała refleksja. Nic dziwnego, że odwiedzają nas zwierzęta; sarny, mnóstwo ptaków i mniej sympatyczne  miedziany padalec, a nawet żmije. Boję się żmij, szerszeni, ale muszę uczyć się żyć obok nich. To w końcu my tutaj jesteśmy intruzami.

6 komentarzy:

  1. Coś magicznego jest w tych wieczornych spektaklach... Właśnie podziwiałam u siebie burzowe obrazy malowane na niebie przez chmury, zachodzace słońce i błyskawice... niesamowite! A jakie zapachy... Piękne zdjęcia Twojej chaty, widać że ją kochasz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chata jest urzeczywistnieniem mojego marzenia. Zatem trudno jej nie kochać. Ma niesamowicie dobrą energię. Wkomponowala się zieleń i to prawdziwy nasz azyl. Pozdrawiam serdecznie. Miło Cię znowu gościć. :)

      Usuń
  2. Światło to magia i moc i uroda i spokój i emocje. Tylko trzeba umieć to widzieć i czuć a Ty to potrafisz

    OdpowiedzUsuń
  3. Złotawe światło zachodu, miękkie cienie, srebrzyste pyłki, no spektakl na niebie:-) uwielbiam ten czas, u mnie słońce chowa się za Kopystańką, jeszcze trochę, a rozpocznie powrotną wędrówkę po nieboskłonie, a szkoda! nie bój się żmij, one nie atakują, uciekają przed człowiekiem, po prostu trzeba uważniej patrzeć pod nogi; pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zalew Myczkowski to pewnie Bieszczady :) Kocham! Cudowne zdjęcia, szczególnie zachód słońca nadaje zawsze skończonemu się dniu niesamowitej magi...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bożenko, napisz choć krótko bo tęsknimy. My i anioły nad Bieszczadem.

    OdpowiedzUsuń