Rozsypały się kolory w moim miejskim ogródku, jakby malarzowi świata wypadła z dłoni paleta. Jest wiosennie, kolorowo, a ja nie wiem, jak się czuję z nadmiarem wolności. Powinno mi być tak samo kolorowo na duszy, a nie jest. Chcąc określić mój stan mogłabym powiedzieć, że jest mi dziwnie. Jeszcze nie zamknęłam dobrze drzwi od starego życia i boję się uchylić drugie, do nowego. Trzymam obie dłonie na klamkach... Powinnam budować, cieszyć się z wolności, szaleć z radości. Powinnam! A co robię? Jestem już przez dwa tygodnie w mieście, po imprezie na której żegnałam się z moim zespołem i ciągle mam syndrom odstawienniczy. Nerwowo zrywam się z rana, spuszczam stopy z łóżka i niepewnie robię krok w nowy dzień, nowego, starego życia. Patrzę na wiosenne postępy w moim ogródku i piję kawę, jem śniadanie. Wolno, niespiesznie, z Jędrkiem po drugiej stronie stołu. Tak jak zawsze chciałam. I mam wyrzuty sumienia, że tak właśnie niespiesznie... Wiem, że to głupie. Ale tak mam. Później sprzątam,odkurzam, myję...Odkurzam, ścieram... Jakbym tymi czynnościami chciała zmyć ślady wieloletnich zawodowych zmagań, zagłuszyć wyrzuty sumienia, że odpuściłam i nie pracuję zawodowo, bo... Przecież nigdy dotąd nie byłam miłośniczką latania od rana do nocy na szmacie, odkurzaczu, czy miotle. A może w tej wiosennej poczekalni mentalnie przymierzam się, tylko do czego ?. W podświadomości układam jakiś plan.??? | |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz